
Mieszkałem w różnych miejscach, w jakimś domku w okolicy Krokwi, na górze Gubałówki, a najczęściej na Jaszczurówce. Przez kilka lat jeździliśmy do Kuźnic autem, na parking, później po odstaniu w kolejce po bilet, wagonikiem na Kasprowy. Po zamknięciu dojazdu dla aut prywatnych zaczęliśmy chodzić z Jaszczurówki na piechotę po bilety. Trzeba było przyjść przed pierwszym autobusem, wtedy była szansa na wjazd, np tzw "zerówką".
A gdy biletu nie dostałem


I tak przez wiele lat, przez wszystkie zimy aż do lepszych czasów, gdy zaczęły się wyjazdy w Alpy.
Latem też jeździłem do lub w okolice Zakopanego. Sporo szlaków w tamtym rejonie mam 'przechodzonych".
Teraz, od ok 5 lat z Alp zrezygnowałem (kręgosłup wykluczył z możliwości narciarskich), wróciłem do Z..., nie, nie mieszkam już tam, zbyt duży tłum (zawsze). Wybieram Bukowinę, gdzie nawet z moim urazem mogę kilka zjazdów dziennie zrobić, a do Zakopanego przynajmniej raz w czasie urlopu staram się wpaść, odwiedzić stare miejsca, zobaczyć zmiany.
Z każdych takich odwiedzin wracam z przekonaniem, że już tam więcej nie pojadę, przerażam się tym co widzę, ale...wracam. Magia tego miejsca, magia przeżyć z nim związanych jest silniejsza.
