Lot trwał już jedenaście godzin i miałem wrażenie, że nigdy nie dolecimy do upragnionej Dominikany. W końcu wylądował, wysadzili nas na płytę lotniska i jak stado baranów zostaliśmy przeprowadzeni do szałasu pokrytego wyschniętymi liśćmi palmowymi. Z daleka wyglądało jak wiejska strzecha, albo stodoła, a my mieliśmy mieć tam odprawę paszportową.
To było międzynarodowe lotnisko i taki los nas spotkał, pomyślałem, jednak okazało się zupełnie coś innego. Lotnisko z zewnątrz wyglądało mało poważnie, lecz od wewnątrz wyposażone, jak w rozwiniętych krajach. Lotnisko było przestronne, konstrukcja nowoczesna, a pokrycie liśćmi palmowymi jest tradycyjne i skutecznie chroni przed upalnym słońcem. Także brak ścian daje naturalną klimatyzację.
W dwa małżeństwa zamieszkaliśmy w kompleksie hotelowym na Puna Cana, przepięknej okolicy i czuliśmy się jak miliarderzy mający cały świat u stóp. Tu się obsługa kłaniała, tam zachęcali do jedzenia, jak w dzieciństwie rodzice. Zawsze mam świadomość, że to za moje pieniądze są tacy przesadnie mili, ale kiedy pojechałem na wycieczkę i zobaczyłem biedę oraz nierówności społeczne, to poczułem wstyd, że korzystam z tej nierówności. W takiej sytuacji najlepiej nie myśleć nad marnością tego świata, tylko brać garściami z hektarowych stołów żarcie i picie, a w pokoju poprawić z barku.
Nieprzeczytane posty
Dziękli za info.
Re: Dominikana - Saona
2Saona Island to mała wyspa na Morzu Karaibskim, tropikalna i jakże piękna. Będąc na wczasach na Dominikanie, popłynęliśmy tam katamaranem, jako wycieczka fakultatywna. Rejs w tamtą stronę trwał ok. dwóch godzin, a z powrotem znacznie krócej. A że krócej, to wcale nie z powodu rumu.
Mieszkańcy Karaibów to rozbawione i roztańczone ludy, więc i nam się udzieliło. Oczywiście z pomocą rumu z colą, która suto częstowali. Jeśli ktoś na łodzi miał pustą szklaneczkę, to zaraz mu ją napełniali. I odmówić nie wolno było, a wyjątek to kobiety w ciąży. Tylko że takich brak, a więc wszyscy więcej, lub mniej mieli w czubie. Ja i Mieciu więcej.
Przybiliśmy katamaranem do wyspy i turyści chwiejnym krokiem wyszli na ląd. Kiedy stanąłem na plaży pomimo, że to marzec, uderzyło mnie piekielne gorąco. W takiej spiekocie bez płynów byłoby krucho, więc czym prędzej z Mieciem podążyliśmy do wodopoju, którym był barek z napojami urządzony na nasze przybycie. Wyspa jest prawie niezamieszkana, a w miejscu, gdzie się znaleźliśmy, bezludna. Prócz palm i przepięknej przyrody, nic nie ma. Za to woda w Morzu Karaibskim, jak w wannie. Można w niej siedzieć bez ruchu i nie zmarznąć. To było konieczne, bo w przeciwnym razie groziło ugotowaniem się na plaży. Napoje na nic się nie zdały, a nawet pogorszyły samopoczucie, no bo ile można wypić rumu z colą, pomimo że cienkiego.
Po kilku godzinach pobytu na wyspie zabrano nas z powrotem, lecz już nie katamaranem, a ślizgaczami. Te łodzie motorowe rozpędzały się do prędkości ponad 80 km/godź i zważywszy naszą przytłumiona percepcję, świat ino tak nam migał przed oczami. Nie wiem, jakim cudem nie powypadaliśmy z łodzi, bo skakała po grzbietach fal, a my razem z nią.
Nagle zatrzymaliśmy się i sądziłem, że po to, byśmy znów napili się rumu. W tyle łodzi był barek, a sternik barmanem. Ja z Mieciem chlasnęliśmy sobie jeszcze po dwie szklaneczki i sądziłem, że za dużo, bo dopadły nas halucynacje. Przynajmniej tak sądziłem, kiedy Mieciu pokazał mi Jezusów (na Karaibach to popularne imię) chodzących po wodzie. Było ich dziesiątki, bliżej i dalej, jak okiem sięgnąć. Mieciu rzekł: - Zdzichu, wypijmy więcej, to może znikną. I tak zrobiliśmy, lecz Jezusy nie znikły, a wręcz przeciwnie, sami staliśmy się Jezusami chodzącymi po wodzie. Otóż wiele kilometrów od brzegu wyspy jest mielizna rozciągająca się kilometrami, a woda sięgała do kolan, albo pasa. Niesamowite wrażenie kiedy będąc wiele kilometrów od brzegu chodzi się po wodzie.
Podróż powrotna dobiegła końca i trwała nie dłużej, niż pół godziny. Kiedy wróciliśmy na ląd, stwierdziłem, że muszę tu znów być. I wróciłem, lecz nie fizycznie, a piórem. Ale o tym w innym dziale, ze względu na fikcyjne elementy opowiadania. Ciąg dalszy tutaj https://podroze-forum.pl/viewtopic.php?f=23&t=14798
Mieszkańcy Karaibów to rozbawione i roztańczone ludy, więc i nam się udzieliło. Oczywiście z pomocą rumu z colą, która suto częstowali. Jeśli ktoś na łodzi miał pustą szklaneczkę, to zaraz mu ją napełniali. I odmówić nie wolno było, a wyjątek to kobiety w ciąży. Tylko że takich brak, a więc wszyscy więcej, lub mniej mieli w czubie. Ja i Mieciu więcej.
Przybiliśmy katamaranem do wyspy i turyści chwiejnym krokiem wyszli na ląd. Kiedy stanąłem na plaży pomimo, że to marzec, uderzyło mnie piekielne gorąco. W takiej spiekocie bez płynów byłoby krucho, więc czym prędzej z Mieciem podążyliśmy do wodopoju, którym był barek z napojami urządzony na nasze przybycie. Wyspa jest prawie niezamieszkana, a w miejscu, gdzie się znaleźliśmy, bezludna. Prócz palm i przepięknej przyrody, nic nie ma. Za to woda w Morzu Karaibskim, jak w wannie. Można w niej siedzieć bez ruchu i nie zmarznąć. To było konieczne, bo w przeciwnym razie groziło ugotowaniem się na plaży. Napoje na nic się nie zdały, a nawet pogorszyły samopoczucie, no bo ile można wypić rumu z colą, pomimo że cienkiego.
Po kilku godzinach pobytu na wyspie zabrano nas z powrotem, lecz już nie katamaranem, a ślizgaczami. Te łodzie motorowe rozpędzały się do prędkości ponad 80 km/godź i zważywszy naszą przytłumiona percepcję, świat ino tak nam migał przed oczami. Nie wiem, jakim cudem nie powypadaliśmy z łodzi, bo skakała po grzbietach fal, a my razem z nią.
Nagle zatrzymaliśmy się i sądziłem, że po to, byśmy znów napili się rumu. W tyle łodzi był barek, a sternik barmanem. Ja z Mieciem chlasnęliśmy sobie jeszcze po dwie szklaneczki i sądziłem, że za dużo, bo dopadły nas halucynacje. Przynajmniej tak sądziłem, kiedy Mieciu pokazał mi Jezusów (na Karaibach to popularne imię) chodzących po wodzie. Było ich dziesiątki, bliżej i dalej, jak okiem sięgnąć. Mieciu rzekł: - Zdzichu, wypijmy więcej, to może znikną. I tak zrobiliśmy, lecz Jezusy nie znikły, a wręcz przeciwnie, sami staliśmy się Jezusami chodzącymi po wodzie. Otóż wiele kilometrów od brzegu wyspy jest mielizna rozciągająca się kilometrami, a woda sięgała do kolan, albo pasa. Niesamowite wrażenie kiedy będąc wiele kilometrów od brzegu chodzi się po wodzie.
Podróż powrotna dobiegła końca i trwała nie dłużej, niż pół godziny. Kiedy wróciliśmy na ląd, stwierdziłem, że muszę tu znów być. I wróciłem, lecz nie fizycznie, a piórem. Ale o tym w innym dziale, ze względu na fikcyjne elementy opowiadania. Ciąg dalszy tutaj https://podroze-forum.pl/viewtopic.php?f=23&t=14798
Re: Dominikana - Saona
3Taka wyspa to najlepsza ucieczka od wszystkiego. Naturalna medytacja w zasiegu reki. Choc te 11 godzin na pewno daja w kosc.
Re: Dominikana - Saona
4Jasne, ale tylko na krótko, bo co robić na wyspie prawie bezludnej. Dlatego ja preferuję wczasy tygodniowe, by wracać z niedosytem. Wczasy dwutygodniowe jeszcze się wytrzyma, ale dłuższe juz nie. To by trzeba się wychować w takim miejscu, żeby tam mieszkać. Choć niekoniecznie, bo na przykład na Teneryfie mieszka na stałe dużo Anglików i Niemców, bo to idealne miejsce do zamieszkania. Mówię o części wyspy północnej, gdzie klimat jest idealny.Malibu pisze: 16 lis 2020 05:26 Taka wyspa to najlepsza ucieczka od wszystkiego. Naturalna medytacja w zasiegu reki. Choc te 11 godzin na pewno daja w kosc.
Re: Dominikana - Saona relacja z podróży, porady
5Dominikana jest wciąż przede mną a wyspa Saona bedzie na pewno na mojej liście. Sprawdzałem wycieczki na wyspę, wcale nie są drogie i jak pisałeś dość dużo oferują. Dodatkowo można wybrać kilka opcji wycieczki, można także dodać kilka stopów w innych miejscach, pomyślę o tym. Można to nawet dotrzeć tu z Punta Cana choć to ok 12 godzin trasy ( łącznie z powrotem) + 2 godziny na wyspie ale i tak warto.
Re: Dominikana - Saona relacja z podróży, porady
6Tak, na Dominikanie jest znacznie więcej atrakcji do zobaczenia, lecz w tym upale mi się nie chciało. Widziałem ludzi wracających z wycieczki objazdowej po wyspie wraz z zwiedzaniem Santo Domingo, to wyglądali jak wyprani. Za to wycieczki krajoznawczo przyrodnicze da się wytrzymać, a najlepiej rejs na Saonę, albo inną wysepkę.
Fajnie jak się trafi w okresie karnawału, to na deptaku między hotelowym urządza się imprezy taneczne i miejscowi artyści dają przedstawienia. W ten sposób do rana można się bawić.
Fajnie jak się trafi w okresie karnawału, to na deptaku między hotelowym urządza się imprezy taneczne i miejscowi artyści dają przedstawienia. W ten sposób do rana można się bawić.
Re: Dominikana - Saona relacja z podróży, porady
7Ja polecam Cable Car Puerto Plata. Znajduje się na górze "Isabel de Torres", na południe od pięknego miasta Puerto Plata. Na szczycie góry, nad twierdzą znajduje się pomnik "Chrystusa Odkupiciela" z otwartymi ramionami, który wita odwiedzających. Podczas wizyty można podziwiać wspaniałe widoki na ocean i miasto, a także piękne ogrody, ponieważ góra została ogłoszona Rezerwatem Naukowym dla szerokiej gamy gatunków zwierząt i roślin, które są w niej obecne. A jeśli masz oczy szeroko otwarte, możesz odkryć ukryte jaskinie, które prowadzą do źródeł i strumieni, które wpływają do góry!
Re: Dominikana - Saona relacja z podróży, porady
8Kurcze, przegapiłem takie miejsce! Ale też inne i nie pozostaje nic innego, jak tylko tam polecieć. Tylko kiedy?Klasik pisze: 05 gru 2020 13:40 Ja polecam Cable Car Puerto Plata. Znajduje się na górze "Isabel de Torres", na południe od pięknego miasta Puerto Plata. Na szczycie góry, nad twierdzą znajduje się pomnik "Chrystusa Odkupiciela" z otwartymi ramionami, który wita odwiedzających. Podczas wizyty można podziwiać wspaniałe widoki na ocean i miasto, a także piękne ogrody, ponieważ góra została ogłoszona Rezerwatem Naukowym dla szerokiej gamy gatunków zwierząt i roślin, które są w niej obecne. A jeśli masz oczy szeroko otwarte, możesz odkryć ukryte jaskinie, które prowadzą do źródeł i strumieni, które wpływają do góry!
Re: Dominikana - Saona relacja z podróży, porady
9Lubię zwiedzać jaskinie geologiczne i z takich większych, to Postojna i Skocjańska Jama.Malibu pisze: 22 lis 2020 23:10 Będąc na Dominikanie polecam zobaczyć Monumento Natural Cueva Los Tres Ojos", znany również jako "Parque Nacional Los Tres Ojos"
Jest prawdopodobnie najczęściej odwiedzaną atrakcja w Santo Domingo! Jaskinie i laguny zostały odkryte około stu lat temu i naprawdę zapierają dech w piersiach! Kręte schody prowadzą zwiedzających do szeregu jaskiń wapiennych. Podziemna rzeka - "La Brujuela" - doprowadza słodką wodę do trzech połączonych ze sobą lagun, nazywanych lokalnie "oczami" ze względu na ich owalny kształt. Pierwsza z nich, "Lago de Azufre", słynie z niebieskich wód (ze względu na obecność minerałów wapnia w swoim składzie, a nie z wód siarkowych, jak początkowo sądzono), stalaktytów i stalagmitów. Następnie pojawia się "Lago La Nevera", nazwana tak od jej zimnych wód. Trzecie "oko", "Lago Las Damas", najbardziej płytkie, było używane głównie przez kobiety i dzieci.
Dziękli za info.
Re: Dominikana - Saona relacja z podróży, porady
10Wyspa Saona mnie powalila. Jesli chodzi o inne atrakcje warte uwagi to co powiecie na rózne adventures. Mozna np:
1) Xdream Adventure Tour ma wszystko, 5 przygód w 1 dzień.
7 wodospadów Damajagua, przejazdzka ATV/Quadem, mozna poczuc adrenalinę 8 liniach Zip i odkryj dominikańską przyrodę podczas relaksującej jazdy konnej.
2) 6-godzinna wycieczka z lokalnym przewodnikiem, mozna odkryc dziewiczą część dominikańskiego lasu deszczowego. Mozna skoczyc 150 stóp (45 metrów) w dół lub z 13-metrowego skoku ze ściany kanionu. Śniadanie i cały sprzęt, w tym kombinezon mokry, uprząż, kask i środek ochrony życia, są dostarczane.
Brzmi ciekawie prawda. Chyba musze zaczac korzystac z tego typu atrakcji, w koncu zyje sie tylko raz.
1) Xdream Adventure Tour ma wszystko, 5 przygód w 1 dzień.
7 wodospadów Damajagua, przejazdzka ATV/Quadem, mozna poczuc adrenalinę 8 liniach Zip i odkryj dominikańską przyrodę podczas relaksującej jazdy konnej.
2) 6-godzinna wycieczka z lokalnym przewodnikiem, mozna odkryc dziewiczą część dominikańskiego lasu deszczowego. Mozna skoczyc 150 stóp (45 metrów) w dół lub z 13-metrowego skoku ze ściany kanionu. Śniadanie i cały sprzęt, w tym kombinezon mokry, uprząż, kask i środek ochrony życia, są dostarczane.
Brzmi ciekawie prawda. Chyba musze zaczac korzystac z tego typu atrakcji, w koncu zyje sie tylko raz.