Nietrudno sobie wyobrazić, że duchy wciąż nawiedzają Gallipoli prawie sto lat po największej katastrofie alianckiej I wojny światowej. Wielu odwiedzających wciąż przychodzi dziś, aby oddać hołd 130.000 zabitych i 400.000 rannym podczas
9-miesięcznej bitwy w 1915 r. Dardanele, wąski i strategicznie ważny szlak morski, który łączy Morze Czarne z Morzem Śródziemnym.

Dla Australijczyków i Nowozelandczyków, których żołnierze wciągnęli w swój pierwszy globalny konflikt, pole bitwy przybrało niemal świętą postać. Turcy spływają do Gallipoli (znanej po turecku jako Gelibolu), aby uhonorować zwycięstwo podpułkownika Mustafy Kemala (później znanego jako Atattirk. "Ojciec Turków") nad zachodnimi armiami. Jego triumf utorował drogę. 8 lat później, na stworzenie nowoczesnej Turcji z popiołów Imperium Osmańskiego.

Ponad 50 alianckich i tureckich cmentarzy wojennych i pomników rozsianych wzdłuż czarnucha 22-milowego półwyspu, który dziś jest spokojnym parkiem narodowym pokrytym lasami zaroślowymi i sosnowymi. 25 kwietnia tysiące Australijczyków i Nowozelandczyków przyjeżdża na
coroczne nabożeństwo upamiętniające w Anzac Cove, katastrofalnym miejscu lądowania ich żołnierzy.

Chociaż Gallipoli można zobaczyć podczas długiej jednodniowej wycieczki ze Stambułu, to nocny postój w jednej z uroczych karczm w okolicy pozwala poczuć pełnię charakteru tego miejsca. Sympatyczny belgijski właściciel Gallipoli Houses (Gelibolu Evleri). Bufor historii i ekspert Gallipoli oraz jego żona, wspaniała kucharka, sprawiają, że dziesięć gustownie urządzonych pokoi stanowi doskonałą bazę wypadową do zwiedzania okolicy. Zakończcie dzień, patrząc na gwiazdy z hotelowego tarasu na dachu, przy lampce lokalnego wina i nowo odkrytym poczuciu historii.

Miejsce to jest położone ok 192 mile/309 km na południowy zachód od Stambułu o który poczytacie w temacie poniżej

https://podroze-forum.pl/viewforum.php?f=275