Nieprzeczytane posty

Re: Relacja z wysp Kanaryjskich

21
Bardzo ciekawa relacja. Mnie najbardziej podobała się wyprawa na Volcan El Teide. Trasa na szczyt zajęła nam ok 5 godzin + kolejka linowa. Pomimo dość dobrej kondycji 3700 m zrobiło swoje. Pamiętajcie że trzeba zarezerwować wejście choć to nic nie kosztuje. Na wys ok 3200 metrów jest schronisko, warto zatrzymać się tam na dłużej gdyż można odczuć różnicę w wysokości. Nie było tak źle jak na szczycie Mount Blank ale też potrzebowaliśmy troszkę czasu na aklimatyzacje. Widoki rekompensują trudy wycieczki, choć sporo siarki wydobywa się z krateru. Polecam zabrać ze sobą minimum 3 litry wody oraz ubrać się cieplej nawet jak na dole jest gorąco. Pamiętajmy także o powiadomieniu kogoś gdzie idziemy oraz naładujmy telefon i miejmy numery alarmowe.

Re: Relacja z wysp Kanaryjskich

22
Też byłem na Teide z wycieczką, a przy najbliższej okazji będę chciał wjechać rowerem, Oczywiście do wyciągu, a dalej z buta, a jak braknie sił, to kolejką. Dobry jesteś z tymi górami, a Mt. Blank to już całkiem dobry! Ja też tam byłem, ale tylko kolejką do ostatniej stacji. Widziałem tych śmiałków wracających ze szczytu i raczej bym nie zaryzykował wejście.
Dzięki.

Re: Relacja z wysp Kanaryjskich

23
Szliśmy już pół godziny morderczym tempem. Dobrze się idzie, gdzie okresowo sięgają fale, bo piasek jest w tym miejscu twardy. Najgorzej po miękkim piasku, a takich miejsc było sporo. Przyjemnie jest brodzić trochę po wodzie w zmieniającym się krajobrazie i zwyczajach plażowiczów. Właśnie te zwyczaje nas zaskoczyły, a właściwie Sławka, bo uważa, że na plaży ludzie nie powinni się obnażać. Tak, niechcąco weszliśmy na plażę naturystów , co spowodowało znacznie przyspieszenie marszu przez Sławka. Oddalił się od nas kawał drogi, bo zapewne chciał wydostać się jak najszybciej z miejsca grzechu. My też przyspieszyliśmy, lecz nie z powodu grzechu, a zerwania kontaktu wzrokowego ze Sławkiem. Szliśmy już długo z prędkością piechura, że aż po plecach nam ciekło. Plaża naturystów już dawno się skończyła, mijaliśmy hotele od lichych do najbardziej super. Mijaliśmy też różne formacje skalne wpadające do oceanu, bo plaża była czasami poprzecinana skałami, po których należało przeskakiwać, jak małpy.
W końcu odpadliśmy i straciliśmy Sławka z pola widzenia. W pewnym momencie widzę, jak na wysokiej skarpie w piwiarni macha ręką do nas Sławek i przywołuje. Mnie kamień z serca spadł, że nareszcie zrobimy odpoczynek, a najbardziej, że się czegoś napijemy.

Usiedliśmy za stolikiem w cieniu parasola i z niecierpliwością czekałem na zamówione duże piwo. Kobiety też, ale po małym, a Sławek zamówił lampkę wina. I to był błąd, bo należało uzupełnić płyny, a nie degustować wino. Kelnerka przyniosła picie i ja w mig wypiłem kufel zimnego piwa i poprosiłem o jeszcze. W końcu nie mogłem z pustym naczyniem siedzieć z pijącymi.
Z lekkim szmerem podziwiałem Atlantyk po horyzont. Wszyscy go podziwialiśmy z refleksjami o małości człowieka wobec oceanu. I odległości, którą mamy jeszcze pokonać. W końcu zwinęliśmy się z piwiarni, by ruszyć w dalszą drogę. Znów podziwialiśmy krajobraz, a najbardziej kitesurfing. Ci faceci z deską i spadochronem potrafią czynić cuda. Tam są idealne warunki do uprawiania tego sportu. To jest ich mekka.

Tak zapatrzeni na tych akrobatów nie spostrzegliśmy, że mamy wodę po obu stronach. Po prostu szliśmy groblą, bo plaża była zalana. Ona ciągnęła się już kawał drogi, a my w nadziei, że suchą stopą dojdziemy do stałego lądu, szliśmy dalej.
Nadzieja była płonna, bo grobla się skończyła. Były dwie możliwości: wrócić do miejsca, gdzie zaczynała się laguna i obejść ją, albo wpław pokonać jakieś pięćdziesiąt metrów zalewu i dotrzeć do odciętej plaży. Niewiadomą była głębokość laguny, a to istotne, bo mieliśmy plecaki. Zdecydowaliśmy, że pokonamy ją w bród, zwłaszcza że po drugiej stronie był znów bar z napojami.
cdn.

Re: Relacja z wysp Kanaryjskich

24
Nie było tak źle, bo woda sięgała do pasa, a plecaki uniesione nad głową nie zmokły. Po pokonaniu laguny dostaliśmy się na brzeg, wytarliśmy i czym prędzej poszliśmy coś się napić i zjeść. W tym czasie Sławek rozochocony pokonywaniem wody, zawrócił, by pokazać, kto tu jest górą. Oczywiście dla oceanu, bo dla nas zawsze był górą. Rzucił się więc w fale i kraulem je ciął, jak by chciał sprowadzić ocean do parteru.
Zaczął nam dokuczać głód i jadłodajnia spadła nam, jak z nieba. Zresztą tam co kawałek są lokale, gdzie można coś zjeść i napić się. Problemem jest tylko powstrzymywanie się od tych namiętności. Ja wziąłem znów duże piwo, kawę i jakieś suche ciastka. Kobiety zamiast piwa, soki. Po czasie dołączył Sławek i zamówił lampkę wina i kawę. Zapytany dlaczego tak się głodzi, powiedział, że zrzuca wagę i niejedzenie i niepicie na to są najlepsze.

Siedząc przy stoliku, tacy zmęczeni, zdecydowaliśmy wspólnie, że należy zawrócić, bo już 4 godziny minęły, a ponadto zaczęły nadciągać nieciekawe chmury z porywistym wiatrem. Na wyspie zawsze wieje wiatr, lecz te chmury nie wróżyły nic dobrego i na nieszczęście musieliśmy iść pod wiatr. Na to była rada, bo wystarczyło dostać się do drogę wzdłuż brzegu i załapać się na stopa. Ale to nie my, wilki morskie, a na pewno nie Sławek, bo znów nam uciekał. Mi wzrosła adrenalina z powodu coraz ciemniejszych chmur i wzmagającego się wiatru, więc przyspieszyłem kroku. Kobiety też przyspieszyły, bo w tych warunkach lepiej iść w grupie. Szedłem tak, żeby odległość do nich nie była za duża, ani za mała, byśmy jednak stanowili jedną grupę.

Tempo utrzymywaliśmy równe i w pewnym momencie dochodziłem Sławka. Zauważyłem, że idzie ciężko i zapewne wykańczało go nadane przez siebie tempo oraz brak płynów. On ma dobre 100 kg wagi, duży facet, atletycznie zbudowany. W pierwszym momencie był zaskoczony, że go ktoś wyprzedza, lecz po chwili uśmiechnął się i życzył utrzymania tempa. Właściwie, to go ukarałem za wcześniejsze ucieczki. Po kilku chwilach to samo zrobiły kobiety i nie chciałbym być w jego skórze, bo zapewne przechodził katusze. Tym tempem dotarliśmy do hotelu, lecz w trójkę. Sławek przyszedł znacznie później i powiedział, że podziwiał ptaki i stąd to opóźnienie.
Po kąpieli, spragnieni i głodni ruszyliśmy na kolację i tam dopiero się działo!
Ale to w następnym poście.

Re: Relacja z wysp Kanaryjskich

25
Wyspy Kanaryjskie sa bardzo zróznicowane, mozna tu naprawde sporo zobaczyc.

1) Fuerteventura: Podziwianie delfinów na wyspie Lobos. Na wycieczce mozna nie tylko cieszyć się ekscytującą podróżą łodzią, ale mozna również zauważyć wieloryby, delfiny, a nawet żółwia morskiego

2) Teneryfa i Lanzarote to piekne wulkany i wycieczki terenowe

3) Lanzarote: Rejs katamaranem na plaże Papagayo

4) Kajakowe safari z delfinami i żółwiami w Guaza

Jak widac kazdy zajdzie tu cos dla siebie

Re: Relacja z wysp Kanaryjskich

27
Ten morderczy marsz w dwie strony okazał się tylko 20 kilometrowy, bo to odcinek od hotelu R2 do Jandii. Jednak kawałek przed nią plażę zagrodziły nam skały, o które rozbijały się duże fale. A więc zawróciliśmy w Playa de Sotavento. Po powrocie czułem się, jakbym zrobił dwa razy tyle. W każdym razie zjadłem obfitą kolację, jak bym rzeczywiście zrobił dwa razy tyle.
Do zamknięcia restauracji została niecała godzinka i musieliśmy się spieszyć, by załapać się jeszcze na pełen wybór potraw. Kiedy tam weszliśmy, uderzył mnie zapach smacznych potraw, a z głodu oczy wyszły mi z orbit i poczułem się, jak w niebie.

Nasze damy znalazły stolik, a my, faceci ruszyliśmy na nagarnianie potraw ze stołów jak leci. Kobiety szybko dołączyły i też nakładały dania, ale w sposób wyszukany. Różnicą między - jak leci, a wyszukany - polega na tym, jaką ilość można zmieścić na talerzu. Znane mi są zasady dobrego zachowania, jednak na głodno miałem gdzieś savoir vivre i nakładałem pełne talerze, by zdążyć przed zamknięciem restauracji.

No i mając gdzieś dobre zachowanie, rzuciłem się na krewetki na ciepło. Wziąłem największy talerz i nałożyłem ich, ile się dało. Kiedy przyszedłem do stołu, Ela zbladła i chciała się przenieść do innego stolika. Jednak uległa namowom Ani i Sławka i została. Jedzenie krewetek to mozolna praca, bo trzeba palcami wydobywać środek i się na cmokać. Oczywiście do tego kilka lampek wina z dystrybutora. Wino po takim marszu potrafi czynić cuda i ja tego doświadczyłem. Otóż poszedłem jeszcze raz po czubaty talerz krewetek, a Ela już nawet nie skomentowała, ani nie odeszła od stołu. Dopiero po krewetkach przystąpiłem do jedzenia innych potraw. Wydawałoby się, że 2 talerze krewetek to dużo. Guzik prawda, tam mięska jest niewiele, a odpadów cała góra. Sławek doskonale mnie rozumiał, bo podobnie zrobił, ale z innymi potrawami. On jest smakoszem mięsnych dań i mógł w nich przebierać do woli w ilościach nie mniejszych, niż ja.
Kolacja trwała długo i wychodziliśmy już po zamknięciu. Kelnerzy miło się uśmiechali do mnie i czułem się w obowiązku rzucenia talara do pudełka. Gościu kiwnął głową w podzięce. Później Ela powiedziała, że te uśmiechy kelnerów nie były szczere, lecz skręcali się ze śmiechu z mojego żarcia. Obiecałem jej, że jutro będę już jadł normalnie. Dodałem też, że należałoby zdefiniować słowo normalnie na wczasach.

cdn.

Re: Relacja z wysp Kanaryjskich

28
Kanary cd.

W następnym dniu był odpoczynek i byczyliśmy się na leżakach. Słońce dawało nam się we znaki pomimo, że to listopad. Dlatego wylegiwanie należało przerywać pływaniem w basenie. W tym dniu wybraliśmy spośród kilku basenów lagunę z morską wodą. Ona leży sporo powyżej poziomu oceanu i woda była przepompowywana w obiegu ciągłym. Mieliśmy kawałek morza na terenie hotelu. Laguna jest dość duża w kształcie owalu i może mieć z 50 m długości. Można się w niej zmachać i robiłem po kilka serii. Sławek też, a Ania i Ela wolały tradycyjny basen w innym miejscu. Wokół laguny jest żółciutki piaseczek i miało się wrażenie naturalnej plaży.

Jednak sztuczna plaża, to nie to samo, co naturalna, za którą zatęskniliśmy. Sławek rzucił propozycję, żeby wybrać się na plażę, lecz nie tak po prostu, tradycyjnie, a w sposób wyszukany, niespotykany, niepowtarzalny. Mi dech zaparło i już myślałem, że jakieś niecne rzeczy ma na myśli. Może chciał pójść na plażę naturystów, którą pogardza? Albo jeszcze co gorszego! Nic z tych rzeczy i wyjawił nam, że będzie to oswajanie oceanu na dzikiej plaży.

Powiedział, że powinniśmy pójść na dziką plażę mieszczącą się niedaleko naszego hotelu. Wypatrzył ją wcześniej i stwierdził, że jest idealna na takie praktyki. Jednak musi być właściwy klimat, który zapewnia zachodzące słońce. On wystąpi w pełnej krasie, kiedy będzie ustępować szarość ciemności nocy. Jest jeszcze jeden warunek a jest nim absynt, którego powinniśmy skosztować w trakcie seansu. Niestety, na Kanarach nie ma absyntu i zastąpiliśmy go markowym winem kupionym w sklepie. Szkoda, że nie można było go naczerpać z restauracyjnego kurka za darmo, lecz stawka była duża i ofiarę należało ponieść. Pod koniec dnia, po kolacji, nadszedł czas zero i udaliśmy się na dziką plażę, przejęci, a nawet z nutką strachu co to będzie.
Ale o tym w następnym poście.

Wróć do „Hiszpania”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 169 gości

cron