INtoTheWild pisze:Jaki jest przybliżony koszt takiej eskapady?? Nie mówie konkretnie tylko plus/minus ile?? na tydzień/dwa
Hejka
Udalo mi sie zwiedzic Antarktydzie w 2013 roku. Zamawialem poprzez szwajcarskie biuro podrozy i 11-dniowa wycieczka statkiem z Ushuaia kosztowala w kabinie 2-pokojowej ok. 8000.- USD za osobe, a za kabine 1-osobowa bylo prawie podwojnie. Kabiny 3-osobowe byly znacznie tansze. Do tej ceny trzeba naturalnie doliczyc przelot transatlantycki z Europy do Buenos Aires, przelot z Buenes Aires do Ushuaia oraz ewentualne transfery, wyzywienie i hotele w Argentynie.
Statek mial na pokladzie tylko ok. 90 turystow, a miejsc bylo tylko 120.
Z tego co widze, mozna zamowic z PL przez Logostur za ok. 32.000.-pln.
Ja mialem niesamowite szczescie, ze odwiedzilismy polska stacje Arctowski, ktorej nie bylo w ogole w planie. Kapitan Aleksiej z Ukrainy byl tak uprzejmy, ze tam zawitalismy.
Te wyprawy na Antarktyde sa de facto b. drogie, bo nie chca tam masowego turyzmu, moim zdaniem prawidlowo.
Mysle ze warto uzbierac kase i zobaczyc jeszcze ta nienaruszona przyrode, a szczegolnie potezne gory lodowe.
Jesli chodzi o same pingwiny, wcale nie trzeba jechac na Antarktyde. Mozna je zobaczyc w Argentynie, Chile, a nawet w RPA i w Australii!
Przepisy na Antarktydzie sa b. ostre, na ladzie nie mozna nigdzie zapalic, czy tez wziasc jakiegos kamyczka ze soba, ani tez nie mozna nic po sobie pozostawic. Jednorazowo moglo zejsc na lad tylko 50 osob, a pozostalych 50 osob musialo czekac, az tamci wroca. Podobno na zejscie na lad kazdy armator musi miec specjalne pozwolenie na okreslana liczbe osob. Byla tez za kazdym razem porzadna dezynfekcja butow, przed i po zejsciu na lad, a na lad podplywalismy tzw. zodiakami (motorowymi pontonami). Podobalo mi sie bardzo, ze tak dbaja o ten siodmy kontynent.
Nie powiem, ze byli tam wycieczkowice, ktorzy byli kompletnie rozczarowani i mowili pocosmy tu w ogole przyjechali, przeciez oprocz pingwinow tu nic nie ma, zalowali wydanej kasy. Trzeba bylo tez na kilkanascie dni pozegnac sie z internetem, byl dosc drogi i chodzil niesamowicie wolno. Na niektorych uczestnikow taki odwyk jakos zle dzialal.
Poza tym na Drake Passage mielismy potezne, siedmiometrowe fale i sporo uczestnikow powaznie chorowalo.
Mnie z kolei ta Antarktyda tak oczarowala, ze polubilem takie ostre, mrozne kulisy.
Pozniej zwiedzilem Spitsbergen, Grenlandie, a nawet Biegun Polnocny i wyspy Franciszka Jozefa najwiekszym lodolamaczem na Swiecie o napedzie atomowym (75 000 PS).
Pozdrawiam.