Nieprzeczytane posty

Kennedy safaris w Kenii- zdecydowanie odradzam

1
Byłam na 10-dniowym safari z biurem Kennedy safari,odradzam korzystanie z tego biura.
Nie jesteśmy z zadowolone z usług Kennedy’ ego. Nie wiem jak to możliwe że biuro Kennedy’ego ma tyle pozytywnych komentarzy… Plan naszego safari był taki:

Dzień 1: Nairobi. Odpoczynek po podróży i nocleg w posiadłości żyraf . Cały czas ma się kontakt z żyrafami, karmi się je, głaszcze, zdjęcia itd.
Dzień 2:Nairobi. Daphine Sheldrick's sierociniec dla słoni i nosorożców w Nairobi National Park, dom Karen Blixen, autorki "Pożegnania z Afryką"- w środku jest muzeum związane z filmem.Nocleg w lodgy Macushla House.
Dzień 3: Wodospady Thompsona, Jezioro Nakuru
Nocleg w lodgy Mbweha camp.
Dzień 4: Jezioro Nakuru/Jezioro Bogoria & Jezioro Baringo
Jezioro Bogoria-zdjęcie na równiku, gejzery wyrzucające wodę nawet do kilku metrów w górę oraz liczne stada flamingów.
Jezioro Baringo-miejsce słynie z rekordowej ilości gatunków ptaków. Nocleg w lodgy nad jeziorem- Roberts camp.
Dzień 5: Jezioro Baringo/Jezioro Naivasha
Po śniadaniu 2-godzinny rejs łodzią motorową po jeziorze Baringo. Przejazd nad jezioro Naivasha, nocleg w lodgy Olerai House.
Dzień 6: Przejazd do Masai Mara i safari.Nocleg w Royal Mara Safari Lodge.
Dzień 7,8,9:safari w Masai Mara, wizyta w wiosce masajskiej, safari balonem nad Masai Mara-noclegi w Royal Mara Safari Lodge.
Dzień 10:przelot samolotem do Diani Beach.Transfer do hotelu-Baobab Beach Resort .
Dzień 11,12,13,14-wypoczynek w hotelu. Opcjonalna wycieczka łodzią na wyspę Wasini.

W 1 dzień po odebraniu nas z lotniska Kennedy nie wiedział o tym, że zakwaterowanie w Posiadłości Żyraf (Giraffe Manor) jest możliwe od godz. 11.00. Przyjechaliśmy tam o 9.00 i właściciel poinformował , że nie może nas zakwaterować, bo od 11.00 a wszystkie pokoje są zajęte. Zmęczone podróżą pojechałyśmy więc do domu Karen Blixen. Kierowca Kennedy’ego ( bo jechało z nami 2-óch: Kennedy + kierowca) nie znał drogi do Karen, kilkakrotnie się gubił, mimo że pytał ludzi jak tam dojechać… w Końcu dojechaliśmy jakoś na miejsce. Po domu Karen Blixen zabrał nas do Centrum Żyraf (Giraffe Center), czego nie miałyśmy w programie,fajne miejsce, warto odwiedzić, byłyśmy tam krótko i on zapłacił za wstęp. Potem jak jechaliśmy do Posiadłości Żyraf mówił, że tego nie było w programie i on zapłacił ze swoich pieniędzy za wstęp… (my go nie prosiłyśmy, żeby tam jechać, sam nas tam po prostu zabrał) Jakby oczekiwał,że mamy mu oddać tą kasę za bilety. W każdym razie co się okazało na miejscu-w Giraffe Manor: rozmawiałyśmy z bardzo miłymi gospodarzami tego miejsca, Anglikami, którzy poinformowali nas, że jeśli ma się wykupiony nocleg w Giraffe Manor, wtedy wizyta w Centrum Żyraf jest za darmo!!!(jest to ten sam obszar tylko inne wejście) Na następny dzień poinformowałam o tym Kennedy’ego, że nie musiał płacić, bo wstęp i tak miałyśmy za darmo,na co on odparł:”Ale to nieważne,bo ja już zapłaciłem za to z moich pieniędzy itd.”-generalnie gadka taka jak dzień wcześniej, chciał żeby mu za to kasę oddawać.

W 2-gim dniu miałyśmy w planie sierociniec dla słoni i nosorożców Daphne Sheldrick .Anglicy z Giraffe Manor poinormowali nas, że jest on czynny dla turystów wyłącznie w godz 11.00-12.00.Kennedy oczywiście nie miał o tym pojęcia-czekaliśmy pod wejściem prawie godzinę, żeby otworzyli. Wyjaśnił nam, że „okazało się że otwierają dopiero o 11.00 i musimy poczekać”. Nic wcześniej nie sprawdził oczywiście. Po wizycie w sierocińcu nie miałyśmy już nic w planie bo dom Karen zrobiłyśmy w dzień przyjazdu. Zapytałyśmy Kennedy’ego czy możemy pojechać do Muzeum Narodowego w Nairobi. On stwierdził, że droga w 1 stronę zajmie 2 godziny czasu i odmówił, chociaż bardzo go o to prosiłyśmy. Twierdził też, że benzyna jest bardzo droga i że tego nie było w programie- i tu pokazał nam wydrukowany program wycieczki.Zabrał nas na lunch a potem do Macushla House, a było ok. godz 13.30. Gospodyni w Macushla House, Anglielka, zamówiła dla nas taxi, 40 dolarów w obie strony,dojechałyśmy w 35 minut do muzeum w Nairobi. Poza tym Kennedy zapewniał nas jeszcze jak byłyśmy w Polsce,że wszystkie posiłki są w cenie a płacimy tylko za napoje. Otóż okazało się,że za kolację w Macushla House musimy płacić same. Zapłaciłyśmy więc 40 dolarów.

W 3-cim dniu zapytałam więc Kennedy’ego czemu musiałyśmy płacić za kolację, skoro miało to być w cenie, on udawał zdziwionego, twierdził, że nie tak miało być, że nas tam oszukali,że miało być w cenie, on nie wie dlaczego.(to ciekawe dlaczego zabrał nas wcześniej na lunch-gdyby posiłki w Macushla House były w cenie, to jadłybyśmy lunch już tam a nie że on zabiera nas do restauracji i płaci za to osobno, także według mnie kłamał i oszukiwał nie po raz pierwszy i ostatni). W 3-cim dniu mówił że jesteśmy bogate jak Rosjanki, że mamy bardzo drogie safari, bardzo drogie lodże i pytał kim jest mój ojciec. Zgadywał, ale nie trafił. Nie był zbyt zadowolony, że go zbyłam i nie powiedziałam. Wypytywał, czemu tato dzwonił do niego z różnych nr telefonów, wypytywał, czemu kierunkowy jest +49 skoro jesteśmy z Polski. Do tego twierdził że z wykształcenia jest inżynierem, ale nie pracuje w zawodzie, że ukończył studia. Nalegał,aby wpłacić mu całość pieniędzy (zaliczkę przelaliśmy jeszcze z Polski na jego konto) tzn 5400 dolarów. Chciałyśmy wpłacić mu połowę pieniędzy a drugą połowę w Masai Mara. Nie zgodził się na to, twierdził, że w Masai Mara nie ma żadnego banku i musi mieć pieniądze już teraz,żeby wpłacić do banku. Zapłaciłyśmy mu więc calość pieniędzy i prosiłyśmy o pokwitowanie, potwierdzenie, że przyjął tyle pieniędzy. Powiedział, że wypisze nam, potem …Pieniądze do banku wpłacał nie on, ale kierowca-Kennedy został z nami w samochodzie. Bilety wstępów do parków też kupował kierowca i generalnie on wszystko załatwiał.

W 4-tym dniu cały czas wchodził nam w zdjęcia, jak robiłyśmy, bo on nie ma swojego aparatu, a chce mieć reklamę swojego „biura”…Było to dość denerwujące, jedno zdjęcie można z nim mieć ale nie co drugie!!!!!W 4-tym dniu miałyśmy spać w Roberts Camp nad Jeziorem Baringo. Kennedy zmienił miejsce naszego zakwaterowania na Island Camp, bez naszej wiedzy i pozwolenia. Po prostu zawiózł nas w inne miejsce, nic nie mówiąc. Gdybyśmy nie wiedziały, jak wygląda Roberts Camp,to nawet byśmy się nie zorientowały,że zawiózł nas w inne miejsce.Zapytałam go czemu nie Roberts Camp. A on”Roberts Camp jest zamknięty”(„Roberts Camp is closed”).Do tego powiedział,że on płaci za przejazd łódką po jeziorze dziś,więc my zapłacimy jutro.W programie miałyśmy 2-godzinny przejazd motorówką po Jeziorze Baringo. Przejazd, który on twierdził,że opłacił, trwał 10 minut!!!!! Island camp mieści się na małej wyspie na środku Jeziora Baringo. Gdy dotarłyśmy na miejsce zapytałam recepcjonistki w Island Camp, ile kosztuje przejazd łódką. A ona na to, że jest zawarty w cenie, jeśli już się śpi w Island Camp. Także znowu nas oszukał i okłamał!!!Zapytałam też, czy Roberts Camp jest teraz zamknięty. A ona na to, że nie, że jest otwarty!!!! Zaczęłyśmy się bać nie na żarty, tym bardziej, że wpłaciłyśmy mu wszystkie pieniądze a on nie dał nam żadnego pokwitowania. Same opłaciłyśmy sobie przejazd motorówką po Baringo, który trwał 1,5 godziny za 30 dolarów-to on powinien za to płacić, to było w programie. Napisałam mu sms, żeby naszykował potwierdzenie, że wpłaciłyśmy mu tyle pieniędzy i że wiemy o tym, że Roberts Camp jest otwarty. On na to odpisał, żebyśmy się nie martwiły, że on będzie z nami do końca safari i że wyjaśni nam jutro. Napisałam mu wtedy, że jeśli zmieni jeszcze cokolwiek z programu safari to wystawimy mu negatywną opinię na polskich forach internetowych, na tripadvisorze i na jego stronie. Wtedy odpisał, że już nic nie zmieni. Teraz wiemy już z moją mamą jak on to zrobił-gdy wpłaciłyśmy mu całość kwoty, on stwierdził, że jeszcze wyciągnie z nas trochę kasy i dlatego po tym jak mu zapłaciłyśmy zmienił rezerwację z Roberts Camp, który nie jest na wyspie na środku jeziora-na Island Camp, żebyśmy płynęły tam łódką, która jest w cenie i żeby wmówić nam, że to on za to zapłacił. Kolejne pieniądze dla niego w kieszeni, bo 1.5 godzinny przejazd łódką był już przez nas opłacony w programie. Po tym jak mu zapłaciłyśmy całość kasy, on i ten jego kierowca bardzo dużo gadali przez komórki, podejrzewamy, że właśnie wtedy zmienili rezerwację. On traktował to jako coś normalnego, że zmienił nasze miejsce zakwaterowania i nie sądził, że będzie musiał się z tego tłumaczyć!

W 5-tym dniu oczywiście nie dał nam potwierdzenia, że wpłaciłyśmy tyle pieniędzy, twierdził, że jeszcze nie wypisał, że wypisze później. Powiedziałam mu, że recepcjonistka w Island Camp poinformowała mnie, że przejazd łódką jest za darmo jeśli się śpi w Island Camp. On na to że ona jest biedna i dlatego kłamie. Wszyscy ludzie w tym regionie są biedni i dlatego kłamią. Nie wiem jaki cel miałaby ona, żeby kłamac w tej sprawie, to on znowu kłamał… Teraz twierdził, że” Roberts Camp was closed when he was making the reservation”. Powiedział, że była jakaś wichura, huragan w tym regionie i że Roberts Camp było zamknięte, że pokazywali to w telewizji i pisali o tym w gazetach i nie było wiadomo, czy otworzą na nasz przyjazd… Twierdził też że ja w programie safari napisałam mu że albo Roberts Camp albo Island Camp! Teraz to sprawdziłam, nic takiego mu nie pisałam, miało być tylko Roberts Camp. Do tego skarżył się, że on z kierowcą musieli spać w fatalnych warunkach nad jeziorem Baringo, w pokoju gdzie nie było drzwi, jak to opisał. Zabrał nas nad Jezioro Naivasha i kazał płacić 40dolarów od osoby za 1.5 godzinny przejazd łódką. Spytałyśmy go czemu tak drogo skoro po Jeziorze Baringo zapłaciłyśmy po 15 dolarów od osoby, razem 30 też za 1,5 godzinny przejazd łódką. On na to, że ta łódka tutaj na jeziorze Naivasha to duża łódź, że jest o wiele większa od tamtej. Oczywiście była takich samych rozmiarów-znowu wziął kasę dla siebie… potem miał nas odwieźć do Olerai House, gdzie miałyśmy mieć lunch, kolację i nocleg. Kierowca cały czas narzekał, bo myśleli, że będzie się tam jechało ok. pół godziny, a jechało się godzinę. Nie rozumiemy języka Suahili, ale po jego minie, gestach i wyrazie twarzy widziałyśmy, że jest bardzo niezadowolony i że znowu narzeka na nas i nasz wybór. Gdy w końcu dotarliśmy na miejsce, stwierdził, że to bardzo trudne safari i że będzie po nim wykończony.

W 6-tym dniu znowu uskarżał się, w jakich to złych warunkach musiał przez nasz wybór spać…
Potem w Masai Mara miałyśmy mieć lot balonem, więc spytałam go z jakiej lodży będzie-nie wiedział. Pytał się kierowcy. Następnie spytałam Kennedy’ego o śniadanie z szampanem po wylądowaniu-nie miał pojęcia o czym mówię-odparł, że spyta się w naszej lodży czy otrzymamy śniadanie! Także w ogóle nie wiedział, o co chodzi. Generalnie w ogóle nie potrafił odpowiadać na nasze pytania o zwierzęta itp., nie jest kompetentny. Do tego wmówił nam, że w skład Wielkiej 5- BIG 5-wchodzi m.in. gepard-cheetah. Dopiero Polacy spotkani w holetu Baobab uświadomili nam, że nie gepard ale leopard. Nie widzieliśmy leoparda-chciał wmówić nam, że widziałyśmy Wielką 5, żeby dostać duży napiwek, to oczywiste. Przed lotem balonem nie powiedział nam, że trzeba wziąć koniecznie nakrycie głowy-wszyscy oprócz nas mieli czapki z daszkiem, a mnie cały czas bolała głowa od gorąca ognia tego balonu-nigdy wcześniej nie leciałam balonem i uważam, że obowiązkiem przewodnika jest poinformować o czymś takim. Poza tym powiedział, że zabiorą nas z lodży o 5.00 rano, a zabrali nas o 4.30-dobrze że wstałyśmy wcześniej, bo inaczej byśmy nie zdążyły.


Naprawdę po tym safari mam go tak dość że szok-facet oszust i naciągacz. W przedostatni dzień, przed wręczeniem mu napiwku, przysiadł się do nas przed kolacją i zaczął opowiadać, ile to on klientów stracił, przez to, że pojechał z nami na 10-dniowe safari. Że nie może przez to odpisywać na maile z prośbami o safari, a dostał ich już 8, że to było bardzo trudne safari i że musiał spać w tragicznych miejscach…-wszystko po to, żeby wyciągnąć duży napiwek. Oczywiście musiałyśmy płacić osobno dla niego a osobno dla kierowcy-także zapłaciłyśmy 2 napiwki. Wszystkie inne busy safari, które spotkałyśmy po drodze, miały tylko 1 przewodnika-kierowcę. W przedostatni dzień kierowca skrócił nam safari, widziałyśmy to. Jechał z nami w busie przewodnik z naszej lodży i kierował kierowcę, gdzie ma jechać, bo oni w ogóle nie znali tego terenu. Więc ten przewodnik z lodży, John, pokazuje kierowcy, że ten ma skręcać w lewo a ten że nie i jedzie prosto, już do lodży….widziałysmy po minie Johna że był zdziwiony i niezadowolony, 2 razy powtarzał mu,że ma skręcać… poza tym olbrzymia, ogromna różniaca między zachowaniem i wiedzą przewodnika z lodży- Johna, też Kenijczyka, a zachowaniem i wiedzą tych 2. John, przewodnik z lodży miał dużą wiedzę o zwierzętach i powiedział, że możemy go o wszystko pytać, był bardzo miły, uśmiechał się do nas, podtrzymywał rozmowę i generalnie z nami gadał. Kennedy wolał gadać z kierowcą niż z nami a w suahili a dość często używali słowa „mzungu”, więc pewnie gadali o nas. Gdy pytałam o coś Kennedy’ego, odpowiadał zdawkowo, niedokładnie, krótko i nadal kontynuował rozmowę z kierowcą. Także nie czułyśmy się komfortowo w takich warunkach, tym bardziej, że widziałyśmy np. na postojach, że inni turyści mają profesjonalną obsługę, taką jak John z naszej lodży. A jeśli chodzi o banki w Masai Mara, to okazało się, że przy wjeździe było ich pełno. Znowu nas okłamał! Od kierowcy Kennedy’ego śmierdziało strasznie potem, co cały czas czułam w busie, bo siedziałam za nim.

Gdy byłyśmy Z Kennedy’m w Masai Mara, przyleciał do Kenii inny klient Kennedy’ego-Polak. Rozmawiałam z nim kilkakrotnie jeszcze w Polsce. Kennedy obiecał mu, że wyjedzie po niego na lotnisko… tylko, że w tym czasie był z nami, więc nie mógł tego zrobić… wysłał więc po niego kierowcę, także już w pierwszy dzień Kennedy miał aferę, bo ten Polak miał pretensje i był zaskoczony, że Kennedy nie przyjechał na lotnisko. Potem, w hotelu Baobab, spotkałyśmy go i długo rozmawiałyśmy z nim na temat safari. Powiedział nam, że Kennedy zapewniał go jeszcze 1 dzień przed jego wylotem z Polski, że go odbierze z lotniska.( a wiedział już od dawna że będzie z nami…)!Polak na koniec safari zapłacił w biurze WT safaris ..Rachunek wystawili na WT safaris. Najpierw ten Polak żałował, że nie ma z nim Kennedy'ego, ale gdy usłyszał naszą historię, powiedział że chyba da na tacę za to, że ten Kennedy go ominął! Gdy spotkał Kennedy’ego osobiście na koniec safari w biurze WT safari-odniósł negatywne wrażenie „cwaniaczek taki,to się wyczuwa, jaki człowiek jest”-tak ocenił Kennedy’ego .

Biuro Kennedy’ego formalnie nie istnieje-jeździ busem biura WT safari, rezerwacje robi na biuro WT safaris, rachunki na WT safari, woda mineralna w busie z plakietką WT safari…. Biuro w którym był Polak i my również nie miało nigdzie nazwy Kennedy safari, ale wyłącznie WT safaris. A stronę internetową w Kenii może mieć każdy. WT safaris to biuro angielskie, ma stronę w internecie i mieści się w Londynie i w Ukundzie też ma siedzibę, obok biura Julius safari. WW Internecie jest oficjalna lista biur podróży kenijskich zajmujących się safari i nie ma na niej Kennedy’ego.

Kennedy chwalił się nam, że w listopadzie organizuje safari dla Polaków 1tydz w Kenii 1 tydz w Tanzanii i 1 tydz Zanzibar. Spytałyśmy go, czy może organizować safari w Tanzanii, on na to, że ma tam kolegów i że zorganizuje. Wcześniej dzwoniłyśmy do Juliusza i pytałyśmy go czy safari w Tanzanii jest możliwe z nim, on odpowiedział, że nie, bo cofnięto mu pozwolenie na safari w Tanzanii, także odmówił tutaj organizacji. Rozmawiałyśmy o tym z innym Polakiem, on odpowiedział, że pytał się swojego kierowcy, czy oni mogą organizować safari w Tanzanii i ten kierowca odpowiedział, że nie mogą, nie mają pozwolenia. Także Juliusz uczciwy a ten znowu kręci- dla kasy. Biedny ten Polak, co z nim jedzie w listopadzie… może na granicy z Tanzanią okaże się że koniec safari lub Kennedy odda go do innego biura, tanzańskiego, nie wiadomo jakiego… Dla Kennedy’ego wszystko jest możliwe i jest „no problem” , tylko na miejscu okazuje się, że jest problem.

W hotelu Baobab zapytałyśmy się menadżera, czy przebywają obecnie w tym hotelu jacyś inni Polacy. Odparł, że nie. Poinformowałyśmy o tym Kennedy’ego a on na to, że menadżer nas kłamie i ukrywa tych Polaków przed nami.

W ostatnim dniu pobytu w hotelu Baobab pojechałyśmy taksowka do WT safari w Ukundzie po rachunek za safari. Na miejcu, w biurze, nigdzie nie ma napisu „Kennedy safaris”!!! Pisze WT safari i jest to biuro WT safari. Coś takiego jak Kennedy safari istnieje tylko jako strona internetowa…Kobieta zdziwiona powiedziala ze wystawi rachunek ale musimy poczekac na szefa. Szef wysłuchał nas ,wizytowke Kennedego obracal w palcach(pokazałyśmy mu)jakby ja widzial pierwszy raz. Powiedzial ,ze każdy może sobie zrobic wizytowki i strone w Internecie i że on nie może nam wystawic rachunku.Szef WT safaris i sekretarka byli w szoku, gdy powiedziałyśmy im, w jaki sposób zachowywał się Kennedy, szczególnie jeśli chodzi o tel komórkowy z Europy, zmiane zakwaterowania bez słowa wyjaśnienia oraz kłamstwo, że gepard wchodzi w skład Wielkiej 5 (jest w zwyczaju, że gdy turyści zobaczą wszystkie zwierzęta z Wielkiej 5, wówczas dają duży napiwek,także znowu kłamał dla kasy) Powiedzialysmy ,ze po powrocie złożymy skargę do Londynu do głównej siedziby biura. Odmowił wystawienia rachunku, twierdził że biuro WT safari i Kennedy to 2 różne oddzielne biura.Do hotelu odwiezli nas busem WT safaris. Po godzinie w hotelu zjawil się Kennedy ,wystawil rachunek na WT safaris. Pokazalysmy mu rachunki za kolacje i wycieczke lodka. Z wielkim oporem oddal pieniadze. Prosil ,żeby nie wystawic mu zlej opini w Internecie. Na lotnisko zabrałyśmy się z niemieckim biurem (25 dolarow za 2os.),bo mialysmy dosyc Kennedy’ego.

Przed naszym wyjazdem do Kenii Kennedy napisał nam, że bardzo nas prosi, żebyśmy przywiozły mu z Europy telefon komórkowy, bo on ma stary i zepsuty a w Kenii nie ma dobrych… Twierdził, że da nam w zamian za to prezent w Kenii. Dałyśmy mu 3 używane telefony i 1 praktycznie nowy. Oczywiście nic nam nie dał. Rozmawiałyśmy z kobietą z Nowego Jorku, która pracuje w Kenii od 3 miesięcy-powiedziała, że w Kenii są normalnie dostępne nawet najnowsze modele telefonów komórkowych a jak usłyszała wszystko co on robił, to powiedziała, że facet niezły oszust. Turystki z Niemiec, które słyszały naszą rozmowę, powiedziały, że żądałyby zwrotu pieniędzy, bo jego zachowanie jest niemożliwe do przyjęcia.

Przed wyjazdem do Kenii pytałam Kennedy’ego w jakiej walucie można płacić za napoje w lodżach. Odpisał, że tylko w szylingach kenijskich i żeby wymienić u jego kolegi( w Kenii okazało się, że można płacić w : dolarach, euro, szylingach kenijskich lub kartą!!!!!!) Wymieniłyśmy na lotnisku. Jak zobaczył że płacimy szylingami to spytał zdziwiony, gdzie wymieniłyśmy i nie był zbyt zadowolony, to muszę przyznać.

Nie wiem jacy Polacy wystawili mu te pozytywne opinie, które ma na swojej stronie. Myślę że zadowoleni byli ludzie, którzy byli na krótszym safari i w ogóle nie poznali Kennedy’ego np. safari samolotem 2 lub 3-dniowe w Masai Mara. Kennedy twierdzi, że najczęściej ma 2 lub 3-dniowe. Z Kennedy’m jeżdżą też często osoby, które w ogóle nie mówią w języku angielskim. One nie mogą nic zrobić, gdy facet zmieni im zakwaterowanie czy zażąda dodatkowej kasy-być w kraju tak daleko oddalonym od Polski z obcym facetem i do tego nie znać języka. On mówi, że dzieci piszą za nich maile, oni przyjeżdżają i po angielsku nic-on nie ma wtedy problemu z odpowiedziami na pytania jak miał w naszym przypadku-i tak nie zostanie o nic spytany... Kennedy twierdzi też że biuro prowadzi już od 10 lat!!!!(ciekawe jak studia ukończył)

Aha! Z Polski robiłyśmy przelew pieniędzy na jego konto-nie podał nam numerów BIC i IBAN, nie miał pojęcia, co to są za numery, nie wiedział, że są one konieczne do wykonania międzynarodowego przelewu… długo mu tłumaczyliśmy o co chodzi-nie rozumiał. W końcu skontaktował się ze swoim bankiem i podał nam…. 2 numery razem, jako 1 numer!!!! Znowu musiałam tłumaczyć mu, że są to 2 zupełnie oddzielne numery itd. itp. Drugi raz skontaktował się z bankiem i w końcu podał poprawnie. Już po tym powinnyśmy zrozumieć, jaki on jest, ale przekonały nas opinie Polaków w Internecie….

Zdecydowanie odradzam korzystanie z usług Kennedy’ego, bo niestety nie jest profesjonalistą a się za takiego uważa…

Poza tym było wiele super, wspaniałych rzeczy, które widziałyśmy, m.in. 3 razy gepard wskoczył na dach samochodu, karmiłyśmy z ręki żyrafy i antylopy(żyrafy w Giraffe Manor a antylopy w Royal Mara Safari Lodge-maja tam 3 oswojone),obserwowałyśmy również polowanie geparda na antylopę (udane).

Olerai House- wspaniała posiadłość nad jeziorem Naivasha, człowiek czuje się tam jak w czasach kolonii angielskich. Obszar jest wielki, cudne ogrody,plantacje ananasów, cytryn,pomarańczy i grejpfrutów.Właścicielką jest Oria Douglas-Hamilton. Napisała ona kilka książek o słoniach afrykańskich i prowadzi organizację zajmującą się ochroną słoni.Jej ojciec napisał książkę dla dzieci o słoniu Babarze, którą pierwsza dama w USA czytała prowadząc audycję dla dzieci w radiu (żona George'a Busha Seniora).Mama Orii Douglas-Hamilton została przez nią zaproszona do Białego Domu, aby opowiedzieć pierwszej damie i prezydentowi o Afryce i zwyczajach w niej panujących.Teren posiadłości jest tak ogromny, że spacer zajmuje ponad godzinę. Dochodzi się bezpośrednio nad samo jezioro, gdzie widać z bliska hipopotamy i słychać ich głosy. Mają tam też basen i leżaki do opalania.Jedzenie jest przepyszne. Ok godz.22.00 zebry podchodzą bardzo blisko domków, gdzie się mieszka, rano także. O 2.00 w nocy podchodzą hipopotamy i jedzą trawę. Właściciele mieszkają w willi obok, Sirocco House. Bardzo żałowałyśmy, że śpimy tam tylko 1 noc, można tam wspaniale wypocząć. Posiłki robią wyłącznie z własnych, świeżych produktów. Pieczywa nie kupują tylko sami pieką a wieczorem jest zawsze ognisko lub można siedzieć w środku przy kominku.

Giraffe Manor-niepowtarzalna atmosfera, gospodarze-Brytyjczycy-cały czas zajmują się gośćmii i doglądają wszystkiego.Oczywiście lunch i śniadanie z żyrafami. Każda żyrafa ma swoje imię.Jedzenie przepyszne.

Bardzo smakowała nam także ryba red snapper-lucjan czerwony, podawali ją w wielu miejscach.

Miałyśmy w programie 4jeziora: Bogoria, Baringo, Nakuru i Naivasha. Najlepsze było Bogoria-z flamingami i gejzerami.

Lot balonem miałyśmy z Governors' camp, po wylądowaniu i śniadaniu było tam 2 godzinne safari. Obszar Governors' w Masai Mara podobał nam się o wiele bardziej niż miejsce w którym mieszkałyśmy. Był tam krajobraz dosłownie jak z filmu "Pożegananie z Afryką".My mieszkałyśmy w Royal Mara Safari Lodge, to jest poza bramą wjazdową do Masai Mara. Także na codziennym safari nawet nie wjeżdżałyśmy do parku.Z całości jeszcze lot balonem podobał nam się najbardziej.Balon pilotował Australijczyk.
Po locie każdy dostaje certyfikat i płytę ze zdjęciami z lotu i z filmem.Balon zdecydowanie polecam!

P.S. Kennedy widział moje wpisy na forach turystycznych (również w j.angielskim na TipAdvisorze i Lonely Planet Thorn Tree forum)Wczoraj i dziasiaj wysłał mi e-maile z pretensjami. Pisze, że przecież oddał mi 70 dolarów, więc nie widzi problemu!!!Twierdzi też, że nie porzebuje telefonów komórkowych ode mnie-pisze, że dostanie je od kolejnych gości....sugeruje też, nie jestem normalna psychicznie. Nie żałuję tego, że opisałam wszystko na forach. Najbardziej denerwuje mnie to,że Polacy (bo w 80% jego klientami są Polacy) mają być mieć gorszą obsługę i być traktowani gorzej niż inni turyści. Nie widzę żadnych powodów, dla których polscy turyści mieliby być gorsi od Brytyjczyków, Amerykanów czy Anglików jeśli płaci się za to tak duże pieniądze-widziałyśmy jak zachowywali się przewodnicy innych turystów i rozmawiałyśmy m.in. z turystami z Niemiec, USA, Wielkiej Brytanii. Wszyscy byli w szoku gdy usłyszeli w jaki sposób zachowywał się Kennedy.Żadne z nich nie miało sytuacji takich jak my podczas safari, ani jednej. Niemki stwierdziły, że złożyłyby reklamacje i żądały zwrotu kosztów.

Pozdrawiam wszystkich wybierających się do Kenii! Korzystajcie ze sprawdzonego biura.

Re: Kennedy safaris w Kenii- zdecydowanie odradzam

2
Faktycznie mi miło to wygląda i musiało Cię nieźle zdenerwować skoro skusiłaś się na tak obszerny opis. dzięki Tobie wiemy ze Kennedy’ego omijamy raczej szerokim łukiem.

ile kosztowała twoja wycieczka ? Leciałaś z Polski ?

Z tego co sie zorientowałem to samodzielne loty do Kenii są drogie. Ale porządny wyjazd zorganizowany[/url] to koszt prawie 9 k zł . może w takim razie bardziej opłaca się pojechać tam samodzielnie i zwiedzać wedle własnych upodobań, nie narażając się na niekompetencję organizatorów (ewentualnie swoją ;) )
byle dalej...

Re: Kennedy safaris w Kenii- zdecydowanie odradzam

3
Była bardzo droga.Cena wycieczki zależy od:

1.Wybranego zakwaterowania- są noclegi od 7$/doba na campach w małych namiotach do ok 1000$/doba w lodżach lub dużych namiotach stylizowanych na styl kolonialny.
2.Wybranego biura.Są biura kenijskie, które spacjalizują się w tzw. budżetowym safari (budget safari)-oni zorganizują bardzo tanie, inne specjalizują się w średnim cenowo safari (mid-price safari) a jeszcze inne w ekskluzywnym lub luksusowym safari (exclusive lub luxury safari). Najdroższe jest luxury.
3.Pojazdu, jakim jedziecie na safari-może to być mały busik lub jeep- Landcruiser czy Landrover.Jeep droższy-wiadomo.
4.Cena zależy od tego czy safari jest samolotowe (air safari)-tzn.małym samolocikiem leci się do Masai Mara-w Masai Mara jest kilka lotnisk, codziennie lądują tam samoloty. W innych parkach również są lotniska czy safari jest drogowe (road safari). Może być również kombinowane (road-air safari).
5.Cena zalezy też od tego czy w tym busie są w Wami inne osoby-im więcej osób, tym niższa cena.
6.W końcu-safari zależy ot tego czy jest to "tailor-made safari"-dosłownie safari szyte na miarę. Chodzi o to, że wtedy Wy ustalacie cały plan podróży, biuro tylko doradza. Wy decydujecie, gdzie nocujecie. Nie jest to standardowe safari, którego program jest napisany na stronie biura, ale "itinerary"-program safari-jest tworzony wg Waszych potrzeb, żądań i możliwości finansowych. Zazwyczaj podaje się dla biura górną granicę cenową a oni ustalają program specjalnie dla Was, Wy mówicie im co chcecie zobaczyć i gdzie pojechać.

Nasze safari było tailor-made, w busie jechałyśmy tylko my (tzn 2 osoby),było to safari kombinowane(road-air safari), zakwaterowanie było drogie choć nie najdroższe.

Otóż najpierw wpłaciłyśmy mu 2000euro zaliczki a potem miałyśmy jeszcze dopłacić 4400euro w Kenii. Kupiłyśmy więc euro ale... 3 dni przed naszym wylotem do Nairobi Kennedy zmienił zdanie i stwierdził, że chce tylko w dolarach. Więc musiałyśmy to euro zamieniać na dolary i w końcu na miejscu zapłaciłyśmy 5400 dolarów (cena bez przelotów międzynarodowych, napiwków, wycieczki na Pilli Pipe,ale za to w cenie już lot balonem-koszt 450$/osoba) także na osobę wyszło mniej więcej 3200 euro z lotem balonem w cenie.Przeloty międzynarodowe kosztowały ok 1000euro/osoba. Także w sumie wyszło razem ok 4200euro/osoba.
Drogie było zakwaterowanie w Giraffe Manor (360$/dobe za osobę), jeśli wybierzecie tańsze miejsce to koszt będzie dużo niższy. Tak samo jeśli nie weźmiecie lotu balonem. W Masai Mara spałyśmy w lodży Royal Mara (250$/doba/osoba)-są tańsze i również przyzwoite campy czy lodże. Spotkałyśmy w Kenii Polaka, który miał niższy standard zakwaterowania, ale też dobry i płacił 1520$/osoba za 7-dniowe road safari(bez przelotu międzynarodowego) Również miał tylko 2 osoby w busie.

Jesteśmy z południa Polski a lot wykupowałyśmy sobie same, więc leciałyśmy z Drezna do Londynu Lufthansa. Potem z Londynu do Nairobi Kenya Airways-lot bezpośredni. (w Londynie miałyśmy 3godz czasu na przesiadkę a okazało się że ledwo nam czasu starczyło-lotnisko Heathrow ogromne, my musiałyśmy jechać bezpłatnym pociągiem z jednego terminala na drugi)
Wracałyśmy z Mombassy liniami AirBerlin do Monachium-lot bezpośredni a stamtąd miałyśmy LOT do Wrocławia. AirBerlin jest tanie, ale nie lata cały rok, tylko w miesiącach letnich. Latają tylko do Mombassy z Monachium, Frankfurtu i Dusseldorfu. Opłaca się wykupić w 2 strony w AirBerlin.
Żeby jechać z miejscowym biurem kenijskim trzeba znać angielski,jak ktoś nie zna-lepiej jechać z polskim biurem.

Żałuję, że dopiero teraz zarejestrowałam się na TripAdvisorze http://www.tripadvisor.com/, pisze tam wiele osób które były w Afryce wiele razy (np facet od 40-stu lat jeździ do Afryki a inny był w Kenii 5 razy i zamierza jechać 6-sty, tak mu się podoba) i mogą polecić różne dobre biura podróży. Nie wiedziałam, że drivers-guides mogą być gold lub silver lub brown! Teraz dopiero wyczytałam to na TripAdvisor. Zdają specjalne egzaminy potwierdzające ich wiedzę, aby dostać poszczególne stopnie. Taki przewodnik na pewno zna się na zwierzętach i potrafi opowiedzieć. Firma Southern cross safaris ma samych przewodników brown i silver, jak wyczytałam na Trip Advisor.

Byłam w szoku, gdy przeczytałam,że załatwianie wyjazdu na safari powinno trwać ok roku-tak piszą. Tzn aby poczytać opinie o różnych biurach i wybrać sprawdzone, potem ułozyc program jaki się chce, łącznie z preferowanym zakwaterowaniem i wysłać do ok 5-ciu czy 6-ciu godnych zaufania safari operatorów, aby dali swoją cenę. Następnie można się targować lub po prostu wybrać najlepszą z podanych cen. A róznice mogą być b. duże. Ktoś napisał, że za takie samo safari była cena o 3000 dolarów wyższa w 1 biurze niż w innym. Szkoda, że wiem to wszystko dopiero teraz, ale lepiej późno niż wcale!
Polecam zarejestrować się na TripAdvisorze i tam na forum Kenya zadać pytania, na jakie chcesz znać odpowiedzi.Na pewno kilka osób doradzi i podpowie.

Jeśli chodzi o polskie biura to słyszałam że ludzie nie są zadowoleni z ITAKI- podobno ITAKA upycha po 10 osób na safari w tym małym busiku i się ruszyć nie można(taki sam busik gdzie u nas były 2 osoby)


Pozdrawiam i życzę udanego wyjazdu!

Re: Kennedy safaris w Kenii- zdecydowanie odradzam

4
Spory wydatek nie ma co.Dobrze wiedziec na przyszlosc,szkoda tylko ze wczesniej nie zaznajomilas sie tripadvisorem, z ktorego ja korzystam bez przerwy.

Co do czasu organizacji wycieczek,szczegolnie tego typu potrzeba rzeczywiscie duzo czasu,moze nie caly rok,ale trzeba sporo to fakt.Ja swoja wycieczkę rowniez planuje od dawna i takze z trip advisorem,wiec od sebie polecal rowniez.

Szkoda ze człowiek uczy sie na błędach a nie wcześniej,czasem bowiem takie pomyłki sporo kosztują.Dobrze ze jak wspomniałaś nie wszystko było takie zle

Ps Dzięki za info,i witamy na forum ;) ;)
Zobacz, naszą wyjątkową książkę Sekretne miejsca w Europie , w której znajdziecie miejsca, których w większości nie ma na mapach ani w przewodnikach. Ta wyjątkowo rzadka publikacja ujrzała światło dzienne po blisko pięciu latach poszukiwań. To idealna propozycja dla wszystkich, nie tylko tych kochających podróże, link do książki https://podroze.org.pl/product/sekretne ... w-europie/

Re: Kennedy safaris w Kenii- zdecydowanie odradzam

5
Jestem ździwiony cenami z Kenii jakie podałaś :shock:
Jak słyszę ceny 2000 euro a potem 4000 to wychodzi jakieś 32 tyś. Na ile osób chyba conajmniej 10.
Córka była w zeszłym roku, a ja się zastanawiam bardzo poważnie czy by też nie pojechać.
Ceny podam zupełnie inne.

Samolot z Polski do Londynu Ryanair ok 300 (tam i z powrotem)
Z Londynu Emirates przez Dubai - jedniodniowy stopover (Zwiedzanie Dubaju) i dalej do Nairobi cena ok 2200/os. Dwa dni w Nairobi potem pociągiem do Mombasy i pobyt nad Oceanem Indyjskim w Diani Beach w domku wynajętym na miesiąc za ok 300 euro. Z tamtąd 4 dniowa wyprawa na Safari z noclegami. Wynajmuje się samochód w Diani Beach. Powrót z Mombasy autobuem do Nairobi i powrót przez Dubaj i Londyn do Polski. Córka zamknęła się w kwocie ok.4 tyś PLN
Posiłki tam to ok 2-4 $

Oczywiście można drożej, w Diani Beach są hotele po 300$ za noc. Ale jadąc na wyprawę zorganizowaną samemu musi być taniej.

Byłem razem z żoną 3,5 tyg w Indonezji (przejechałem Jawę pociągiem potem samolotem na Bali ,promem na Lombok łodką na Gili Meno samolotem do Jakarty i z tamtąad do Europy spałem w hotelach (obowiązkowo musiał byc basen), jadałem w restauracjach, wpisowe do różnych miejsc i zamknąłem sie w kwocie poniżej 10 tyś sam przelot z Erop[y kosztował nas 6tyś.

Te ceny które podałaś to chyba tylko w Resorcie można wydać kub dałaś się naciągać
Załączniki
Wnętrze donku w Diani Bech. Domek jest ze służącą i ogrodnikiem
Wnętrze donku w Diani Bech. Domek jest ze służącą i ogrodnikiem
Samochód na Safari
Samochód na Safari
Safari
Safari

Re: Kennedy safaris w Kenii- zdecydowanie odradzam

6
Może dałam się naciągnąć. Za przelot płaciłam wyższą cenę bo leciałam do Nairobi a wracałam z Mombassy także wszystko innymi liniami. Cena zależy w dużej części od noclegów, jakie się wybierze- nocleg w Giraffe Manor np kosztuje na pewno 360 dolarów/osoba/doba. Hotel Baobab na Diani Beach 80 dolarów/osoba/doba z all inclusive. Royal Mara Lodge 250 dolarów/osoba/doba. Olerai House 150$/osoba/doba. Można spać a wielkich kampach po 7$ za dobę a można również w lodżach po 1000$/doba. My wybrałyśmy droższą opcję, ale nie najdroższą. Sprawdzałyśmy ceny w innych biurach, które organizują tailor-made safari i były podobne. Jezioro Bogoria jest daleko i niewielu turystów tam jeździ, to również podwyższyło cenę.

Re: Kennedy safaris w Kenii- zdecydowanie odradzam

7
Najważniejsze że więcej nie dasz się oszukać ;) ;) ;) a my jesteśmy uprzedzeni dzięki tobie :)
Zobacz, naszą wyjątkową książkę Sekretne miejsca w Europie , w której znajdziecie miejsca, których w większości nie ma na mapach ani w przewodnikach. Ta wyjątkowo rzadka publikacja ujrzała światło dzienne po blisko pięciu latach poszukiwań. To idealna propozycja dla wszystkich, nie tylko tych kochających podróże, link do książki https://podroze.org.pl/product/sekretne ... w-europie/
ODPOWIEDZ

Wróć do „Nie polecam”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 21 gości