Nieprzeczytane posty

Relacja z Costa De Sol i miasteczka Garrucha- Hiszpania

1
Było to jakieś 15 lat temu kiedy miałem ułańską fantazję, a objawiała się podróżowaniem samochodem na krańce świata. Tym krańcem była południowa Hiszpania, wybrzeże Costa De Sol i miasteczko Garrucha. Trzeba mieć nieźle z czajnikiem, żeby z dzieciakami jechać trzy dni i znosić trudy podróży. Całe szczęście, że jechaliśmy w dwa samochody, bo w towarzystwie łatwiej. Dzisiaj zdecydowałbym się na lot samolotem i zakwaterowałbym w jakimś cztero gwiazdkowcu z full żarciem. Ale wówczas chęć przygody i wspomniana fantazja na to nie pozwalały.
Pierwszy etap podróży z Poznania do Monachium był najtrudniejszy, bo do granicy nie było jeszcze autostrady, natomiast po wjechaniu na nią, poczułem się jak uskrzydlony. Pewnie niewielu pamięta, że jazda na odcinku do granicy, to jak przedzieranie się z maczetą przez dżungle. W końcu dotarliśmy do Monachium, a tam do Mariusza i Eweliny, którzy mieli skromne mieszkanie. Głodni objedliśmy ich nieprzyzwoicie i wypiliśmy co nieco, żeby we śnie nie jechać autem. To pomaga na zdrowy sen - spróbujcie. Na drugi dzień razem w dwa samochody pojechaliśmy w dalszą podróż nie wiedząc, co za przygody nas spotkają.
cdn.

Re: Garrucha

2
Podróżowanie autostradą jest nudne, jednak można pokonywać duże odległości i żeby nie ograniczenia prędkości poza Niemcami, dojechalibyśmy dalej. Ale cóż, przychodzi zmęczenie i pora zjeść kolację oraz szukać noclegu. To była południowa Francja, szczyt sezonu turystycznego i źle zrobiliśmy, że dopiero o zmierzchu zaczęliśmy szukać jakiegoś lokum. Powinno się wcześniej zaplanować trasę i zamówić miejsce do spania, bo inaczej można skończyć na parkingu we własnym aucie. My uparliśmy się na hotel przy autostradzie i to był błąd, bo raz że najszybciej kończą się miejsca, a dwa, że są najdroższe. Ale cóż to dla nas zmęczonych i zdeterminowanych, weszliśmy do napotkanego motelu i z orężem niemieckiego paszportu Mariusz ruszył na recepcję hotelową. Ładna Francuzeczka wysłuchała niemieckiej mowy i spojrzała na ów paszport marszcząc brwi. Zdecydowanym głosem rzekła po francusku: - niestety nie mamy wolnych pokoi.
Mariusz coś tam argumentował i powiedział, że wszyscy jesteśmy Polakami i ledwo żywi po dalekiej podróży. Nagle lica Francuzki się rozjaśniły i powiedziała, ze dwa pokoje się znajdą. Podskoczyliśmy z radości, lecz na krótko, bo cena okazała się obłędna, jak na nasze kieszenie. Potwierdziło się, ze ceny przy autostradach sa drogie, a poza tym ten motel był z górnej półki. Z tego doświadczenia wyciągnęliśmy wnioski i potwierdziło się, że Francuzi nie lubią Niemców. Nie dziwić się, bo ma to uzasadnienie historyczne i sprawdza się w wielu dziedzinach życia. Z takich prozaicznych, to w drodze powrotnej kierowaliśmy się na Niemcy i o dziwo drogowskazy nie pokazywały tego kraju, lecz miasta francuskiego leżącego przy granicy niemieckiej. Resztkami sił dojechałem do następnego miasta Beziers w nadziei, że w końcu coś zjemy i wyśpimy się jak ludzie. Jakże się pomyliliśmy i ledwo uszliśmy z życiem. Chyba...
cdn.

Re: Garrucha

3
cd.
Miasto Beziers wyglądało jak z horroru - noc, przemykający się ludzie, powybijane szyby w oknach - robiło przygnębiające wrażenie. Idąc do hotelu, na chodniku zaczepił mnie niski mężczyzna, zaniedbany, chciał papierosa. Z kolei inny przyglądał mi się uważnie, jakby miał do mnie jakieś pretensje. Zwątpiłem, czy na pewno chcę tu przenocować i...uciekliśmy stamtąd. Pewnie dobrze, bo nie wiadomo, czy mielibyśmy czym jechać następnego dnia. Mariusz uświadomił mnie, że na południu Francji osiedlają się Marokańczycy w ten sposób, że najpierw zamieszka jedna rodzina, potem następni i opanowują całe osiedle. To powoduje zmiany kulturowe i skutkuje tym, że rdzenni mieszkańcy wynoszą się i tanio sprzedają swoje mieszkania, a wykorzystują to imigranci.

Beziers leży niedaleko granicy z Hiszpanią, więc zapadła decyzja, że tam coś poszukamy. No i znaleźliśmy, ale czy lepszego od hotelu z horroru? W Hiszpanii wzięliśmy pierwszy lepszy niby hotel, niby camping, bo zmęczenie nie pozwalało na dalszą jazdę. Była tam restauracja i moim towarzyszom podróży niby smakowało to jedzenie, ale nie mi. Zamówiłem kopyto - odpowiednik naszej nogi wieprzowej pieczonej w piwie, a raczej stópki. Mało że zimna w środku, to śmierdziała padliną. Może się nie znam na hiszpańskiej kuchni, ale mi po prostu śmierdziała ta racica. Zamiast niej zjadłem ciastko, wypiłem sok i pięćdziesiątkę wódki.
Poszliśmy do pokoju, a było tym drewniana buda, w której nie działała klimatyzacja. Na zewnątrz trzymało jeszcze 30 st, a w pokoju więcej. Otwarte okno i drzwi na niewiele się zdały, ale zmęczenie to najlepszy usypiacz.
cdn.

Re: Garrucha

4
Rankiem, po nocnych nie wygodach, ruszyliśmy w dalszą podróż wzdłuż wybrzeża. Jadąc tą autostradą można obserwować z jednej strony morze, do którego co chwilę się zbliżaliśmy, a z drugiej strony ukazywał się nam zmieniający krajobraz od zielonej północy, do wypalonego słońcem południa Hiszpanii.
To palące słońce poznałem w drodze powrotnej, gdy skróciliśmy trasę jadąc przez Madryt. Pierwszy raz widziałem domostwa urządzone w jaskiniach na zboczach skalnych, w których mieszkano, jak praludzie. Gdyby nie dobre samochody przed wejściem do jaskiń, pomyślałbym, że znalazłem się w dalekiej prehistorii i za chwilę otoczą nas dzikusy z maczugami. Mieszkania w jaskiniach mają swoje zalety, bo tam panuje naturalny klimat i nie potrzeba żadnych dodatkowych urządzeń w tym celu.
Drugie doświadczenie z palącym słońcem i temperaturą doświadczyłem na parkingu, kiedy zatrzymałem samochód i chciałem rozprostować nogi. Po dłuższej jeździe w tej gorączce musiałem w końcu stanąć i jak wyszedłem, zaraz wszedłem z powrotem do auta. Po prostu nie dało się wytrzymać w tym upale, dla mnie, luda północy. Nawet przy działającej klimatyzacji jest ciężko i odradzam takie skróty. W głębi lądu jest inaczej niż nad samym morzem, a i tak chowamy się w chłodniejszych miejscach.
cdn.

Re: Garrucha

5
Woo cóż za opowieść, pełna przygód i niepewności. Warto poczytać o miejscach do których się wybieramy zanim tam dotrzemy, można wówczas uniknąć niebezpiecznych sytuacji, choć te jak wiemy mogą zdarzyć się wszędzie.

Re: Garrucha

7
Po perypetiach z trudami podróży wreszcie dotarliśmy do Garruchy, naszego celu podróży i upragnionego odpoczynku. Takich śmiałków, jak my, było więcej i w ośrodku wypoczynkowym przywitał nas Pako, który przygotował misę ponczu, zakąski i muzykę. Muszę przyznać, że poncz, pomimo, że cienki, zrobił swoje, albo raczej podróż zrobiła swoje, że nie chciało się odejść od stolika. Było coś jeszcze silniejszego, co nas trzymało na stołkach, a mianowicie sirocco. Ten gorący afrykański gorący wiatr niosący tumany piaszczystego pyłu wciskał się wszędzie i obawy, by nie skończyć, jak Beduini na pustyni, dalej pracowaliśmy nad ponczem aż do samego dna. Oczywiście dna naczynia, bo przyjechaliśmy, by osiągać szczyty, a nie dna.
cdn.

Re: Garrucha

8
Wolę Costa de Sol, bo bardziej na północy Hiszpanii już nie chcą turystów, ani tych ogromnych wycieczkowców. Na południu jest znacznie luźniej, ale extra infrastruktury mniej. Jednak dla turysty, pasjonaty przyrody, właśnie o to chodzi, a jest tam wiele tego typu atrakcji. Wybraliśmy do zwiedzenia tylko kilka miejsc, a mianowicie: Alhambra, góry Nevada, Gibraltar, no i oczywiście jaskinie praludzkie. Te jaskinie tylko mnie interesowały i musiałem tak układać plan wycieczek, żeby o nie zahaczyć.

Alhambra to wiadomo, że perełka, a że my nie wieprze, to perełki doceniliśmy, nasyciliśmy się nimi i po zwiedzaniu, wyczerpani upałem, poszliśmy na stare miasto Grenady do herbaciarni. Upał na wąskich uliczkach był niesamowity i trafiliśmy do stylowej herbaciarni, w której panował przyjemny chłód i to uratowało nas od niechybnej śmierci. Pani zapytała jakiej herbaty się napijemy i tu powstał problem, bo gatunków było ponad 200 i nazwy jakieś egzotyczne od hiszpańskich po arabskie i jak tu dokonać wyboru? Żona biegła w herbatach, wybrała coś dobrego i kazała pić. Gęba mi się wykrzywiła, bo nie przypominało mi żadnej herbaty, ale druga wybrana przypadkowo już smakowała.

Właściwie, to wolałbym wypić ze dwa piwa, ale niestety musiałem prowadzić samochód. I całe szczęście, że zrezygnowałem z piwa, bo drogę powrotną zrobiłem przez sam środek gór Nevada. To była istna wspinaczka wysokogórska z zaśnieżonymi drogami w środku lata! Jakimś cudem nie wypadłem z drogi, ale o tą adrenalinę chodziło. No i zawsze mogę się pochwalić, że następne góry zdobyłem. A że samochodem, to nic, najważniejsze, że duchem.
To było później, bo najpierw wybraliśmy się na spacer po miasteczku, a przede wszystkim pochodzić brzegiem i dotknąć morza. Jednak nie obyło się bez zaskoczenia, a była tym plaża naturystyczna. Ale o tym w następnym poście.
cdn.

Re: Garrucha

9
Tak to jest jak sie jest kierowca. Pamietam kanion verdone w nocy to byla jazda. Albo jak sie zgubilem w waskich uliczkach Malagi i musialem zjezdzac po schodach bo bylo zbyt wasko zeby cofnac. Teraz fajnie sie to wspomina ale wtedy nie bylo mi to do smiechu. Najbardziej jednak pamietam jak zjedzalem z góry w Sardynii i wysiadly mi hamulce, to dopiero byla panika, na szczescie wszystko dobrze sie skonczylo.

Natomiast brak alkoholu z uwagi na fakt ze musimy prowadzic to kolejna sprawa, wiem ze to nie fair ale cóz mozna z tym zrobic. Widac ze Tobie równiez przygód nie brakuje.

Ps ale sie ubawilem czytajac twoje ''' herbatkowe przygody''

Re: Garrucha

10
Ha ha, ja też zgubiłem się w Maladze, że aż do teraz się śmieję. A zjeżdżając z góry, to spaliłem hamulce. Chyba będę musiał o tym napisać, bo widzę, że inni też tak mieli.
Miło mi, że czytasz, a nawet ubawiłeś się.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Hiszpania”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 30 gości