Nieprzeczytane posty

Re: Chorwacja - moje pierwsze zagraniczne wczasy.

11
Pinija d.o.o pisze:po 1 przyjezdzie do chorwacji sa tylko 2 mozliwe reakcje po powrocie do polski albo sie chorwacje znienawidzi albo si e w chorwacji zakocha zdecydowanie wiencej jest osob ktore sie zakochaly w chorwackim wybrzezu
Jasne, że w Chorwacji się zakocha, albo w...Chorwatkach.
Długo mnie tu nie było, lecz to nie przeszkadza, żebym kontynuował moje opowiadania o tym pięknym kraju. Ciąg dalszy opowiadań w następnych postach.

Re: Chorwacja - moje pierwsze zagraniczne wczasy.

12
Napiszę o mojej ostatniej bytności w Chorwacji. Byłem tam kilka lat temu z rodziną i z przyjaciółmi. Pojechaliśmy w 2 auta z dwoma noclegami po drodze. Dlatego z tyloma, bo zwiedziliśmy Postojną Jamę i Plitwickie Jeziora. O tym napiszę później, a teraz o naszym docelowym miejscu. Było nim mała miejscowość Mediczi koło Omisza. Ona leży na południu kraju w Dalmacji, 50 km za Splitem.
Zbliżał się koniec dnia, szarzało i wreszcie dojechaliśmy, ale jeszcze najtrudniejszy kawałek drogi przed nami, a było tym zjazd z głównej drogi w wąską dróżkę doprowadzającą do domu naszych gospodarzy. Ona na prawdę jest wąska i bardzo stroma. Gdyby mi puściły hamulce, zjechałbym z niej z dużą szybkością, przeleciał przez pas roślinności i znalazł się na plaży. Oczywiście miło jest na plaży, ale wcześniej spadłbym z wysokiej skarpy, rozbijając samochód. Dla nich nic takiego by się nie stało, bo leżące wraki w przepaściach to częsty widok.
A więc udało mi się szczęśliwie zjechać i zaparkować auto. Przyjaciołom też i powiedzieli, że nie było źle. Jednak, kiedy wysiadali z samochodu, zauważyłem że trzęsły im się nogi.
Gospodarze nas gorąco powitali i uściskaliśmy się, bo znamy się dobrze. Błażenka zaraz polała słodką rakiję. Po długiej podróży trunek ten postawił mnie na nogi, zwłaszcza po tym karkołomnym zjeździe. Reszta też wysmakowała go szybko. Kierowcy jako ciężko pracujący wypili jeszcze jeden i jeszcze jeden. Ale spoko, trzymałem się całkiem dobrze i mogłem rozpakować auto.
cdn.

Re: Chorwacja - moje pierwsze zagraniczne wczasy.

13
Po przyjeździe oswoiliśmy się z tym przepięknym miejscem i klimatem. A był super, że ledwo dyszeliśmy z upałów. Trafiliśmy w sam środek lata, iż tylko w wodzie można było wytrzymać. Tam na plażę najlepiej wychodzić po 14, kiedy słońce zelżeje. A wcześniej skoczyć do miasta i tak też zrobiliśmy. Pojechaliśmy w 2 auta do Omisza podziwiać go, coś kupić na targu i w sklepie. Sami się żywiliśmy, więc zakupy też trzeba było robić. Język Chorwacki jest trochę podobny do polskiego i wiele takich samych słów. Jednak należy uważać, bo czasem mają inne znaczenie i można kogoś obrazić. Ale jak ktoś zna niemiecki, to ma ułatwione zadanie. Żeby się porozumiewać, nie trzeba znać chorwackiego. Wystarczy rozumieć pojedyncze słowa i w połączeniu z mową ciała, gestami, intonacją głosu, doskonale się porozumiewać. Przekupnie na rynku obsłużą każdego, nawet niemowę. Oni bardzo poważnie traktują swoich klientów, uśmiechają się, można pożartować, potargować. Po transakcji często dają podarki w postaci kiści winogron, figi, lub inny owoc.
Najlepszy numer był, kiedy przechodziliśmy obok kapitana wożącego ludzi swoją łódką po rzece Cetinie. Są tam ich całe rzędy i prześcigają się o klienta. W pewnym momencie podszedł do nas kapitan z drewnianym kubkiem, a w nim rakija z zamiarem poczęstowania nas. Zorientowałem się, że w ten sposób łapie klientów i dlatego jest taki hojny. Nie mieliśmy zamiaru w tym dniu pływać, więc powiedziałem mu, że na pewno nie skorzystamy z jego usług i rzeka nas nie interesuje. On na to, że jednak mamy skosztować jego trunku, bo jest dobry.
Kubek był duży, a w nim do połowy pachnąca rakija. Właściwie odurzająca, bo piekielnie mocna. Zrobiłem jeden łyk, aż mnie zatkało. Rzeczywiście rakija była bardzo mocna. Takich łyków zrobiłem następnych kila, ale wespół z Zoranem. Kiedy on pił, jego twarz pobladła, oczy nabiegły krwią, aż zacharczał. Po chwili już było nam dobrze i tak wycedziliśmy kubek do końca. Pomimo, że wnętrzności nam paliło, jak smokowi wawelskiemu, kapitan z radością nalał nam jeszcze trochę alkoholu i już gładko wypiliśmy. Zoran wychował się w Chorwacji i do mocnych trunków jest przyzwyczajony, a pomimo tego zatkało go trochę. Wyobrażam sobie, jak ja musiałem wyglądać, bo trening w tym zakresie mam mały.
Wkrótce poszliśmy do swoich aut, żeby wrócić i wykąpać się w morzu. Oczywiście kobiety kierowały, bo percepcja mężczyzn była trochę przytłumiona. Zoran powiedział, że możemy prowadzić w takim stanie, bo w Chorwacji można i nikt nikogo za to nie zabije. Chyba, że nieszczęśnik sam się zabije, na przykład spadając w przepaść przy drodze.
W następnym poście napiszę o pływaniu i nurkowaniu w Adriatyku.

Re: Chorwacja - moje pierwsze zagraniczne wczasy.

14
Upał był niesamowity, ale dla nas, bo tubylcy są przyzwyczajeni do takich temperatur.Na plaży był skwar i szukałem chociaż kawałek cienia. Nie dało się długo leżeć więc co chwilę wchodziłem do morza, by tam szukać ochłody. W końcu znudziło mi się wchodzenie i wychodzenie, więc założyłem sprzęt ABC, by ponurkować za ciekawymi okazami Adriatyku. Było ich wiele, a jeden bardzo zaskakujący i piękny.

Wszedłem do wody z Zoranem, uzbrojeni w sprzęt do nurkowania powierzchniowego. Zoran nurkuje nawet z pełnym sprzętem z butlą tlenową. Wzięliśmy więc maski, rurki do oddychania i płetwy. Oddaliliśmy się od brzegu jakieś 30 m. aż na dnie pokazały się nam przepiękne muszle, jeże morskie, koniki morskie i inne zwierzątka. Ten świat podmorski zaczyna się od głębokości 4 m, ale najładniejszy jest na 6 do 15 m. Ja tak głęboko nie nurkuję i granicą dla mnie jest 9 m. Wykonałem scyzoryk i po kilku chwilach ciężkiej pracy znalazłem się na dnie. Muszelek było mnóstwo, ale mnie interesowały te największe i najładniejsze. Musiałem się spieszyć, bo zaczęło mi brakować powietrza. Te dwie minuty to jest za mało, żeby się obłowić w skarby morza. Jednak problemem była kwestia logistyczna - brakowało mi rąk, żeby te skarby z sobą zabrać. Zacząłem więc wkładać sobie do kąpielówek, a resztę do rąk i tak wypłynąłem na powierzchnię. Zoran powrócił do normalnych rozmiarów, bo z dna wyglądał, jak mały robaczek pluskający się w wodzie. Ona powoduje zniekształcanie się obrazu i wygląda dość komicznie. Musiał mi pomóc w kwestii jeża morskiego, bo niemiłosiernie mnie żgał w dłonie. Po oddaniu go Zoranowi problem zniknął, a właściwie scedowałem go na niego. Następnie dopłynęliśmy do brzegu, by przyjrzeć się muszelkom i jeżowi.

Po wygrzaniu sie w słońcu, znów wyruszyliśmy w morze, ale teraz Zoran miał nurkować, a ja go asekurować. Pływanie z maską wygląda trochę inaczej, niż klasycznie. Najlepiej się płynie żabką z zanurzoną głową w wodzie i z wystającą rurką nad wodą, by móc oddychać. To pewnie wszyscy umieją, ale nie wszyscy spotkali sie tak pięknym podwodnym światem. On jest tak piękny, że nie zorientowaliśmy się, iż płyniemy wzdłuż brzegu już długo, mijając urocze plaże poprzedzielane skałami. To właściwie są skały poprzedzielane małymi plażyczkami, że jedynie kilka osób może się na nich zmieścić. Większe też są, ale na przykład naturyści wybierają te małe, intymne. I niechcący przy takiej plaży wynurzyłem głowę z wody i ujrzałem...cud. Była nim Afrodyta zrodzona z piany morskiej.
cd. tutaj https://podroze-forum.pl/viewtopic.php?f=111&t=14663

Re: Chorwacja - moje pierwsze zagraniczne wczasy.

15
W końcu się obudziłem leżąc na plaży i już myśleli, że coś mi się stało. Żona mnie szarpała, a ja mówiłem przez sen o Afrodycie i o pływaniu. Zapewne to przez ostre słońce i zmęczenie od pływania i nurkowania z niedoborem tlenu. Myślę, ze naturystka na plaży spowodowała taki twardy sen. W końcu patrzałem na nią z daleka i mogła mi się wydawać Afrodytą. A pewnie była przeciętną kobitką. Ale co tam - wrócę do dalszych opowieści o Chorwacji.

Było to w kolejny dzień wczasów i mieliśmy już dość plaży i morza. Uzgodniliśmy, że wybierzemy się łódką w górę rzeki Cetiny. Pojechaliśmy zaraz po śniadaniu i obraliśmy kierunek na naszego kapitana. Tego od rakiji. Zaparkowałem samochód na parkingu przy porcie, podeszliśmy, a tam nie było naszego kapitana. Nie było żadnej łódki. Niedziela, szczyt sezonu i wszyscy wypłynęli. Jednak wypatrzyłem małą łódkę w przystani, ale beż właściciela. Podeszliśmy do niej i na całe szczęście chwiejnym krokiem zbliżał się do nas wymarzony kapitan, lecz nie ten sam. Ale co tam, niech tak zostanie, nawet za cenę niewypicia smacznej rakiji. I zgadłem, nie wypiliśmy ani łyka, bo kapitan wypił wszystko. Zoran zagadał do niego, żeby nas powiózł w górę rzeki, a on, że nie może, bo się źle czuje, ale my sami możemy popłynąć jego łódką. Zoran że nie umiemy sterować i możemy się rozbić. Łódka była mała, 6-cio osobowa z silnikiem motorówkowym. Pomimo targowania, kapitan nie chciał spuścić z ceny, bo zapewne potrzebował kasę na rakiję. W końcu dobiliśmy targu, wszyscy weszli na pokład, jakimś cudem kapitan zapuścił motor i kazał płynąć. Nikt nie chciał sterować, więc ja się zaofiarowałem, bo jestem obyty w kajakach. Jakże się pomyliłem ze sternikiem, bo raz, że nie umiałem, a dwa, to silnik przy małych obrotach gasł. Należało go trzymać co najmniej na średnich obrotach. A to trochę za dużo, żeby wykonywać precyzyjne manewry.

cdn.

Re: Chorwacja - moje pierwsze zagraniczne wczasy.

16
Po wypłynięciu z przystani kierowaliśmy się w głąb lądu przepięknym korytem rzeki. Po obu stronach wznosiły się wysokie góry, płaskowyże z śródziemnomorską roślinnością. Rzeka jest niezbyt szeroka, a miejscami nagle się zwęża i przyspiesza nurt. W innym miejscu tworzy rozlewiska, meandry pośród skał.
Nasza łódka radziła sobie nieźle, ale w miejscach przyspieszenia nurtu, miała co robić. W takich momentach miałem obawy, że zgaśnie silnik i poniesie nas prąd wody. Byłoby nieciekawie, bo na łódce nie mielismy ani jednego wiosła. Jedynym wiosłem, to nasze dłonie. W końcu było ich sporo, a więc jakąś sterowność byśmy mieli.
Na 4 kilometrze rzeki był nasz cel podróży. Przybiłem do brzegu, wysiedliśmy i wygłodzeni wrażeniami w przybrzeżnej karczmie zjedliśmy obiad z rybą i piwem. Mężczyźni wzięli litrowe kufle, a kobiety małe. Ale co to jeden kufel piwa i faceci chlasnęli jeszcze po jednym, już mniejszym.
Kiedy po obiedzie popijałem piwo, przyglądałem się dzielnym facetom, jacy zmęczeni przypływają z góry rzeki, bo to była końcówka raftingu. Zażartowałem, że i my moglibyśmy też go zaliczyć. Wszyscy się zaśmieli, oprócz mnie i Zorana. Wówczas zapadła decyzja, że następnym razem popłyniemy raftingiem.
Wracaliśmy z lekką śróbką i wielkimi humorami, że nie zauważyliśmy, iż nasza przygoda dobiegła końca i należało przybić do brzegu. Musiałem wykonać prosty manewr polegający na tym, że trzeba było wykonać zakręt i ustawić się dziobem pod prąd i równocześnie przybijać do brzegu. To nic takiego dla wilka morskiego zaprawionego z trudami w dzisiejszej wyprawie. I stało się! podczas wykonywania manewru zgasł mi silnik i pomału zaczął nas znosić prąd rzeki. Z początku wolno, bo była szeroka, ale w miarę oddalania się nabierała prędkości. Na początku z pełnym opanowaniem zacząłem pociągać za sznurek, żeby zapuścić silnik. W końcu robiłem to wielokrotnie, bo co chwilę mi gasł. Ale tym razem nie chciał zapalić i coraz energiczniej szarpałem za ów sznurek. Łódka przyspieszała niesiona prądem rzeki i w oddali widziałem morze, do którego niechybnie wpadniemy. Byłoby to nieciekawe, gdyż rzeka chyżo wpada do niego i wszystko niesie daleko w morze, a tam były wysokie fale. Czyżby i nas ten los spotkał? Na szczęście silnik wreszcie zapalił i to dzięki mojej żonie. Wykrzyczała do mnie, czy mam zaciągnięty gaz? W pierwszej chwili pomyślałem, że ma na myśli piwo, którego za dużo wypiłem, a chodziło o gaz w silniku. I miała rację - gaz nie był włączony i mogłem sobie zapuszczać silnik, aż urwałbym sznurek.
Zawróciłem i szczęśliwie przycumowałem przy brzegu. Później okazało się, że niejeden turysta tak się zachowuje i mają łódkę ratowniczą na taką okoliczność. Ale co się najedliśmy strachu, to najedliśmy.

cdn.

Re: Chorwacja - moje pierwsze zagraniczne wczasy.

17
george, nie myślałeś o założeniu bloga? Fajnie wszystko opisujesz, no i ta nutka dramatyzmu na koniec. :) Rozumiem, że to były pierwsze zagraniczne wczasy, ale zapewne, po takich przeżyciach, nie ostatnie. Fora w tej chwili czyta mało osób, dużo więcej śledzi blogi i szkoda, żeby Twoje wpisy lądowały w próżni jaką teraz w dużej mierze są fora. :)
głosowy przewodnik turystyczny: http://www.touristnavi.com

Re: Chorwacja - moje pierwsze zagraniczne wczasy.

18
globus pisze:george, nie myślałeś o założeniu bloga?
Miło mi, ze czytasz moje posty, bo rzeczywiście ruch tu mizerny. O blogu myślałem, ale chyba nie czuję się na siłach, żeby go pisać. Nawet nie wiem, gdzie mógłbym go założyć. Pomysłów mam wiele i tyleż doświadczeń z podróży. Oprócz Chorwacji, znam nieźle Wyspy Kanaryjskie i może też tu napiszę. :mrgreen:

Re: Chorwacja - moje pierwsze zagraniczne wczasy.

19
Ponad 800 odsłon na jeden post- nie sądze że to mizerny ruch. Pamiętaj że ludzie preferują czytanie niż pisanie tak to już jest.

PS Oczywiście czekamy na kolejna twoją relację, proszę tylko aby relacja była napisana własnoręcznie a nie skopiowana z innej strony, bo to nie służy dobrze forum.

Już niedługo ruszamy z naszym blogiem, więc jak bodziesz potrzebował porady do napisz do mnie, pomogę w miarę możliwości.
Zobacz, naszą wyjątkową książkę Sekretne miejsca w Europie , w której znajdziecie miejsca, których w większości nie ma na mapach ani w przewodnikach. Ta wyjątkowo rzadka publikacja ujrzała światło dzienne po blisko pięciu latach poszukiwań. To idealna propozycja dla wszystkich, nie tylko tych kochających podróże, link do książki https://podroze.org.pl/product/sekretne ... w-europie/

Wróć do „Chorwacja”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 128 gości

cron