Nieprzeczytane posty

Tajlandia: Bangkok, Ao Nang, Ayutthaya

1
Tajlandia 2013: Bangkok, Ao nang, Ayutthaya
W Tajlandii byłem na przełomie kwietnia i maja tego roku (2013) – termin wydawał się ryzykowny gdyż właśnie w tym okresie rozpoczyna się pora deszczowa – w moim przypadku skończyło się na obawach. Zaznaczę, że nie jestem wytrawnym backpakerem, w zasadzie Tajlandia była naszą (ponieważ byliśmy we dwoje) pierwszą podróżą z plecakami. Bilety kupiliśmy odpowiednio wcześniej – listopad 2012. Mieliśmy bilety, oczekiwania oraz skromne fundusze. Nie rezerwowaliśmy hoteli, a jedynie planowaliśmy szczegółowo co chcemy zobaczyć. Tajlandia to idealny kraj na taką właśnie podróż. Poczucie niezależności i względnego bezpieczeństwa dają w dużej mierze pieniądze, a tych w Tajlandii nie potrzeba wiele. Jeśli np. obawiasz się, że pobłądzisz łażąc pogmatwanymi ulicami Bangkoku gdzie oczy poniosą, zawsze możesz skorzystać z tuk-tuka bądź taxi-skutera i za około 20zł zostaniesz odstawiony pod drzwi hotelu, w którym aktualnie mieszkasz. Niezależnie w jakiej części miasta się znajdujesz.
Nie będę rozpisywał się o pięknie świątyni Wat Pho, Wat Arun czy Wielkiego Pałacu Królewskiego gdyż takie informacje można zdobyć bez trudu. Skupię się na tym czego chętnie sam dowiedziałbym się przed wyjazdem, a co odkryłem dopiero na miejscu.

20-04-2013 Bangkok:
Przylecieliśmy w nocy (w sobotę). Przelot z przesiadkami trwał około 20 godzin. Na lotnisku dostaliśmy ulotki z kartami sim jednej z tajskich sieci komórkowych. Darmowe 20 megabajtów Internetu okazało się bardzo przydatne. Wsiedliśmy do Aiport Rail Link wiedząc, że jeśli wysiądziemy na czwartym przystanku (Ramkhamhaeng), po prawej stronie powinniśmy mieć polecany Nasa Vegas Hotel. Zarezerwowany przez booking com kosztowałby o połowę taniej jednak i tak cena była niewspółmierna do lokalizacji i standardu (doba około 100zł za pok 2os).
Po nocy spędzonej we wspomnianym hotelu, przed południem ruszyliśmy do centrum. Wsiedliśmy do kolejki znajdującej się tuż obok hotelu.

Przed wyjazdem bardzo zależało mi na zobaczeniu gali Muay Thai. Można znaleźć dużo informacji na ten temat jednak wszystkie zapraszają na gale odbywające się na różnych stadionach gdzie cena za wstęp dla turysty jest kilkukrotnie wyższa niż dla Taja. Nie byłoby w tym nic złego gdyby nie fakt, że Tajowie nie chodzą na tego typu gale wiedząc, iż są one „dedykowane” turystom. Nie da się na nich poczuć klimatu rywalizacji czy zapachu (eukaliptusowych?) maści, którymi nacierani są zawodnicy. To wszystko wydaje się być namiastką-pożywką dla nieświadomych acz głodnych wrażeń turystów. Wszystko to widać po twarzach publiczności, która w 80% składa się właśnie z turystów. Jednak Tajowie kochają ten sport i na pewno gdzieś jest miejsce, które zaspokaja ich pragnienie. Po długich poszukiwaniach na licznych forach udało nam się je znaleźć. Okazał się nim stadion (a raczej ring) Kanału Siódmego tajskiej telewizji (Channel 7 Stadium at Chatuchak Park). Niestety poza wiedzą , że odbywają się tam „prawdziwe” gale muay thai, nie udało nam się ustalić konkretnego adresu tego miejsca. Dlatego wychodząc w niedzielę przed południem z hotelu podjechaliśmy kolejką w okolice Chatuchak Park. Kręci się tam sporo taxi-skuterów i to one za symboliczne 50 baht podwiozły nas pod budynek telewizji, którego sami z pewnością byśmy nie znaleźli.
Walki odbywają się w każdą niedzielę od godziny 13:00 i są transmitowane na żywo na kanale 7. Wstęp jest darmowy, a poza nami ciężko było dostrzec innych turystów (kliku cwaniackich Hiszpanów oraz jedna nieco zagubiona i nieporadna japońska para z Ipadem:). Cały tłum żywo reaguje na to co dzieje się na ringu – nie bez powodu, w trakcie trwają zakłady (można zakładać się z każdym z kim posiada się kontakt wzrokowy, a ich sumy potwierdza się gestami dłoni).
Ludzie dookoła, mimo, że nieco zdziwieni obecnością turystów byli bardzo sympatyczni, ale także skupieni na widowisku. Starszy pan opowiadał nam (albo raczej próbował opowiedzieć) o aktualnie walczących zawodnikach. Nie znając języka innego niż tajski usilnie starał się przybliżyć nam osiągnięcia kolejnych zawodników co jakiś czas powtarzając „eksajting fajt, czempionszip”;).

Rozpisałem się o Muay Thai, bo daje to na prawdę niezapomniane wrażenia.

Następnie przez klika dni zwiedzaliśmy miasto. Cała masa świątyń, których nazw nie znam, ponieważ natrafialiśmy na nie co krok, zupełnie przypadkiem. Nie ma sensu poszukiwanie kolejnych świątyń i zwyczajne „odhaczanie” ich na mapie, gdyż są one identyczne, mniejsze bądź większe, a Budda raz siedzi, raz leży. W każdej obowiązuje zasada chowania stóp pod siebie – nie wolno kierować ich w stronę Buddy.
Po pewnym czasie to wszystko i tak zlewa się w jedno wspomnienie. Wat Arun oraz Wat Pho to punkty nie do ominięcia, jednak w zupełności wystarczą one aby zaspokoić i wyczerpać temat buddyzmu.

Po kilku dniach, zgodnie z planem, zdecydowaliśmy pojechać na południe, zobaczyć rajskie plaże znane z przygód Jamesa Bonda czy będącego na czasie filmu „Niemożliwe”.
Wiedzieliśmy, że pierwszy krok to dotrzeć z Bangkoku do Krabi (ok. 800km na południe od stolicy). Bilety można kupić np. w Siam Center, gdzieś na ostatnich piętrach niedaleko kina (nie mam pewności czy było to Siam Center czy też Siam Paragon). Koszt ok. 60zł/os, czas trwania podróży – 12 godzin.
Mogę polecić następujące rozwiązanie: po nocy w hotelu udać się do MBK Center, gdzie (również na ostatnim piętrze) znajduje się darmowy depozyt bagaż. Tuż obok jest także Tourist Information jednak nie radzę brać na poważnie wskazówek tam uzyskanych. Po pierwsze język angielski (jak i inne) nie funkcjonuje nawet tam, w Tourist Information – wydaje się, że tego typu punkty są przewidziane jedynie dla turystów posługujących się językiem tajskim:) Po drugie pracująca tam Tajka nie raczyła nas poinformować, że mapa którą jej pokazujemy jest od kilku miesięcy nieaktualna, a dworzec , z którego mieliśmy odjechać do Krabi został przeniesiony. Nie sądzę aby wynikało to ze złośliwości, myślę, że czuła się bezradnie i chciała mieć nas już z głowy.
W MBK Center zostawiamy bagaż dzięki czemu możemy swobodnie spędzić kolejny dzień poznając miasto, gdyż autobus do Krabi odjeżdża o 20:00. Około godziny 17:00 wracamy do MBK Center po bagaże a tuż przy wejściu mamy przystanek autobusowy skąd jedziemy na Bangkok Southern Bus Terminal – dworzec autobusowy. Dobrze jest zostawić sobie te 3 godziny rezerwy, my mieliśmy jedynie półtorej i z trudem zdążyliśmy na autobus do Krabi – po godzinie jazdy autobusem miejskim w gigantycznym korku musieliśmy przesiąść się do tuk-tuka.
Odjazd o tej godzinie to same plusy. Nie dość, że nie tracimy dnia to jeszcze zyskujemy nocleg:) Sama podróż, mimo że dwunastogodzinna, mija nadspodziewanie komfortowo. Dwupoziomowy autokar jest klimatyzowany, każdy dostaje swój koc, a także skromny acz miły poczęstunek (ciasto i sok z rurką). Wraz z nami podróżowali w większości Tajowie oraz minisi:) Zaskakujący jest fakt, że przez 800km jedzie jeden i ten sam kierowca, który robi tylko jedną 10cio minutową przerwę na papierosa. Porusza się ze stałą prędkością ok. 85km/h, a rano budzimy się już na małym dworcu w Krabi. Tam w przeciągu kilku sekund „ przejmują” nas prywatne busy kursujące z Krabi do poszczególnych nadmorskich miejscowości. Wybraliśmy Ao Nang (kurs minibusem z Krabi do Ao Nang ok. 10-15zł/os)

23-04-2013 Ao Nang:
Typowa nadmorska miejscowość z licznymi knajpkami, straganami, hotelami i pięknymi plażami.
Stragany skromnych Tajów przemieszane były co jakiś czas z nachalnymi sprzedawcami pochodzenia arabskiego. Być może jestem uprzedzony, a ktoś inny nie zwróciłby na to uwagi, ale mimo wszystko to szokujące, że opanowują oni handel turystyczny nawet w tak odległej Tajlandii (i to w sposób znany nam z Tunezji czy Egitpu).
Zaraz po przyjeździe, nieco zmęczeni i spragnieni bieżącej wody zaczęliśmy rozglądać się za niedrogim i schludnym miejscem na nocleg. Zboczyliśmy z głównej drogi biegnącej wzdłuż morza. Na ulicy Khlong Hang znalazły się pokoje do wynajęcia (Won Won Place… lub Palace). Klimatyzowany pokój dwuosobowy kosztował 70zł za dobę. Natomiast ceny w hotelach zaczynały się od 120zł za pokój.
W Ao Nang główną i jedyną atrakcją są plaże – piaszczyste i szerokie. Zwłaszcza po odpływie można iść w głąb morza dobrych kilkadziesiąt metrów, a woda wciąż sięga po kostki. Bywa to utrudnieniem kiedy chcąc popływać musisz pokonać kawał drogi brodząc po kolana:)
Jadaliśmy głównie gotowe kanapki prosto z Seven Eleven (to chyba najpopularniejsza, stosunkowo tania sieć w Tajlandii). Nie jestem smakoszem, więc zajadałem się kanapkami z tuńczykiem, banana cake’ami oraz hamburgerami z niezłym tajskim sosem, które sprzedawcy podgrzewali na miejscu w mikrofalówkach. Po podgrzaniu takiego hamburgera można było nałożyć sobie do środka pół kilo ogórków, pomidorów, sałaty i w ten sposób mieliśmy niezły posiłek za niespełna 3 złote:)
Zwiedzaliśmy okolicę, poznawaliśmy plaże, aż w końcu zainteresowaliśmy się ofertami mini biur podróży. W centrum Ao Nang, pomiędzy straganami jest ich pełno. Proponowały przede wszystkim rejsy po okolicznych wyspach (Phi Phi, Ko Ko Island i kilka innych), ale najatrakcyjniejszy wydawał się jungle trekking:) Półdniowa wycieczka do dżungli, którą pod koniec sezonu wyceniono na 65zł/os.
Powiedzieliśmy gdzie mieszkamy i kolejnego dnia około południa zgarnęli nas pickupem wprost z Won Won. Po drodze zebraliśmy kilku innych turystów (francuzów oraz jakąś hinduską rodzinkę)i po niespełna godzinie jazdy byliśmy już w dżungli (a raczej na jej obrzeżach). Stało tam coś na kształt wiaty, dookoła słonie, a między nimi malutka koza – pupil pewnej kilkuletniej Tajki.
Przez całą naszą podróż padało tylko raz, pech chciał, że akurat wtedy gdy przyszło nam do głowy spróbować jazdy na słoniu.. Deszcz to mało powiedziane, z nieba strumieniami leją się hektolitry wody. Byłem pewien, że będziemy zmuszeni odczekać pod wiatą minimum 2 godziny zajadając ananasy.
Kierowca picukpa zapytał: -„Are you ready? Ok let’s go”…
W tej ścianie deszczu na grzebiecie słonia przemokłoby wszystko co mieliśmy ze sobą: aparat, telefon, gotówka, paszporty... Taj wyciągnął rękę w trosce o moją torebkę, chcąc schować ją w swoim pickupie. Mieliśmy wybór: zaufać albo doszczętnie zmoczyć to co mieliśmy ze sobą. Rezygnacja ze słonia i pozostanie pod wiatą nie wchodziło w grę.
Ruszyliśmy. Słoń grzązł na pół metra w spływającym błocie i co chwilę miało się wrażenie, że lecimy z tej blisko trzymetrowej bestii:)
Patrząc z boku wyglądaliśmy pewnie śmiesznie i nieporadnie – jak to turyści, ale frajda i widoki dookoła były niesamowite. Chcą nie chcąc nasuwa się temat traktowania słoni w niewoli. Bywa on często podejmowany, jednak ja sam nie mam opinii.. Wiem, że wygodnie jest się nad tym nie zastanawiać, ale słonie, które spotkałem wyglądały na zadbane i raczej nie budziły mojego współczucia.

Przejazd przez dżunglę trwał około 3 godzin, a w międzyczasie przestało lać. Następnie zawieziono nas do Tiger Cave Temple (Wat Tham Sua). Miejsce warte uwagi ze względu na całą masę mnichów i biegających między nimi, wolno żyjących małp. Po lewej stronie od wejścia znajdują się strome schody, zaczęliśmy się wspinaczkę po nich jednak znów zaczęło „kropić”. Wiedząc co to oznacza zawróciliśmy. Teraz żałuję gdyż widok ze szczytu jest imponujący, a do tego im wyżej tym więcej coraz śmielszych małp:)

Po tygodniu spędzonym w Ao Nang wracamy do Bangkoku. Bilet powrotny kupiliśmy w tym samym mini biurze gdzie wspominaną wycieczkę do dżungli (koszt 60zł/os). Znów przyjechano po nas do WonWon i zawieziono na dworzec do Krabi, skąd po dwóch godzinach oczekiwania (ok godz 17:00) odjechaliśmy do stolicy (odpada koszt przejazdu minibusem Ao Nang-Krabi).

30-04-2013 Znów Bangkok:
I tym razem jechaliśmy planowo 12 godzin. Towarzystwo w autokarze powracającym do Bangkoku w większości składało się z turystów, a komfort podróży nieco zmalał po zmianie autokarów (jakieś 2 godziny drogi od Krabi). Nam udało się to rozegrać taktycznie – Ona bez zastanowienia pobiegła do podstawionego autokaru, zająć wygodne miejsca, ja odczekałem swoje aby odebrać i przerzucić plecaki. Niestety nie wszyscy potrafią działać instynktownie, szczególnie przyzwyczajone do należnej im wygody młode turystki z Francji. W zasadzie nie dziwie się ich oburzeniu. Sam nie byłbym zachwycony gdyby przyszło mi spędzić kolejne 10 godzin jadąc na dolnym poziomie autokaru, gdzie zamiast pochylanych foteli, 15 osób (ostrożnie licząc) siedziało ramię w ramię na płaskich i twardych ławkach… na środku stał stół:).
W ramach solidarności z tymi z dołu, postanowiłem nie pochylać swojego fotela i spać w pozycji pół -siedzącej:)
W Bangkoku byliśmy o 5:00 rano. Wysiedliśmy w pobliżu Khao San Road. To chyba najbardziej znana ulica Bangkoku, która zaczyna żyć po zmroku. Wszędzie pełno turystów, knajp, salonów tatuażu i innych rozrywek. Można spróbować skorpiona, świerszcza. Słowem wszystko dla turysty.
Mogę polecić widok, który ukazał się naszym oczom na Khao San Road tuż po 5 nad ranem.
Byliśmy zmęczeni i spragnieni prysznica. Postanowiliśmy iść w kierunku bliżej nieokreślonym aby znaleźć tani i w miarę schludny nocleg. Po drodze minęliśmy chyba jeszcze bardziej zmęczonego od nas europejczyka z butelką Chang’a w ręcę (chang-słoń, najpopularniejszy browar w Tajandii), szepcącego pod nosem „go away” do idącego za nim uśmiechniętego transwestyty…

Po wyczerpującym 5cio kilometrowym spacerze trafiliśmy w okolice Bangkok Art and Culture Centre, gdzie zdecydowaliśmy się na nocleg w hotelu Muangphol Mansion. Architektura budynku mocno socjalistyczna, jednak pokoje schludne, czyste i niedrogie – 50zł/os, a do tego w centrum miasta.

Zostały nam dwa pełne dni, a w planach jeszcze kilka punktów. Zaczęliśmy od wizyty w Ayutthaya – jakieś 80km na północ od Bangkoku. Najprościej udać się na Victory Monument – to spore rondo, dookoła którego stoi cała masa minibusów, odjeżdżających co pół godziny. Najlepiej podchodzić do kolejnych i pytać o Ayutthaya – któryś albo okaże się tym właściwym albo do właściwego skieruje. Nasza podróż kosztowała 60 bath/os. Trwała niedużej niż półtorej godziny, o 14:00 byliśmy na miejscu. Kierowca zapytał gdzie chcemy wysiąść. Po tym jak usłyszał „anywhere”, zapewne z litości, dał nam mapę i poradził wynajęcie skutera bądź rowerów. Miasteczko ciekawe, na każdym kroku świątynie, ruiny, słonie z turystami na grzbietach szwędające się po ulicach – a my między nimi na różowym skuterze hondy:) Wynajęcie skutera na pół dnia kosztowało nas 200 baht, sądzę jednak, że zapłaciliśmy stawkę za całą dobę… Wystarczy zostawić dowód osobisty oraz 200 baht, a w zamian dostajemy różową bestię o pojemności 110, dwa kaski i kawał łańcucha dla pewności:) Nie powinien dziwić brak jakichkolwiek dokumentów – dowód rejestracyjny, ubezpieczenie, kwity z wypożyczalni… Azja:). Skuter pozwolił nam szybko i sprawnie zwiedzić w kilka godzin całe miasto. Polecam przejechać mostem na drugą stronę rzeki aby zobaczyć tamtejszy targ na wodzie. Ruch lewostronny i słonie na ulicy nie stanowiły problemu. Było nim zaś odszukanie dziupli do której powinniśmy skuter odstawić… Niestety mimo posiadania mapy z zaznaczonym punktem zwrotu nie było to proste, tym bardziej, że pytani przez nas o drogę Tajowie zachowywali się jakby pierwszy raz widzieli mapę miasta, w którym żyją. Po około godzinie poszukiwań udało się zwrócić skuter. Obyło się bez sprawdzania czy nie posiada uszkodzeń itd, zwyczajnie: zwrot kluczyków – odbiór dowodu. Koszt paliwa ok 120 baht. Teraz biegiem na ostatni bus do Bangkoku, odjeżdżający około 20:00.

Przedostatni dzień w Bangkoku zakończył się nocnym spacerem na Phat Pong – niewielka dzielnica, a raczej dwie równoległe ulice, gdzie spotykamy się z kwintesencją tajskiego „sex industry”:) Kobiety stoją tu grupkami, niekiedy nawet tematycznymi (pielęgniarki, uczennice itd). Każda z grup ma swoją „szefową”. Dziewczyny zaczepiają przechodzących facetów, generalnie dookoła jest bardzo bezpośrednio. Na wypadek gdyby żadna z obecnych dziewczyn nie przypadła Ci do gustu – „szefowa” ma pod ręką katalog z propozycjami pozostałych dziewczyn.
Ciekawym doświadczeniem jest już sam spacer tą ulicą, czym dopiero musi być skorzystanie z szerokiej gamy usług:)
Dla pełnego obrazu rozmachu thailand sex industry polecam także wizytę na Silom 4 – ulica gejów, równoległa do Phat Pong. O ile na Phat Pong czułem się komfortowo o tyle na Silom 4, kurczowo trzymałem Jej dłoń zważając na „tyły” :) Ulica ta nie pozostawia wątpliwości – „Hot Male”, „Dream Boy”, „Fresh Beach Boy” – jesteś na Silom.

Mieliśmy ochotę wybrać się na Ping Pong Show (pokaz kilkunastu tricków z udziałem kobiety i jej pochwy:). W zasadzie co krok ktoś namawia Cię na udział w show. Są to tzw naganiacze, którzy powiedzą Ci, że za 100 baht możesz obejrzeć całe show (do tego piwo w cenie). Rzeczywistość wygląda nieco inaczej i po obejrzeniu pokazu wychodzisz pozostawiając całą gotówkę, którą masz przy sobie. W takich miejscach nie ma mowy o targowaniu czy wykłócaniu się. Jesteś zwyczajnie zmuszony spłukać się z resztek gotówki. Nie ma cenników ani zasad. Przed wejściem należy oddać aparat i telefon, gdyż pokazu nie wolno filmować.
Zabrakło odwagi i niestety nie widzieliśmy sławnego show.

Ostatni dzień to już szwendanie się po mieście, zwieńczone kilkoma Changami na Khao San Road…;)

03-05-2013 Powrót:
Wylot z Bangkoku w godzinach popołudniowych. Liniami Etihad dolecieliśmy do Abu Dhabi. Podróż Airbus’em A330-200 zrobiła na mnie spore wrażenie (kolos zabiera na raz blisko 300 osób).
Długi czas przelotu (7 godzin) umilały posiłki, piwo, koce, monitory z jakimiś gierkami, filmami, muzyką.
W Abu Dhabi czekało nas kolejnych kilka godzin przesiadki, wylot liniami AirBerlin do Berlina (Tegel), z Berlina natomiast już prosto do Warszawy. Trzeci lot dosyć ciekawy gdyż na pokładzie małego siedemdziesięcioosobowego, turbośmigłowego Dasha-8.
Cała podróż z przesiadkami zajęła około doby.

Ceny, które zapamiętałem:
Przelot w obie strony liniami AirBerlin (Wawa-Berlin-AbuDhabi-Bangkok) – 2260zł
*kupując bilet w listopadzie 2012r była to najtańsza z możliwości, w marcu 2013, Qatar Airways oferowało bilety w cenie 1400zł – promocja trwała około tygodnia,
Papierosy L&M Blue – 650 baht,
Obiad na ulicy (ryż, kurczak , trawa) – 350 baht,
Kanapka z tuńczykiem (SevenEleven) – 130 baht,
Banana cake – 80 baht,
Chang 0,33l – 280 baht
Bilet (autobus miejski) – ok.60 baht

1 Baht = 0,1 PLN

Re: Tajlandia: Bangkok, Ao Nang, Ayutthaya

2
Załącznik CAM00443.jpg nie jest już dostępny
Muay Thai, Channel 7
Muay Thai, Channel 7
DSCN8797.JPG (152.35 KiB) Przejrzano 11282 razy
Załącznik DSCN8734.JPG nie jest już dostępny
Załącznik DSCN8746.JPG nie jest już dostępny
Lotnisko w Bangkoku
Lotnisko w Bangkoku
CAM00443.jpg (186.56 KiB) Przejrzano 11282 razy
Lotnisko w Abu Dhabi
Lotnisko w Abu Dhabi
DSCN0473.JPG (193.23 KiB) Przejrzano 11282 razy
Muay Thai, Channel 7
Muay Thai, Channel 7
DSCN8746.JPG (80.06 KiB) Przejrzano 11282 razy
Wat Arun
Wat Arun
DSCN0021.JPG (161.24 KiB) Przejrzano 11282 razy
Leżący Budda
Leżący Budda
DSCN9067.JPG (169.04 KiB) Przejrzano 11282 razy
DSCN9087.JPG
DSCN9087.JPG (166.49 KiB) Przejrzano 11282 razy
Ao Nang
Ao Nang
CAM00268.jpg (124.4 KiB) Przejrzano 11278 razy
Ao Nang
Ao Nang
DSCN9308.JPG (134.7 KiB) Przejrzano 11278 razy
DSCN9310.JPG
DSCN9310.JPG (142.38 KiB) Przejrzano 11278 razy
DSCN9339.JPG
DSCN9339.JPG (121.72 KiB) Przejrzano 11278 razy
Muay Thai, Channel 7
Muay Thai, Channel 7
DSCN8734.JPG (160.98 KiB) Przejrzano 11278 razy
Ostatnio zmieniony 17 sie 2013 10:34 przez goreckito, łącznie zmieniany 4 razy.

Re: Tajlandia: Bangkok, Ao Nang, Ayutthaya

3
Krabi
Krabi
DSCN9330.JPG (208.58 KiB) Przejrzano 11282 razy
Krabi
Krabi
DSCN9363.JPG (157.73 KiB) Przejrzano 11282 razy
Ao Nang
Ao Nang
DSCN9289.JPG (189.23 KiB) Przejrzano 11282 razy
DSCN9396.JPG
DSCN9396.JPG (200.55 KiB) Przejrzano 11282 razy
DSCN9434.JPG
DSCN9434.JPG (194.82 KiB) Przejrzano 11282 razy
DSCN9436.JPG
DSCN9436.JPG (188.51 KiB) Przejrzano 11282 razy
DSCN9440.JPG
DSCN9440.JPG (157.98 KiB) Przejrzano 11282 razy
Tiger Temple
Tiger Temple
DSCN9485.JPG (162.58 KiB) Przejrzano 11282 razy
Tiger Temple
Tiger Temple
DSCN9501.JPG (182.15 KiB) Przejrzano 11282 razy
Tiger Temple
Tiger Temple
DSCN9502.JPG (162.85 KiB) Przejrzano 11282 razy
Ao Nang
Ao Nang
DSCN9542.JPG (146.59 KiB) Przejrzano 11282 razy
Ao Nang
Ao Nang
DSCN9843.JPG (120.47 KiB) Przejrzano 11282 razy
Ao Nang
Ao Nang
DSCN9959.JPG (158.39 KiB) Przejrzano 11282 razy

Re: Tajlandia: Bangkok, Ao Nang, Ayutthaya

4
Autobus miejski
Autobus miejski
CAM00431.jpg (165.05 KiB) Przejrzano 11281 razy
Autobus miejski
Autobus miejski
CAM00434.jpg (114.52 KiB) Przejrzano 11281 razy
hotel Muangphol Mansion
hotel Muangphol Mansion
DSCN9967.JPG (133.63 KiB) Przejrzano 11281 razy
hotel Muangphol Mansion - widok z okna
hotel Muangphol Mansion - widok z okna
DSCN9970.JPG (141.43 KiB) Przejrzano 11281 razy
Silom
Silom
DSCN0082.JPG (197.82 KiB) Przejrzano 11281 razy
Ayutthaya
Ayutthaya
DSCN0092.JPG (190.53 KiB) Przejrzano 11281 razy
Ayutthaya
Ayutthaya
DSCN0167.JPG (187.85 KiB) Przejrzano 11281 razy
Ayutthaya
Ayutthaya
DSCN0171.JPG (190.68 KiB) Przejrzano 11281 razy
Chang :)
Chang :)
DSCN0304.JPG (141.26 KiB) Przejrzano 11281 razy
Bangkok
Bangkok
DSCN0370.JPG (182.49 KiB) Przejrzano 11281 razy
Khao San Road
Khao San Road
DSCN0402.JPG (163.8 KiB) Przejrzano 11281 razy
Khao San Road
Khao San Road
DSCN0415.JPG (190.13 KiB) Przejrzano 11281 razy

Re: Tajlandia: Bangkok, Ao Nang, Ayutthaya

5
Witaj

Na wstępnie chciałem Cie powitać na naszym forum. Bardzo rzadko zdarzają się tak długie i wciągające relacje z podróży. Pomimo tego iż nie jestem bacpackerem przeczytałem twoją relację jednym them.

Jak widać przygód wam nie brakowało i nawet ten deszcz podczas wizyty w dżungli będzie cudownym wspomnieniem, nie wspomnę już o oglądaniu walk na żywo- rewelacja.

Ponieważ Tajlandia jest jeszcze przede mną na pewno wezmę pod uwagę twoje sugestie i rady. Jeszcze raz wielkie dzięki ;) ;) ;) ;) ;)

Re: Tajlandia: Bangkok, Ao Nang, Ayutthaya

6
Dzięki, miło mi to słyszeć. Tajlandia to na prawdę cudowny kraj, trudno szukać tylu wrażeń, takich widoków w Europie. Nie wspomnę o różnicy w kosztach. Za niecały miesiąc jadę na niespełna 2tyg do Andaluzji i widzę, że koszt będzie podobny - jeśli nie większy.
W przyszłym roku chciałbym polecieć do Kambodży - podobno jej egzotyka bije na głowę Tajlandię, Wietnam czy Singapur. Na pewno będę na tym forum wypatrywał informacji na jej temat, a może też osób chętnych na wyprawę.
Pozdrawiam!!

Re: Tajlandia: Bangkok, Ao Nang, Ayutthaya

10
Świetna relacja;D Tajlandia to piękne miejsce, które mam zamiar za niedługo odwiedzić, jak tylko uzbieram odpowiednią sumkę, jak na razie pozostaje mi podróżowanie po naszym pięknym kraju;)
Najważniejsze we wspomnieniach jest to, żeby mieć się gdzie zatrzymać i tam je wspominać. - Terry Pratchett

Podróżujemy z Master Camp, tanie kamperowanie :)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Tajlandia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości