Nieprzeczytane posty

Re: Wakacyjne przygody

61
Przypomniałam sobie jeszcze kilka fajnych momentów tej wycieczki. Zamieszkaliśmy wtedy u znajomych, którzy mieszkali w bloku. Ich córki zostały odesłane do babci, abyśmy my w 12 osób mogli się pomieścić w 3 pokojowym mieszkaniu. Oczywiście pierwsze co zrobiła moja mama, ponieważ należy do sterylnych, zaczęła sprzątać mieszkanie znajomych. Oni w tym czasie zjadali ohydnie śmierdzące ryby i popijali je wódką. Po akcji sprzątanie i wieczornej toalecie rozeszliśmy się do łóżek. Gdy sobie spaliśmy twardym snem po długiej i nużącej podróży, usłyszeliśmy dziwne dźwięki z łazienki. Okazało się, że to pan domu, w stanie upojenia alkoholowego, próbował odetkać zapchane rury w toalecie. Rano wyjaśnił nam, że rury kanalizacyjne są bardzo wąskie i niestety papier toaletowy po zużyciu należy wyrzucić nie do sedesu, a do kosza na śmieci.
Wyobraźcie sobie jaki był stan sedesu po tym, jak 12 niczego nieświadomych osób grzecznie, po naszemu, wyrzuciło do niego papier toaletowy :)

Re: Wakacyjne przygody

63
Mój kolega miał ciekawą przygodę bo byli na którejś ciepłej wyspie chyba Krecie i była wycieczka na inną malutką wysepkę więc się wybrali tam ze znajomymi promem. Po przybyciu na wyspę zaczęli zwiedzać dzikie plaże, tak ich to zafascynowało, że zupełnie zapomnieli, która godzina i spóźnili się na ostatni prom. Mówił, że spędzili noc sami na tej wyspie pod gołym niebem:D Trochę się bali, że oprócz nikt mógł tam zostać jakiś seryjny morderca. Mówił, że niezapomniana przygoda.

Re: Wakacyjne przygody

64
Miał to człowiek w życiu latane! Wsiadło się na rower i jechało przed siebie. Akcja wydarzyła się między Świnoujściem a brzegiem Niemiec. Miałem pojechać z samego rana do Kamminke, ale chęć odwiedzenia sąsiadów mnie przemogła. I tak prosto ruszyłem przed siebie, myśląc "e tam, jeszcze chwila i zawrócę". Cóż, nie było tak kolorowo, gdy okazało się, że wylądowałem w... Anklam. Tak ciągnęło mnie do promu, że machnąłem ręką i wsiadłem, nie spodziewając się, że lada moment stracę orientację w terenie. Pojawiła się powolna panika, bo minęło ponad pół dnia. Na szczęście cudem zachowałem resztki zimnej krwi i jakoś zawróciłem, jadąc w dobrą stronę, jednak w pewnym momencie znów pomyliły mi się kierunki i przy Schmollensee musieli mnie samochodem odbierać, bo już sam nie wiedziałem, dokąd jadę. Trudno powiedzieć, że była to najgorsza przygoda - dla mnie na pewno bardzo ekscytująca i miło ją wspominam, choć wtedy do śmiechu mi nie było. ;-)
Nie myl podróży z eksluzywnością. Podróż to nie pięć gwiazdek. To nie pierwsza klasa. To nie tysiące wydane na perskie dywany w samolocie. To nie restauracje pod krawatem. Prawdziwy podróżnik wie, czym jest spanie pod świerkiem wśród pająków i jeży, wyłamane siedzenie w obdartym busie, szukanie życzliwości w akcie bezradności, kawałek wysuszonej bułki i jabłko, które dostałeś od sadownika, otwartość na piękno tego, co widzimy, stojąc w dziurawych butach na szosie z kawałkiem tektury.

Re: Wakacyjne przygody

65
Moją przygodą podzielę się z Wami, ponieważ chcę Was przestrzec przed niebezpieczeństwami ulic Malezji :) Gdy wybierałam się do tego pięknego kraju wszyscy moi bliscy przestrzegali mnie przed szaleńcami na ulicach. Oczywiście przyswoiłam sobie wszystkie wskazówki, ponieważ jest mi jeszcze życie miłe i jeszcze nie wszystkie miejsca, o których marzyłam zwiedziłam. Po wylądowaniu i załatwieniu wszystkich formalności, odebraniu bagażu postanowiłam odnaleźć taksówkę. Wyruszyłam na jej poszukiwanie i próbując przejść przez ulicę rozejrzałam się grzecznie, wg wskazówek bliskich) kilka razy w każdą stronę i postanowiłam wyruszyć. Po pierwszym kroku usłyszałam krzyk mojej przyjaciółki, która szła za mną. Krzyczała moje imię i....nagle poczułam oponę samochodu na stopie. Uwierzcie mi....rozglądałam się dookoła i nie wiem skąd wziął się ten samochód. W tym momencie zorientowałam się, że Malezja to faktycznie niebezpieczne miejsce dla spacerowiczów. Na szczęście mojej nodze nic wielkiego się nie stało, jedynie mieniła się przez kolejne kilka dni kolorami tęczy. Moją stopę uratowały buty na koturnie. Były bardzo wysokie i elastyczne. Ugięły się tylko pod naciskiem opony i dzięki temu nie jestem kaleką :)

Re: Wakacyjne przygody

66
Ja jak byłam nieco młodsza, podczas zwiedzania Sztokholmu zatrzymała się przed nami jakaś prawdopodobnie japońska wycieczka (w każdym razie Azjaci ze skośnymi oczami), jedyne co słyszeliśmy z ich rozmowy, to było takie charakterystyczne "mimimimi", więc tak jakoś odruchowo powiedziałam do koleżanki coś w stylu "mimimimi". Nagle odwróciła się do nas jedna z Japonek (pani ok. 40 lat) i z ogromnym uśmiechem zaczęła mówić coś do nas w swoim języku - najwyraźniej uznała, że potrafimy się nim posługiwać. Całkowicie mnie zamurowało, a moja koleżanka zaczęła tłumaczyć w języku angielskim, że zupełnie nie rozumiemy co do nas mówi. Tym razem odwrócił się również pan, który towarzyszył japońskiej turystce (jak się później okazało, był jej mężem) i zaczął nas pytać skąd w takim razie jesteśmy i co robimy w Sztokholmie. Właściwie skończyło się na całkiem przyjemnej rozmowie o Polsce (okazało się, że wspomniani państwo byli w naszym kraju 2 tygodnie wcześniej). Nie miałyśmy jednak odwagi zapytać, czy faktycznie udało nam się powiedzieć coś w ich języku i co to tak właściwie mogło oznaczać :)

Re: Wakacyjne przygody

67
Od kiedy zaczęliśmy podróżować razem Asia i Łukasz tzn od 2010 roku. Kilka razy zdarzyło nam się podróżować stopem. Czasami długo czekało sie i czekało. nawet ponad 2h. Ale bywały też sytauacje że wysiadaliśmy z jednego samochodu Asia jeszcze nie zdążyła sie z niego wydostać a ja już macham ręką i zatrzymuję sie kolejny samochód (pustynia Izrael). Bywało też tak że nie chcąc czekać w miejscu szliśmy przed siebie, i bywało ze zamiast podwiezienia, ludzie dawali nam jedzenie. Na Węgrzech pewna kobieta nie mogąc nam pomóc zapytała sie czy niechcemy czegoś do pica, wtedy Asia poszła z nią na stację benzynową i kupiła małą butelkę soku. Innym razem pewien grek gdy sie zatrzymał macha rękami że niema miejsc i wzamian daje nam cos podobnego do naszych słodkich racuchów. Innym razem też na Węgrzech idziemy przez wioskę, i mijamy sklep z owocami i warzywami, patrzymy nanie tylko a tu naglę biegnie właściciel i daje nam 4 brzoskwinie i kilkanaście śliwek. tego samego dnia pamiętam jak dojechaliśmy na nocleg w Tokaju i staliśmy pod pocztą, podjeżdża pewien facet samochodem, wysiada z niego i idzę do urzedu. My widzimy na przedni siedzeniu butelki mleka. Szybko szukamy w słowniku jak jest mleko po węgiersku. Gdy facet wychodzi pytamy sie po ile kosztuje maleko. To on nam daje butelkę za darmo i odjeżdża...

Re: Wakacyjne przygody

68
Miło się robi na sercu że wszędzie tyle osób żyje które mają takie zwykłe, bezinteresowne emocje pełne człowieczeństwa. Wydaje mi się że więcej jest takich ludzi za granicami naszego kraju niż u nas. Warto doceniać takie gesty, w końcu wszyscy jesteśmy braćmi.

Re: Wakacyjne przygody

69
Fajne opowieści. Ja natomiast miałem kiedyś taką przygodę, że wybierając się na wakacje straciłem walizkę z moimi ciuchami i wszystkimi spakowanymi rzeczami, a trafiła mi się taka sama z kobiecymi łaszkami, ale co najfajniejsze okazało się, że zanim zszedłem z lotniska na którym załatwiałem wszystkie sprawy dotyczące zaginięcia mojego bagażu okazało się, że w pewnym momencie podeszła do nas pewna piękna kobieta i okazało się że ma ten sam problem, spojrzałem na bagaż, który tym razem otworzyła, okazało się, że są w nim moje rzeczy, a w tej którą ja odebrałem były rzeczy tej dziewczyny. I tak się wymieniliśmy na walizki, a przy okazji poszliśmy razem na kawkę. I w ten własnie sposób poznałem swoją miłość ;-)

Wróć do „Przygody z wakacji”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 39 gości