Nieprzeczytane posty

Kanada 130km spływu canoe

1
Dla tych, którzy lubią spływy, kanu i naturę.
Spływ odbył się 2012 roku na rzece Spanish River w prowincji Ontario w Kanadzie. Wraz z piątką przyjaciół w ciągu 7 dni przepłynęliśmy 130 km.

4 sierpnia wczesnym rankiem wyjechaliśmy z Toronto, kierując się na północ. Po paru godzinach drogi i przejechaniu kilkuset kilometrów, około południa dotarliśmy do miejscowości Cartier. Tam czekały na nas już wcześniej wynajęte trzy kanu. Po wypakowaniu rzeczy i naszych beczek , kluczyki do auta przekazaliźmy pracownikowi z wypożyczalni, aby ten zabrał nasze auto i odstawił w miejsce gdzie za 7 dni miał się skończyć nasz spływ. My natomiast cały sprzęt i kanu zapakowaliśmy na stojący już na peronie pociąg. Podstawiony pociąg miał wagony przystsowane do przewozu kanu . Po długim pakowaniu rzeczy, gdyż oprócz nas wsiadało wiele osób z różnymi towarami, ruszyliśmy w drogę.
Zanim jednak to się stało, niektórzy z nas skorzystali jeszcze z przydworcowej toalety. I tutaj chciałbym dodać swoje małe spostrzeżenie, tak jak niektórzy Polskę dzielą na regiony, Polska A,B lub C, (uwarunkowane jest to min. pracą, infrastrukturą drogową, zamożnością mieszkańców, itp.) to gdyby te same parametry przenieś na grunt Kanadyjski, to w Kanadzie mielibyśmy i kategorie z podwójnym AA i takie, które ledwie zasługują na E. I właśnie takiej kategori był ten dworzec- jeszcze nie E, bo nie kapało na głowę, ale zdecydowanie mogła to być Kanada D, bo po załatwieniu się w toalecie daremne było szukanie kranu z umywalką, gdyż przydworcowa toaleta takowych nie posiadała.
Ruszyliśmy... i jedziemy. Hmm..jedziemy raczej powoli. Hmm...zatrzymaliśmy się. Pociąg raczej nie pędzi, raczej przypomina te Polskie. Te Polskie z Krakowa do Zakopanego i raczej te dzisiejsze. Bo te przedwojenne z Krakowa do Zakopanego ponoć jeździły szybciej.
Zatrzymujemy się co jakiś czas, z pociągu wysiadają ludzie i wypakowują swoje towary do domków letniskowych. Pociąg i rzeka to jedyna droga , którą można tu dotrzeć.
Po około trzech godzinach docieramy do celu, a zarazem początku naszego spływu - Biscotasing .
Z pociągu wypakowujemy nasz sprzęt i zaczynamy pakować się na kanu. W pobliskim sklepie uzupełniamy zapasy, głównie te w płynie ;w tym płynie, który po wypiciu dodaje odwagi
Po spakowaniu wszystkiego na kanu i krótkim instruktażu od Darka (kierownika naszej wyprawy) w końcu ruszamy. Chciałbym tu zaznaczyć, że na kanu siedzę po raz pierwszy i uwagi takie jak: tu jest przód kanu , tu jest tył, a to jet wiosło , są bardzo pouczjące. A teraz: wiosłój , wiosłój... i tak przez 130km.
Płynę razem z Marysią, ona z przodu ja z tyłu. Płyniemy po jeziorze Biscotasi. Na Spanish River mamy dotrzeć dopiero jutro. Nie jest źle, jakoś mi to wychodzi, niedociągnięcia w technice wiosłowania nadrabiam siłą. Na drugim kanu płynie Arek z żoną, widzę,że i on przyjął podobną technikę wiosłowania. Na trzecim kanu przed nami płyną Ola i Darek, od razu widać inną technikę wiosłowania, tak jakby bez użycia siły i ciężko ich dogonić.
Wieczorem docieramy do jednej z wysepek na jeziorze gdzie rozbijamy namioty. Jesteśmy trochę zmęczeni trudami podróży, ale szczęśliwi. Rozpalamy ognisko i zabieramy się za przygotowanie kolacji. Jest ciepły letni wieczór, a na niebie widać coraz więcej gwiazd, nagle...nocną ciszę zakłóca długie uuuuuu..., Pierwsze moje skojarzenie wilki? Po chwili słychać znowu długie uuuuu.... Koledzy dużo bardziej obeznani z kanadyjską przyrodą wyjaśniają mi, że to loon (nur lodowiec), poczciwy ptak swoim nocnym nawoływaniem, musiał już nie jednemu mieszczuchowi narobić strachu. Kanadyjczycy tak polubili to ptaszysko, że umieścili je na jednodolarowej monecie. Dzisiejszej nocy szybko zasypiamy, a muzyką dla naszych uszu, są odgłosy natury i długie uuuuuu....
Rano jemy śniadanie i mozolnie składamy namioty, pakujemy się na kanu. Celem na dzisiaj jest przepłynięcie jeziora Biscotasi i dotarcie do rzeki.
Jesteśmy trochę ospali, ktoś spogląda na mapę, ktoś robi zdjęcie , inny jeszcze czegoś szuka. Płyniemy w tym samym kierunku co wczoraj, musimy dopłynąć do półwyspu i zmienić kierunek . Jezioro ma kształt litery V, na jeziorze znajduje się też sporo mniejszych i większych wysp. Wszystko wydaje się chyba proste, choć wygląda tak samo... hmmm .. no właśnie. Docieramy na cypel, na którym jak nam się wydaje powinniśmy zmienić kierunek i płynąć w stronę rzeki, więc tak robimy. Wiatr wieje nam w plecy, wszyscy uradowani tym faktem mkniemy do przodu, nikomu nie przychodzi na myśl spoglądanie na mapę. Płyniemy...
Po około godzinie, może trochę więcej, zaniepokojeni szukamy znaków świadczących o zbliżaniu się do rzeki, a znaków nie widać. Ale za to krajobraz jakiś taki znajomy....
znajomy taki jakiś ze wczoraj...

Ale numer! Okazuje się, że jesteśmy w tym samym miejscu co wczoraj.
Ale jakim cudem? Wyciągamy mapę i już teraz wszyscy próbujemy zrozumieć, co się stało. Chciałbym tu zaznaczyć, że oprócz mapy nie mamy nic, tzn: kompasu, GPS, na gwiazdach też się nie znamy, przynajmniej ja.
Szybko orientujemy się gdzie mogliśmy popełnić błąd. Zamiast okrążyć półwysep i zmienić kierunek , okrążyliśmy jedną z większych wysp. Na mapie to niewielkie kropki a w rzeczywistości spory kawałek lądu. Nie pozostaje nam nic innego, jak się wrócić i jeszcze raz okrążyć półwysep, teraz już ten właściwy.
No to wracamy...łatwo powiedzieć. Wiatr z którego tak cieszyliśmy się jeszcze godzinę temu -wieje nam prosto w twarz i wieje jakby mocniej.
Ciężko i powoli płyniemy do przodu. Jak ktoś narzekał na wiatr, teraz może sobie ponarzekać bardziej...
zaczęło padać!
Z trudem utrzymujemy wybrany kierunek. Kanu, choć załadowane po brzegi kołysze się na lewo i prawo. Darek zaleca mocniej wiosłować. Mocniej wiosłować? – myślę sobie. Przecież ja cały czas mocno wiosłowałem!
Nie dajemy rady,deszcz pada coraz mocniej, a wiatr teraz wieje jakby z boku i spycha nas na małą wyspę obok. Woda staje się coraz płytsza i gdy sięga kolan wyskakujemy z kanu. Brzegiem wyspy pchamy teraz kanu do przodu. Po kilkudziesięciu metrach stwierdzamy jednak, że nie ma to sensu i postanawiamy zrobić sobie przerwę na obiad. Po około godzinie deszcz przestaje padać i wiatr słabnie, a my ruszamy dalej. Po południu docieramy do miejsca, z którego rano wyruszyliśmy. Decydujemy się tu jeszcze raz rozbić i śmiejemy się, że nikt nie spodziewał się tu tak szybko wrócić.
Po spędzeniu nocy w tym samym miejscu, rano pośpiesznie wyruszamy i już właściwą trasą docieramy do małej tamy na końcu jeziora. Jest to zarazem początek rzeki Spanish River. Rzeka w tym miejscu nie jest zbyt szeroka, płynie sobie mozolnie wąskim korytem wyżłobionym pośród skał, a po obu stronach rzeki rosną drzewa. W spokoju i ciszy dopływamy do naszego pierwszego kempingu na rzece. Wszystkie kempingi są oznaczone na mapie , a na drzewach widnieją pomarańczowe tabliczki . Miejsce na kemping, to przeważnie wycięte w lesie kawałek polanki z miejscem na trzy, cztery namioty oraz miejscem na ognisko, a także (choć nie zawsze) toaleta. Toaleta to może za duże słowo, jest to po prostu zbita z paru desek skrzynia z otworem złużącym do wiadomo czego. Tak chłonny przygód turysta może załatwiać swoją potrzebę, siedząc wygodnie na drewnianej skrzyni, a zarazem podziwiając otaczającą go przyrodę.
Po rozbiciu namiotów i rozpaleniu ogniska mamy trochę wolnego czasu, więc postanawiamy z Darkiem zarzucić wędki do wody. Pomimo, że to pierwszy raz w życiu, już po chwili wyciągam z wody szczupaka. Zachęcony tym udanym połowem ponownie zarzucam wędkę i po kilkunastu minutach wyciągam z wody następnego szczupaka. Tego wieczoru do udanego połowu, Darek dorzuca jeszcze bassa i wszystkie ryby kończą na patelni.
Czwartego dnia wstajemy trochę wcześniej, na naszej trasie mamy zarówno portaże , jak i miejsca gdzie rzeka nagle przyśpiesza, a z wody wystają duże kamienie na które trzeba uważać. Tego dnia spływ kończymy przy małym wodospadzie i rozbijamy obóz na skalnym wzniesieniu.
Następny dzień jest podobny do poprzedniego, z tą małą rożnicą, że pół dnia płyniemy przez odcinek rzeki, gdzie woda zwalnia, a rzeka zaczyna meandrować. Krajobraz ze skalnego i pokrytego głazami robi się teraz bardziej trawiasty i bagienny. Za jednym z takich zakrętów, ku naszemu miłemu zaskoczeniu, ukazują się nam przepływające rzekę dwa małe niedźwiadki. Maluchy szybko wyskakuja z wody i znikają w leśnej gęstwinie. Podczas dalszego spływu jescze dwukrotnie udaje nam się zobaczyć baribale. W prowincji Ontario, która jest trzy krotnie większa od Polski jest ich ponoć sto tysięcy!
Obóz rozbijamy na małej wysepce, a na kolację jemy min. złowione wieczorem ryby. Piąta noc nie mija całkiem spokojnie, z lasu dochodzą dziwne odgłosy. Wszyscy poszli już spać, a ja zamiast powoli wygasać ognisko dorzucam trochę drewna i nasłuchuję leśnej głuszy. Ogień, padające cienie i odgłosy lasu robią swoje -wyobraźnia szaleje. Nie mogę długo zasnąć i padam dopiero ze zmęczenia gdzieś o 2 w nocy.
Poranek dnia następnego wygląda podobnie jak poprzednie . Tylko ja jestem trochę nie wyspany , ale kawa szybko stawia mnie na równe nogi.
Dzisiaj mamy do pokonania zarówno odcinki, gdzie nurt będzie nagle przyśpieszał, będą też potraże, a ja na jednym z bystrzy po uderzeniu w kamień wypadne z kanu. Na szczęście woda jest dosyć płytka, a nasze 16-stopowe canu firmy Nova Craft Canoe wykonane z royalex-u, dzielnie znosi uderzenia o nawet największy kamień i na białą wodę jest wręcz stworzone. Tego dnia czeka nas jeszcze jedna niespodzianka: kolegi żona Sisi pochodząca z Hong Kongu, z wyłowionych z rzeki małż robi przepyszną kolację. Tak dobiega ostatni wieczór na Hiszpańskiej rzece.
Siódmego dnia płyniemy jeszcze do południa i powoli żegnamy się z piękną kanadyjską przyrodą . Ta również, poprzez ciepły deszczyk padający na nasze rozgrzane z wrażeń głowy, mówi nam: Do zobaczenia.
Tak kończy się mój pierwszy, jak się później okaże, nie ostatni spływ w Kanadyjskiej głuszy.
Załączniki
IMG_9968.JPG
IMG_9968.JPG (122.19 KiB) Przejrzano 14767 razy
IMG_9922.JPG
IMG_9922.JPG (124.51 KiB) Przejrzano 14767 razy
IMG_9912.JPG
IMG_9912.JPG (116.69 KiB) Przejrzano 14767 razy
IMG_9841.JPG
IMG_9841.JPG (89.5 KiB) Przejrzano 14767 razy
IMG_5116.jpg
IMG_5116.jpg (88.41 KiB) Przejrzano 14767 razy
IMG_1054.JPG
IMG_1054.JPG (110.04 KiB) Przejrzano 14767 razy
IMG_1045.JPG
IMG_1045.JPG (102.68 KiB) Przejrzano 14767 razy
IMG_1028.JPG
IMG_1028.JPG (119.89 KiB) Przejrzano 14767 razy
IMG_0992.JPG
IMG_0992.JPG (138.34 KiB) Przejrzano 14767 razy
IMG_0963.JPG
IMG_0963.JPG (135.76 KiB) Przejrzano 14767 razy
IMG_0924.JPG
IMG_0924.JPG (127.21 KiB) Przejrzano 14767 razy
IMG_0236.JPG
IMG_0236.JPG (125.25 KiB) Przejrzano 14767 razy
100_1167.jpg
100_1167.jpg (157.73 KiB) Przejrzano 14767 razy
100_1163.jpg
100_1163.jpg (150.99 KiB) Przejrzano 14767 razy
100_1152.jpg
100_1152.jpg (137.09 KiB) Przejrzano 14767 razy
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kanada”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 26 gości