Upał był niesamowity, ale dla nas, bo tubylcy są przyzwyczajeni do takich temperatur.Na plaży był skwar i szukałem chociaż kawałek cienia. Nie dało się długo leżeć więc co chwilę wchodziłem do morza, by tam szukać ochłody. W końcu znudziło mi się wchodzenie i wychodzenie, więc założyłem sprzęt ABC, by ponurkować za ciekawymi okazami Adriatyku. Było ich wiele, a jeden bardzo zaskakujący i piękny.
Wszedłem do wody z Zoranem, uzbrojeni w sprzęt do nurkowania powierzchniowego. Zoran nurkuje nawet z pełnym sprzętem z butlą tlenową. Wzięliśmy więc maski, rurki do oddychania i płetwy. Oddaliliśmy się od brzegu jakieś 30 m. aż na dnie pokazały się nam przepiękne muszle, jeże morskie, koniki morskie i inne zwierzątka. Ten świat podmorski zaczyna się od głębokości 4 m, ale najładniejszy jest na 6 do 15 m. Ja tak głęboko nie nurkuję i granicą dla mnie jest 9 m. Wykonałem scyzoryk i po kilku chwilach ciężkiej pracy znalazłem się na dnie. Muszelek było mnóstwo, ale mnie interesowały te największe i najładniejsze. Musiałem się spieszyć, bo zaczęło mi brakować powietrza. Te dwie minuty to jest za mało, żeby się obłowić w skarby morza. Jednak problemem była kwestia logistyczna - brakowało mi rąk, żeby te skarby z sobą zabrać. Zacząłem więc wkładać sobie do kąpielówek, a resztę do rąk i tak wypłynąłem na powierzchnię. Zoran powrócił do normalnych rozmiarów, bo z dna wyglądał, jak mały robaczek pluskający się w wodzie. Ona powoduje zniekształcanie się obrazu i wygląda dość komicznie. Musiał mi pomóc w kwestii jeża morskiego, bo niemiłosiernie mnie żgał w dłonie. Po oddaniu go Zoranowi problem zniknął, a właściwie scedowałem go na niego. Następnie dopłynęliśmy do brzegu, by przyjrzeć się muszelkom i jeżowi.
Po wygrzaniu sie w słońcu, znów wyruszyliśmy w morze, ale teraz Zoran miał nurkować, a ja go asekurować. Pływanie z maską wygląda trochę inaczej, niż klasycznie. Najlepiej się płynie żabką z zanurzoną głową w wodzie i z wystającą rurką nad wodą, by móc oddychać. To pewnie wszyscy umieją, ale nie wszyscy spotkali sie tak pięknym podwodnym światem. On jest tak piękny, że nie zorientowaliśmy się, iż płyniemy wzdłuż brzegu już długo, mijając urocze plaże poprzedzielane skałami. To właściwie są skały poprzedzielane małymi plażyczkami, że jedynie kilka osób może się na nich zmieścić. Większe też są, ale na przykład naturyści wybierają te małe, intymne. I niechcący przy takiej plaży wynurzyłem głowę z wody i ujrzałem...cud. Była nim Afrodyta zrodzona z piany morskiej.
cd. tutaj
https://podroze-forum.pl/viewtopic.php?f=111&t=14663