poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Irkuck – Ułan Ude – Czita – Brack. Drogą kościołów katolickich na Syberii

Od lipca do września 2015 roku miałam okazję pracować jako wolontariuszka w diecezji irkuckiej – największej diecezji świata obejmującej swoim zasięgiem obszar od Krasnojarskiego Kraju po Kamczatkę (czyli powierzchnia 30x większa od Polski). Na tak gigantycznym terenie znajduje się zaledwie 81 parafii obsługiwanych przez ok. 40 księży. Znakomitą większość z ich stanowią Polacy. Dla osoby odwiedzającej ten kawałek świata to wspaniała okazja by porozmawiać w rodzimym języku, odwiedzić rodaków w Azji Środkowej, a także spotkać osoby o polskich korzeniach (ponieważ wielu katolików pochodzi z rodzin wysiedlonych z Polski). W wolnych chwilach poznawałam okoliczne parafie i odwiedzałam domy zakonne. Słowo "okoliczne" na Syberii nabiera szczególnego znaczenia. Czasem jest to 100 km, a czasem 700. Rosjanie często liczą czas trwania podróży w dobach. Mimo tak wielkich odległości, pociągi przyjeżdżają punktualnie. Poza legendarną już koleją transsyberyjską, która jest monopolistą w transporcie kolejowym w Rosji (mówi się o niej „państwo w państwie”, ma nawet własny bank!), po kraju można się też poruszać autobusami czy marszrutami (dotyczy to zwłaszcza mniejszych odległości). Z Irkucka pływa po Angarze wodolot, którym dość szybko, bo w zaledwie 13 godzin, dopływa się do Bracka.
Moją pierwszą wyprawą szlakiem kościołów na Syberii, była wizyta w oddalonym o 40 km od Irkucka Angarsku. Proboszczem jest tam ksiądz z Polski. Ponad to służą tam siostry służebniczki starowiejskie, również Polki. Aby tam dotrzeć wystarczy wsiąść w odpowiednią marszrutkę pod dworcem kolejowym w Irkucku (koszt podróży to mniej niż 5 zł).
Jadąc dalej z Irkucka przez Angarsk dotarłam do Usola Syberyjskiego (ok. 100 km od Irkucka), gdzie mieszkają zakonnicy z aż 3 zgromadzeń. Ojcowie karmelici bosi obsługują tu kaplicę pw. Św. Rafała Kalinowskiego, siostry albertynki prowadzą świetlice dla dzieci i młodzieży, a siostry karmelitanki (klauzurowe) modlą się za Kościół i Rosję. Miasto powstało na słonych źródłach i jest silnie związane ze świętym patronem tutejszej kaplicy.
Z Irkucka wyruszyłam również do Bracka (ok. 500 km na północ w linii prostej), gdzie znajduje się uroczy kościółek pw. Św. Cyryla i Metodego. Służy ojciec klaretyn i siostry służebniczki starowiejskie. W okolicach znajduje się bardzo ciekawy skansen etnograficzny gromadzący budynki związane z kulturą Ewenków oraz rosyjską. Miasto i jego okolice przypadnie również do gustu miłośnikom pejzaży po-industrialnych (fabryka celulozy i aluminium). Do Bracka dotarłam koleją transsyberyjską. Podróż trwa około 20 godzin i kosztuje niecałe 2000 rubli.
W Ułan Ude znajduje się kościół pw. Najświętszego Serca Jezusa, gdzie również pracuje kapłan z Polski oraz siostry dominikanki. Miasto jest stolicą Buriacji, ulokowane przepięknie wśród niewysokich górek, w dolinie rzeki Selęgi, zaledwie kilkaset kilometrów od Mongolii. Znane jest z największej na świecie głowy Lenina. W kościele można odczuć misyjnego ducha i odmienność kulturową parafian, która zachwyca... . Miasto leży ok. 500 km na wschód od Irkucka. Najlepiej dotrzeć do niego koleją. Szczególnym walorem tej podróży jest ponad 2 godzinna jazda wzdłuż brzegu Bajkału.
Czita, najdalej wysunięte na wschód miasto, w którym byłam, posiada duży kościół i dom zakonny sióstr służebniczek starowiejskich. W kościele pracują werbiści (SVD). Siostry prowadzą przedszkole, mają też duży ogród i  dom. Są Polkami. Szczególnie warta polecanie jest droga samochodem do Czity z Ułan Ude. To jakieś 700 km wśród pokrytych lasami wzgórz, stepów, pasm górskich i dolin rzecznych. Idealna dla marzycieli.
















czwartek, 13 listopada 2014

Przystanek w podróży

Podczas planowania ostatniej podróży po Bałkanach musieliśmy trochę pokombinować z przelotami. Brak lotów bezpośrednich z Polski do Macedonii sprzyjał ciekawym rozwiązaniom transferowym. Lecąc do Macedonii przesiadaliśmy się w Bergamo. Niestety zabrakło czasu na zwiedzenie tej uroczej miejscowości. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w Wenecji, gdzie spędziliśmy popołudnie i wieczór. W nocy jechaliśmy pociągiem do Rzymu, skąd popołudniu mieliśmy samolot do Poznania.

 

Wenecja jest z pewnością miastem zadziwiającym, szalenie fotogenicznym i tajemniczym. Niesamowite wrażenie robiły na nas wejścia do domów dosłownie z łódki, całe ciągi wąskich uliczek, w których naprawdę łatwo się zgubić oraz wiele ciekawych kramików ze słodyczami ręcznie wytwarzanymi, starociami, malowanymi maskami i gadżetami karnawałowymi.


Mimo tych wszystkich zalet, nie jest to najlepiej wspominane przez nas miejsce. Przede wszystkim tłumy ludzi przewalających się przez cały czas nawet najmniejszymi uliczkami odbierały urok widzianym zabytkom, psuły klimat tajemniczości i (tak reklamowanego tu) romantyzmu. A przecież było już po sezonie! Kolejna sprawa - gondole. Większość z nich wygląda jak karawany - usługi pogrzebowe w lokalnym stylu : dominuje czarny plastik, złocenia i czerwony aksamit, w wielu zaobserwowaliśmy sztuczne kwiaty! (sic!). Poza tym, drożyzna. Może nie udało nam się znaleźć miejsca, gdzie za przyzwoitą kwotę da się coś zjeść, a może jesteśmy zbyt oszczędni. Tak czy siak, po zjedzeniu obiadu za 10 euro, którego musieliśmy szukać na talerzu, znów byliśmy głodni i trzeba było dokupić deser :-|



środa, 5 listopada 2014

Ohrid i okolice


Cerkiew św. Jana Teologa w Kaneo

Cerkiew o wschodzie słońca 

Cerkiew świętej Zofii 


Port w Kanoe

Wioska Kanoe


Samochody z epoki 

Wioska Ljubojno



Wioska Brajchino

Widok na Jezioro Ochrydzkie 

Park Narodowy Galicica

niedziela, 12 października 2014

Albania na jeden dzień

Wyruszyliśmy z Ohrid tuż przed świtem aby przed południem dojechać nad Morze Adriatyckie w Albanii. Autokratycznie obrałem cel naszej wycieczki na Vlore - miasto na styku Morza Adriatyckiego i Jońskiego. Do pokonania było niecałe 300 km, niestety mieliśmy przejechać przez góry, tak więc zajechaliśmy na miejsce około południa.
W zeszłym roku wypożyczonym samochodem przejechaliśmy znaczną cześć Maroka. Wtedy wydawało mi się, że na marokańskich drogach panuje "wolna amerykanka", jednak to co zastaliśmy w Albanii to istny chaos. Jak to bywa w każdym chaosie, następstwem jego jest uporządkowany nieład. Bo czy są czy nie ma znaków to i tak wszyscy jeżdżą jak chcą i o dziwo nic strasznego na drodze się nie dzieje. Wracając do istoty naszego szybkiego zwiedzania Albanii. Jedynie co nas niemiło zaskoczyło to fakt, że tak brudnego kraju jeszcze nie spotkaliśmy. Gdy byliśmy tu pierwszy raz w 2011 roku, już wtedy zaskoczyło mnie, jak ludzie wyrzucają śmieci przez okna w autobusie, ale wtedy byłem chyba tak zafascynowany Albanią, że nic mi nie mogło popsuć jej pięknych widoków. Teraz jednak na każdym kilometrze widziałem śmieci, niestety na plaży również. Widok turkusowej wody w sąsiedztwie sterty odpadków jest odpychający. Ostatnio coraz więcej mówi się o tym, że Albania staje się popularnym kierunkiem udających się na wakacje Polaków. Na podstawie komentarzy w sieci zamieszczanych przez turystów zwiedzających Albanię, odnoszę wrażenie, że ci ludzie nie opuszczają z hotelu i wytyczonych przez przewodnika tras zwiedzania. Podobnie wyglądają wczasy np. w Sharm el Sheikh; goście nic poza hotelem, barem i basenem nie widzą. Tu przymiotnik ładny mylony jest z ciekawy, bardziej adekwatnym dla opisu Albanii. 
Niemniej jednak by skosztować trochę europejskiego orientu warto tam zajechać, zanim jakiś skrajny odłam islamu nie wpadnie na pomysł aby wprowadzić tam kalifat. Prócz wszechobecnego bałaganu, kolejnym minusem są ceny. Paliwo drogie - 180 ALL za litr benzyny 95,  w sklepach ceny  podobne jak u nas. Pozostaje natomiast piękne, ciepłe morze, nawet w październiku, tanie granaty na przydrożnych straganach i oliwa z oliwek. 

Zatoka Vlora


Już po sezonie.

Pieczona jagnięcina

Świeże granaty na wyciągnięcie ręki

W niewielkim porcie pomiędzy Vlore a Orikum miejscowi restauratorzy zaopatrywali się w morskie ryby, kraby i krewetki.    






Wypasanie owieczek na rondzie 

Widok na industrialne Elbasan


wtorek, 30 września 2014

Na bałkańskim targu w Ohrid

Pierwszego dnia w Ohrid, prócz zwiedzania typowo turystycznych atrakcji, udaliśmy się na lokalny rynek by nacieszyć oczy i nosy tym, co najbardziej macedońskie. Kolorowe papryczki, ajvar, figi, oliwki i pomidorki oraz "domasznie sery" zachwycały intensywnością barw i zapachów. Stoiska z ziołami dopełniały poczucie, że oto mamy przed sobą prawdziwie zdrową i pyszną kuchnię bałkańską. 



Domowy ajvar












zmielone i wysuszone papryki




lokalne oliwki






marynowane papryczki 





Marynowanie papryczek w różnych opakowaniach

Lokalne zioła



Dostarczanie kawy na targowisko