Nieprzeczytane posty

Malezja

1
Malezja styczeń

Moją podróż do Malezji zaplanowałam na miesiąc styczeń. Wtedy właśnie miałam ferie, więc mogłam bez kłopotu wyrwać się na kilkanaście dni z domu i odpocząć od codziennych obowiązków. Przygotowania do podróży trwały dosyć długo, ponieważ już w wakacje rozpoczęłam poszukiwania biletu lotniczego w cenie, która nie pochłonęłaby całego budżetu, który planowałam przeznaczyć na tę wyprawę. Codziennie zaglądałam na przeróżne strony internetowe, które oferowały tanie loty. Okazało się, że „tani” to jednak pojęcie bardzo względne. Ceny przez wiele miesięcy oscylowały w podobnym przedziale i nie było to niestety na moją kieszeń. W końcu około listopada coś się ruszyło i było mnie stać na wykupienie przepustki do raju :)

Jak Wam pewnie wiadomo nie ma bezpośrednich połączeń Polska-Malezja. Najpierw musiałam się zdecydować z którego Państwa będzie mi najłatwiej dotrzeć do kraju docelowego. Wybierałam pomiędzy Niemcami a Anglią. Wybór padł na Anglię, a dokładnie Londyn.

W piątek w południe pojechaliśmy na lotnisko do Warszawy (miejscowość w której mieszkam jest oddalona od Warszawy ponad 200 km) i stamtąd szybciutko samolotem linii lotniczych Ryanair dotarłyśmy na lotnisko Stanstet. Lot był przyjemny i minął całkiem szybko bez większych turbulencji.
Nigdy wcześniej nie byłam na tym lotnisku. Ciężko było się połapać co, gdzie i jak, ale mieliśmy sporo czasu na poznanie tego miejsca, ponieważ nasz lot do Kuala Lumpur, stolicy Malezji, miał być dopiero za 12 godzin. Po godzinie (chyba) 22.00 większość barów, kafejek i sklepików była już pozamykana, więc rozłożyliśmy się wygodnie na jednej z ławeczek z książką i laptopem w ręce i próbowaliśmy przeczekać nockę w poczekalni lotniska. Dobrze, że udało nam się znaleźć miejsce w pobliżu gniazdka elektrycznego, bo bateria do laptopa wystarczyłaby nam tylko na 2 godziny. O poranku, gdy wywołano nasz lot stanęliśmy z sercem na ramieniu w dłuuuuuuugiej kolejce w oczekiwaniu na odprawę. Tym razem czekało nas 12 godzin lotu. Niby nic, ale mając świadomość, iż wsiadam do olbrzymiej puszki po koserwach, która będzie lecieć tak długi czas, czułam się niepewnie. Samolot był faktycznie wielki, ponieważ miał trzy rzędy siedzeń, a w każdym rzędzie 3 fotele.
Zajęliśmy miejsca w samolocie. I czekaliśmy na start. Obok nas usiadł chłopak. Dla niego latanie na tak długie dystanse było chyba normą. Usiadł spokojnie w fotelu, założył sobie na głowę koc i po prostu zasnął. :) Uwierzcie mi fajnie jest mieć takiego towarzysz podróży. Nie gadał, nie pytał, nie wstawał do toalety. Po prostu smacznie spał w czasie, gdy ja całe 12 godzin nie mogłam zmrużyć oka, choć podczas oczekiwania na lot, na lotnisku Stanstet także nie spałam. Na szczęście po około 2 godzinach od startu stewardessa przyniosła nam posiłek. Zamówiliśmy sobie oczywiście posiłek azjatycki:) Był to przedsmak tego, co czekało nas w Kuala Lumpur i na Langkawi.

Po dwunastu godzinach lotu wylądowaliśmy w stolicy Malezji. Tam czekała nas przesiadka na samolot, który leciał na Langkawi wyspę, która słynie z tego, że jest najpiękniejszą wyspą spośród dziewięćdziesięciu dziewięciu wysp na Morzu Andamańskim. Langkawi w języku malajskim znaczy „brązowy orzeł”. Jest to popularny tam gatunek orla żywiącego się rybami i stanowiącego godło Arhipelagu. Po dotarciu na wyspę przywitał nas kierowca, który zawiózł nas bezpośrednio do hotelu. Hotel w którym mieszkaliśmy był tylko trzy gwiazdkowy, ale warunki całkiem miłe, ponieważ dostosowany do turysty niemieckiego. Jego właściciel mieszkał i studiował w Niemczech wiele lat, więc pomimo tego, iż hotel zapewniał tylko śniadania, były one bardzo smaczne i ładnie podane w postaci szwedzkiego stołu. To co mi sprawiało największą frajdę to położenie hotelu.
Plaża Langkawi
Plaża Langkawi
malezja 359.jpg (109.67 KiB) Przejrzano 7540 razy
Znajdował się on pierwszy przy plaży, więc z dala od tłumu turystów, hałasu i głośnych dyskotek. Plaża była szeroka, piękna a jej piasek wyglądał jak złoto. Woda w morzu była ciepła i przejrzysta, ale na kąpiele zbyt niebezpieczna. W okresie naszego pobytu znajdowało się tam zbyt wiele meduz i wszędzie stały znaki ostrzegające przed tymi żyjątkami.
malezja 386.jpg
malezja 386.jpg (187.85 KiB) Przejrzano 7540 razy
Podobno kilka dni przed naszym przyjazdem jeden angielski turysta został tak bardzo przez nie poparzony, że już nie wrócił do domu z wycieczki. Położenie to miało jeszcze jeden plus. Z jednej strony hotelu było morze, a z drugiej znajdował się las tropikalny ze skaczącymi małpkami i pełzającymi gadami:) Niestety nie obyło się także bez komarów, które bardzo nas atakowały. Jeśli ktoś wybiera się w tropiki powinien pamiętać o jakimś zabezpieczeniu przed tymi owadami.
Po krótkim odpoczynku wyruszyliśmy na zwiedzanie wyspy. Nie jest ona wielka, ale wszędzie panujący upał pozwolił nam tylko na kilka godzin spacerów. Później odnaleźliśmy uroczą knajpkę z typowo malezyjską kuchnią i cieszyliśmy się pikantnymi smakami potraw, bo niestety w Polsce nie ma szans na zjedzenie kurczaka w sosie curry ze świeżymi przyprawami.

Po 2 dniach lenistwa, spacerów po plaży i objadania się najwspanialszym jedzeniem pod słońcem uznaliśmy, że nadszedł czas na zwiedzenie najciekawszych miejsc wyspy Langkawi.

Udało nam się znaleźć wypożyczalnię samochodów. Pan dokładnie spisał wszystkie rysy jakie znajdowały się na samochodzie, które powstały w wyniku użytkowania przez innych wypożyczających i wręczył nam kartę pojazdu. Cała procedura trwała ok 15 minut. Wyspa nie jest duża i ruch na niej jest umiarkowany. Musieliśmy jednak uważać, ponieważ w Malezji obowiązuje ruch lewostronny. Pierwszym miejscem, które chcieliśmy zobaczyć była góra Gunung Mat Cinchan. Na jej szczycie znajduje się most, który jest nazywany Sky Bridge. Tę nazwę zawdzięcza on swojej konstrukcji. Most jest zawieszony na linach. Nie podtrzymują go żadne filary. Sprawia więc wrażenie zawieszonego na niebie.
Żeby dotrzeć do mostu pojechaliśmy na drugi koniec wyspy. Znajduje się tam Wioska Orientalna – Oriental Village. Można w niej dokonać zakupów (ale raczej samych tandetnych rzeczy, które można kupić w naszych sklepach wszystko za 2 złote), zjeść azjatyckie potrawy, odpocząć i co najważniejsze przejechać się kolejką linową. Podczas jazdy na szczyt góry można dokładnie obejrzeć całą wyspę Langkawi i kilka jej sióstr. Widoki są prześliczne. Mi najbardziej utkwił widok portu z białymi masztami łódek i morza z kilkoma maleńkimi wysepkami.
malezja 241.jpg
malezja 241.jpg (136.9 KiB) Przejrzano 7540 razy
Podróż kolejką nie trwa długo i jest podzielona na dwa etapy. Można wysiąść w połowie drogi i pójść dalej pieszo, lub pojechać dalej wagonikiem. My, pomimo ponad trzydziestostopniowego upału, wybraliśmy spacer. Do szczytu dotarliśmy bardzo zmęczeni, ale było warto, ponieważ w lesie spotkaliśmy całą masę egzotycznych zwierzątek. Od pająków po jakieś pełzające.
Most zachwycił nas swoimi rozmiarami i tym jak wyglądał. Pierwsze kroki postawione na nim też przyprawiły nas o lekką adrenalinę, ponieważ most drgał pod wpływem wiatru. Spacer po moście to niezapomniane przeżycie. Widoki, które mieliśmy przyjemność oglądać były takie, jakie mamy okazję oglądać na pocztówkach i w przewodnikach turystycznych. Jednak to, co widać na obrazku, a to, co można zobaczyć gołym okiem stojąc na Sky Bridge i poczuć atmosferę miejsca, wywarło na mnie ogromne wrażenie.
W dół zjechaliśmy również kolejką. W czasie oczekiwania na wagonik miałam okazję zrobić kilka zdjęć hinduskom (które wraz z mężami i dzieciakami również zwiedzały Malezję). Kobiety ubrane w piękne, kolorowe sari niezbyt chętnie pozowały do zdjęć, ale ja niestety nie mogłam się oprzeć pokusie, by potem w albumie pokazać swojej córeczce te wielobarwne suknie, których u nas na ulicy raczej spotkać nie mam szansy.

Tego dnia już nie mieliśmy więcej sił na zwiedzanie wyspy, więc kolejne atrakcje odłożyliśmy na następne dni.
W ciągu kolejnych 3 dni zwiedziliśmy jeszcze farmę krokodyli (Crocodil Farm), ptasi raj , wodospady i wioskę książek.
Wioska książek to dom w stylu malajskim znajdujący się w lesie deszczowym. Jest to antykwariat rzadkich książek o przeróżnej tematyce. Schodząc do wioski można zanurzyć stopy w chłodnym strumyku i posiedzieć w cieniu pod altanką. Miejsce to jest urokliwe i zmusza do pozostania w nim chwilę dłużej.
Bardzo interesująca była nasza kolejna wycieczka do Farmy Krokodyli. Taman Buaya Langkawi Crocodil Farm, bo tak jest również nazywane to miejsce zajmuje powierzchnię 20 hektarów i można tam zobaczyć ok 1000 krokodyli. Niesamowitą frajdę sprawia pokaz, który odbywa się dwa razy dziennie. O godzinie 11.15 i 14:45, więc jeśli ktoś ma ochotę na niego zdążyć proponuję wybrać się właśnie w tych godzinach. Niestety nie jest to pora sprzyjająca spacerom ponieważ słońce bardzo przypieka, ale tubylcom chyba to wcale nie przeszkadza;) Koniecznie należy pamiętać o kremie z filtrem 


Od zawsze, a właściwie odtąd, odkąd pamiętam, gdy ktoś pytał mnie jakie jedzenie smakuje mi najbardziej odpowiadałam, że włoskie i chińszczyzna. Od wyjazdu do Malezji z pełnym przekonaniem odpowiadam, że malezyjskie. Jest ono bardzo pikantne i język i przełyk cierpią niemiłosiernie, ale to najlepsze jedzenie, jakie miałam okazję kiedykolwiek jeść. Uwielbiam owoce morza i kurczaka w curry. Zawsze prosiłam o medium spicy, czyli średnio pikantne, a i tak moje podniebienie ledwo było w stanie to znieść. Najciekawsze było to, że po 2 tygodniach takiego jedzenia, gdy wróciłam do domu, wszystkie potrawy wydawały mi się bezpłciowe i musiałam je nieco mocniej przyprawiać  Mężowi i córce się to jednak nie za bardzo podobało.
Podczas pobytu na wyspie zajrzeliśmy także do restauracji chińskiej i indyjskiej. Jedzenie w nich było smaczne, na pewno dużo lepsze niż Polsce, ponieważ przygotowywane było przy użyciu świeżych przypraw, a nie takich z torebki, lecz malezyjskie według nas pobiło je na głowę :)


Po spędzeniu dziesięciu cudownych dni na wyspie powróciliśmy samolotem do Kuala Lumpur. Znów zaraz po wylądowaniu i odebraniu naszych bagaży przywitał nas kierowca przysłany przez hotel. Mężczyzna załadował nasze torby do samochodu i ruszyliśmy w około trzydziestominutową podróż do Hotelu Savoy. Hotel onieśmiela swoim wyglądem. Jest olbrzymi i jego obsługa zajmuje się gośćmi tak, że nie musimy się już o nic martwić. Zostaje nam tylko pamiętać o drobniakach na napiwki. Gdy docieramy do pokoju, nasze bagaże już tam są. Wyglądamy przez okno i naszym oczom pokazuje się najwspanialsza budowla stolicy, a mianowicie Petronas Twin Towers.
malezja 431.jpg
malezja 431.jpg (121.46 KiB) Przejrzano 7540 razy
Jest południe, więc nie tracimy czasu na oglądanie miasta z okien hotelu. Przebieramy się w jakieś wygodne ubrania i ruszamy do centrum miasta. Wcześniej znajomi poinformowali nas, że przy wyborze taksówki należy się kierować jej kolorem, ponieważ to od koloru pojazdu zależy cena przejażdżki. Wybraliśmy oczywiście tę najtańszą opcję. Gdy dotarliśmy na miejsce, okazało się, że nasze stroje nie podobają się tubylcom. Sukienki na ramiączkach i krótkie spodenki były, według nich, zbyt skąpe, co okazywali nam nie tylko wzrokiem, ale i słownie. Byliśmy nieco zaskoczeni, ponieważ na wyspie nie zwracaliśmy na to żadnej uwagi. Po prostu ubieraliśmy się tak, jak nam było wygodnie. W stolicy jednak obowiązują inne zasady. Nawet kobiety w windzie wypytywały nas o nasze stroje i o to, gdzie je kupiłyśmy. Ogólnie zostaliśmy dostrzeżeni, choć wcale tego nie planowaliśmy. Następnego dnia już przerzuciliśmy się na dłuższe spodnie i zakryte ramiona.

W stolicy Malezji zaskoczyło nas wiele. Od pięknie, świątecznie przystrojonych ulic i uroczych sklepików po brudne i chodniki i ulice. Kontrast był olbrzymi. Skorzystaliśmy z możliwości podróżowania komunikacją miejską w postaci tramwaju poruszającego się nad ulicami miasta.
malezja 446.jpg
malezja 446.jpg (123.64 KiB) Przejrzano 7540 razy
Słynne dwie wieże Petronas Twon Towers to widok niezapomniany. Potrafią zrobić olbrzymie wrażenie na turystach, nie tylko my przyglądaliśmy się im z olbrzymim zainteresowaniem. Podobno każda z wież była budowana przez inną firmę. Firmy konkurowały między sobą, która dokończy budowę szybciej i lepiej. Wieże są połączone ze sobą mostem, który jest otwarty dla turystów i osób pracujących w biurowcach znajdujących się w budynkach. Mają tam siedzibę między innymi IBM i Microsoft.
Na dole znajduje się olbrzymie centrum handlowe. Jedno z jego wyjść skierowane jest do parku z fontannami.
Kolejnym naszym punktem był targ chiński. Spory obszar z kramami, gdzie można kupić od ubrań i zegarków po drobne pamiątki. Te rzeczy można najczęściej kupić potem w internecie jako oryginały Armaniego, Gucciego i innych projektantów za niewielką cenę 35 PLN :)
malezja 456.jpg
malezja 456.jpg (196.99 KiB) Przejrzano 7539 razy
Niestety nasz pobyt w Kuala Lumpur był zaplanowany tylko na trzy dni, więc nie mogliśmy zwiedzić wszystkiego, co w tym mieście należałoby zobaczyć. Udało nam się dotrzeć do Masjid Jamek, czyli Meczetu Jamek, który znajduje się w centrum miasta. Jest to miejsce w którym osiedlili się pierwsi mieszkańcy miasta. Meczet znajduje się u zbiegu rzek Gombak i Klang. Nie jest on duży, ale jest prawdziwą ozdobą Kuala Lumpur.

Ostatniego dnia, tuż przed odlotem postanowiliśmy obejrzeć słynny Gmach Sułtana Abdula Samada.
Pałac ten wyróżnia się elementami architektonicznymi w stylu mauretańskim błyszczącymi miedzianymi kopułami oraz wysoką na 130 metrów wieżą zegarową. Budynek zaprojektowany został przez architektów Normana i Bidwella. Był on budowany dwa lata i jego budowę zakończono w 1897 roku. Podobno przez długi czas stanowił on siedzibę administracji brytyjskiej, później mieściło się tam kilka różnych instytucji rządowych. Wraz z Wieżą Zegarową o wysokości 41 m jest jednym z najokazalszych i najczęściej fotografowanych budynków w mieście. Teraz mieści się w nim Sąd Najwyższy i jest niestety niedostępny dla zwiedzających.
Z Kuala Lumpur do Anglii wylecieliśmy wieczorem i nasza podróż była oczywiście nieco dłuższa od podróży do Malezji. Jest to związane z obrotem ziemi, lecz tym razem byłam tak zmęczona dużym miastem, jego hałasem, wszędzie trąbiącymi samochodami i krzyczącymi ludźmi, że zasnęłam bez większych problemów po tym jak stewardesa podała nam azjatycki posiłek.
Niestety po dotarciu na lotnisko Stanstet okazało się, że godzina, którą zaplanowaliśmy sobie na przesiadkę do samolotu lecącego do Polski, to zbyt mało czasu na odebranie bagażu z terminala i przejściu do sali odpraw, więc musieliśmy wykupić kolejne bilety do Poznania, ponieważ nie dało się prze bukować poprzednich. Na lotnisku musieliśmy więc poczekać kolejne kilka godzina na lot do Polski.
Cała wycieczka pozostanie na długo w moje pamięci. Pokochałam Azję i na pewno jeszcze tam wrócę :)
Załączniki
malezja 241.jpg
malezja 241.jpg (136.9 KiB) Przejrzano 7539 razy
ODPOWIEDZ

Wróć do „Malezja”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 20 gości

cron