W drodze wyjątku zrobię coś, czego jeszcze na naszym forum nie robiłem – zamieszczę opis z wrażeniami i zdjęciami … kolegi. Bo choć sam w Toronto też byłem, to przyznaję, że z samego miasta widziałem tylko port lotniczy, przypadkowo wybraną restaurację i widoki z okna wypożyczonego samochodu, którym jechałem potem w kierunku Niagary i z powrotem. Mój kolega, Marc, miał więcej czasu i spędził w Toronto parę dni dzieląc się potem ze mną wrażeniami. Ponieważ żadne kanadyjskie miasto nie ma jeszcze wpisu na naszym forum, niech więc początek zrobi ta relacja częściowo “z drugiej ręki”.
Toronto ze swoimi prawie 3-ma milionami mieszkańców jest największym miastem Kanady, wyprzedzając Montreal (ok. 2 mln.). Jest to – a w każdym razie za takie się samo uważa –miasto tzw. “kosmopolityczne”, czyli łączące kultury, prądy myślowe itp. całego świata. Taka etykietka to oczywiście magnes dla intelektualistów, ludzi sztuki i w ogóle kulturalnych elit. Czy jest słuszna?… Trudno osądzić. Z jednej strony tak, bo Toronto można na pewno zaliczyć do miast “multi-kulti”. Aż około 40% jego mieszkańców urodziło się poza Kanadą. Zważywszy zaś, że ci, co urodzili się w Kanadzie, też są potomkami przybyszów z innych stron świata, Toronto jest bezspornie miastem o orientacjach na cały świat. Widzi się to m.in. w rysach mieszkańców, ich strojach, kulinarnych ofertach restauracji, ulicznej muzyce, egzotycznych dzielnicach jak Little Italy, China town, Greek town itp. To są więc argumenty na “tak”… Na “nie” zaś brak mi w Toronto kosmopolitycznych korzeni, historii. Znajdą się wprawdzie tacy, którzy powiedzą, że takich korzeni nie ma w Ameryce żadne miasto, ale to nieprawda. Nowy Jork, Chicago czy San Francisco na pewno je już mają – w każdym razie bez porównania głębiej i szerzej niż Toronto. Nie mówiąc już o Paryżu, Londynie czy Hong Kongu. Ale cóż – są też miasta, jak Gdańsk czy Lwów, które mają wprawdzie takie korzenie, ale niestety dziś już niewiele kosmopolityzmu poza korzeniami…
Tak więc zabytków różnych kultur próżno w Toronto szukać. Architektura jest nowoczesna, ulice szerokie, gmachy w centrum wysokie i raczej nieskłaniające do romantycznej zadumy. Natomiast współczesny rozmach, tempo, otwartość i wielokierunkowość miasta są wręcz imponujące. Weźmy na przykład takie Royal Ontario Museum: Już sam budynek łączący architekturę początku XX wieku z dynamicznymi skośnymi liniami dobudowanych nowych skrzydeł wykracza poza granice wszelkich konwencji. W środku zaś można m.in. zobaczyć wspaniałą kolekcję aż 16-tu szkeletów dinozaurów, sztukę starożytnego Egiptu (m.in maski), Chin itd. – a więc wybitnie światowe a nie lokalne tematy. Architektura tych dobudowanych skrzydeł to nawiasem mówiąc projekt Daniela Liebeskinda – tego samego, o którego Muzeum Żydowskim w Berlinie było (i nadal jest) dość głośno w ostatnich latach. Miłośnikom nowoczesności warto też polecić bardzo bogate zbiory Ontario Science Center. Uprzedzam tylko, że ceny biletów nie są niskie (dorośli $ 22 od osoby, bez ekspozycji tymczasowych) i że na zwiedzanie wypada przeznaczyć cały dzień. Jeśli zaś już koniecznie chce się zobaczyć trochę kanadyjskiej historii, to można zwiedzić Fort York lub Black Creek Pioneer Village.
Toronto tchnie nowoczesnością. Jej symbolem jest górująca nad miastem wieża CN Tower (od Canadian National Railways) – z wysokością 553 m do niedawna w Guinness Book of Records najwyższa wieża (nie mylić z budunkiem!) na świecie. Obecnie na pewno record ten pobili już Chińczycy, bo oni biją wszystkie rekordy. Wieża ta ma dwa poziomy widokowe: na 346-tym i na 447-mym metrze wysokości. Z tego drugiego przy dobrej pogodzie widać nawet wodospady Niagary, o których więcej na forum pod “Kanada ogólnie”. Bardziej jednak imponuje widok drapaczy chmur tzw. Financial District położonych (zarówno drapaczy jak i chmur ☺) w bezpośrednim sąsiedztwie wieży. Pod wieżą widać też jak na dłoni dach Rogers Centre zwanego też Sky Dome. Jest to wielka hala widowiskowo-sportowa z – jak twierdzi się w Toronto – pierwszym na świecie tej wielkości rozsuwanym dachem. Gdy byłem w Kanadzie, w hali tej miejscowa – uwielbiana przez torontończyków – drużyna baseball’owa Blue Jays przyjmowała właśnie chickagowskich White Socks. I z nimi wygrała, zresztą ku mojej rozpaczy, bo ja skrycie kibicowałem Białym Skarperom.
Obok baseball’u sportem wzbudzającym największe emocje jest w Toronto oczywiście hokej na lodzie. Tu najważniejszym klubem w okolicy jest Toronto Maple Leafs, neleżący do czołówki NHL, National Hockey League. Mecze Maple Leafs również odbywają się w Sky Dome (Rogers Centre). Jeśli ktoś z Was grał kiedyś w hokeja (ja grałem, choć w skromnej “międzypodwórkowej” lidze) lub przynajmniej pasjonował się nim jako widz, to wie, że wokół tego sportu nie trudno o swoistą kulturę pełną namiętności, legend, sportowego heroizmu. W Kanadzie widać to wyraźnie więc i w Toronto to się czuje, co mój kolega uwiecznił na załączonych zdjęciach.
Z kultury przez duże “K” warto obok wspomnianych muzeów a także festiwali, których jest w mieście co niemiara, wymienić jeszcze tzw. Roy Thomson Hall. Jest to sala koncertowa na ok. 2,5 tys publiczności, siedziba najlepszej chyba w Kanadzie orkiestry symfonicznej. Obiekt ma ciekawą architekturę w formie dzwonu i podobno wspaniałą akustykę, O licznych teatrach już nie wspominam.
Jakgdyby osią miasta jest ulica Yonge Street, biegnąca z południa na północ (lub, jak kto woli odwrotnie) i uchodząca za najdłuższą ulicę na świecie. Choć i to może być tylko lokalną przypowiastką, tak jak ten rekord wysokości wieży CN Tower. Podobnie jak przy łódzkiej Piotrkowskiej przy Yonge Street koncentruje się życie handlowe, gastronomiczne, wieczorno-rozrywkowe. Są przy niej też galerie sztuki, “walk of fame” (nie jedyna zresztą w Toronto) i masa innych ciekawych miejsc. Jednym z najciekawszych jest Eaton Centre, wielki moloch handlowy z niezliczoną ilością dużych i małych sklepów, gdzie kupić można chyba wszystko. Architektonicznie budowla ta też robi wrażenie, szczególnie jej wysokie łukowe zadaszenia, wybudowane w końcu lat 1970-tych, i ich przeszklenia. Jednak ze względu na turystyczną atrakcyjność Eaton Centre ceny w jego sklepach nie są niskie. Mimo to na pewno warto tam zajrzeć, nawet niczego nie kupując.
To tyle. Zapraszam do obejrzenia zdjęć.
Toronto - miasto kosmopolityczne czy nie?
1Nie powiedziałem, że przybyłem was ocalić. Przybyłem ocalić Ziemię. (Klaatu w filmie "Dzień w którym Ziemia zatrzymała się")
- Załączniki