Wrażenia z pobytu w Australii
1Na prośbę Moderatora garść informacji o mojej podróży do Australii. Jeździłem tam na przełomie lat 2004/2005 na zaproszenie moich przyjaciół mieszkających tam na stałe. Leciałem z Wrocławia, gdzie mieszkam do Frankfurtu, tam miałem przesiadkę do Singapuru, a Singapurze do Melbourne. W obu miastach na przesiadki czekałem po trzy godziny. Sam lot trwa ok 22 godzin a cała podróż z oczekiwaniem na przesiadki ok.30. Najlepsza pora na podróż to miesiące grudzień i styczeń Wtedy w Australii zaczyna się lato i można liczyć na piękną pogodę. Za bilet w obie strony zapłaciłem 6300 zł. Dziś w internecie można znaleźć tańsze oferty. Moi znajomi mieszkają w Geelong-mieście położonym 70 km na zachód od Melbourne. Będąc w tych okolicach warto udac się do Ballarat i zwiedzić dawną kopalnię złota i skansen położony na jej terenie. Miłośnikom natury polecam wizytę w Gumbyua Park leżący w pobliżu Melbourne z tropikalną roślinnością i mini ZOO z przedstawicielami australjskiej fauny. Święta Bożego Narodzenia to pełna egzotyka. Kolacja wigilijna przy świecącym słońcu w temperaturze 35 stopni a same święta na plaży nad oceanem i w przydomowym ogródku wśród pięknie kwitnących kwiatów. Na Sylwestra polecieliśmy samolotem tanich linii Jet Star (60 AUD w obie strony) do Sydney. Słynny pokaz ogni sztucznych na Harbour Bridge W pobliżu Sydney Opera House na długo pozostaje w pamięci. W samym mieście koniecznie trzeba zobaczyć oceanarium (wstęp 65 AUD), gdzie można zobaczyć wiele zwierząt zamieszkujących zarówno słone jak i słodkie wody Australii jak dziobaki, płaszczki, rekiny żarłacze, miniaturę rafy koralowej , krokodyla różańcowego i wiele innych a także wjechac na wieżę widokową i obejrzeć miasto z 66 piętra, odbyć rejs spacerowym statkiem po zatoce i spędzić trochę czasu na plaży Bondi Beach. W Sydney byliśmy 3 dni. Nocleg w przyazwoitym hotelu bez śniadania kosztuje 35 AUD. Zaraz po Nowym Roku tym razem samochodem ruszyliśmy w 3500 km drogę do Alice Springs z trzema noclegami po drodze, pierwszy w Adelajdzie na kempingu w namiocie (7 AUD od osoby) i dwa kolejne już na Stuart Higway (tak nazywa się droga z Adelajdy do Darwin) w Pimbie i Kulgerze- przystankach postojowych ze stacją benzynową, restauracją i baza noclegową-domki kempingowe lub bungalowy. Tu nocleg kosztuje kilkanaście dolarów. Po drodze zwiedzanie Coober Peedy- miasteczka kopaczy opali położonego pod ziemią w dawnych wyrobiskach. Przejazd przez interior jest bardzo ciekawy. Wokół pustka, przez wiele kilometrów nie mija się żadnego pojazdu, pustynia porośnięta kolczastymi suchoroślami i czerwona ziemia. W okolicy Alice Springs warto odwiedzić Narodowy Park Wzgórz Mac Donella z licznymi oczkami wodnymi będącymi na tych suchych terenach największą atrakcją (można się wykąpać w bardzo ciepłej wodzie), odbyć 7,5 km wędrówkę wokół Królewskiego Kanionu (King's Canyon) i oczywiście udać się pod największą atrakcję turystyczną Australii świętą grę Aborygenów ( w Alice S. spotkacie ich mnóstwo) Uluru (Ayers Rock). Jest to potężny monolit skalny zmieniający barwę w zależności od oświetlenia słońcem od szarego po ciemnoczerwony. Wokół skały wytyczony jest 10-cio kilometrowy szlak, ale w tym czasie raczej trudno go pokonać ze względuna upał. Nam udało się przejść około trzech. Na szczęście można tę trasę pokonać samochodem. Latem panują na tym terenie duże upały, temperatura dochodzi do 50 stopni i obowiązkowo trzeba zaopatrzyć się w zapas wody mineralnej. Na cień nie ma co liczyć. Ale dzięki temu jest bardzo mało turystów i można w spokoju podziwiać widoki. Nocleg w King's Canyon Resort kosztował 30 AUD od osoby. Droga powrotna do Geelong tą samą trasą plus przejazd 200 km znaną drogą wzdłuż wybrzeża Oceanu Indyjskiego, zwaną Great Ocean Road z licznymi przystankami na podziwianie ciekawych fragmentów kiflowego wybrzeża, w tym słynnych Dwunastu Apostołów. Będąc w Australii warto też odwiedzić jeden z licznych Wildlife Center, gdzie można z bliska zapoznać się z kangurem wombatem, psem dingo, strusiem emu i wieloma innymi zwierzętami Australii, w tym misiem koalą, który wygląda jak puchata pluszowa zabawka, a w rzeczywistości jego futerko przypomina w dotyku druciak do zmywania garnków. W Australii spędziłem piękne dwa miesiące i żal było wyjeżdżać. Ale być może za dwa lata znów odwiedzę ten piękny kraj. Tam jest jeszcze wiele do zobaczenia. Ponieważ mój pobyt był prywatny więc kosztował dużo taniej niż przy wyjeździe zorganizowanym. W sumie kosztowała mnie ta wyprawa około 10 tys. złotych. Noclegi najtańsze są na kempingach. Jak ktoś nie lubi spartańskich warunków zawsze znajdzie niedrogi hotel z noclegiem w granicach 30-50 AUD. Transport to kolej i dobrze zorganizowana sieć autobusowa, ale w tym wypadku nie potrafię podać cen. Jeśli te informacje się komuś przydadzą będzie mi bardzo miło. Na koniec polecam także trasę od Brisbane do Sydney, i ogólnie całą tę część wybrzeża.