Mnie zdarzyło się "autostopować" raz i niechcący wyszło na to, że byłam wtedy sama. To znaczy byliśmy ekipą w Bieszczadach i po najcięższym dniu wędrówki z ciężkimi plecakami, postanowiliśmy nieco skrócić sobie drogę do schroniska i złapać stopa, żeby chociaż te parę kilometrów móc odpocząć przed kolejnym wdrapywaniem się na górę. Było nas tyle osób, że nie było szans, żeby wszystkich zapakować w choćby i dwa auta. Skończyło się tak, że zostałam zapakowana w pierwszy zatrzymany samochód i "doładowana" kilkoma plecakami towarzyszy... Stało się to zbyt szybko, bym oponowała, więc zostałam ja i trzech młodych chłopaków podróżujących tym właśnie pojazdem.
Wspominam to bardzo miło, chociaż ciągle miałam świadomość, że w razie czego byłabym na przegranej pozycji... Mam dużą wiarę w ludzi i wiele dobrego mnie w życiu spotykało, szczególnie, gdy podróżowałam w pojedynkę, toteż uważam, że można podróżować całe swoje życie samej i nic złego się nie trafi. Jednak strzeżonego Pan Bóg strzeże - chyba lepiej nie ryzykować, jeśli ma się inną możliwość. Transport publiczny jest lepszą opcją dla samotnej podróżniczki, a najbezpieczniejszą - własny transport z jakimś zaufanym panem u boku.
Choć są tacy, którzy uważają, że "no risk, no fun" - trzeba zastanowić się nad swoimi priorytetami.