To oferta dla zapracowanych i spragnionych. Pierwsi chcą wziąć prysznic, zmrużyć oko choćby na kilka godzin w przerwie męczącej podróży. Drudzy pragną seksu. Szybkiego, w dyskretnych hotelu gdzieś na uboczu miasta. Płatnym za godzinę.


- Zapłacić musi pan za trzy godziny, ale to dla pana wygody, bo co to jest godzina, czyste szaleństwo i pośpiech. Trzy godziny są w sam raz. Nie musi pan nerwowo patrzeć na zegarek, nie musi pan się nigdzie śpieszyć – przekonuje miły głos starszego już recepcjonisty.

– Nie musi pan też pokazywać żadnych dokumentów, nas nie obchodzi pana nazwisko. Klient płaci, klient wymaga dyskrecji. A u nas to rzecz święta – kontynuuje wabienie klienta recepcjonista.

Do zaoferowania ma pokój, który sam nazywa apartamentem. Trochę na wyrost, bo choć pokój jest duży, stoi w nim ogromny telewizor, jest przestronna łazienka, no i najważniejszy mebel w pokoju – wielkie, małżeńskie łoże, to jednak do standardu hotelowych apartamentów trochę mu brakuje.

Ale za tę cenę – 80 złotych za trzy godziny, i w tej lokalizacji – góra kwadrans od centrum Łodzi nie ma właściwie co wybrzydzać.

- Atutem naszego pensjonatu jest położenie. Blisko centrum, blisko trasy, a właściwie na uboczu. Dom ogrodzony jest płotem, można samochodem wjechać na podwórko i nie wystawiać się na widok ludzi. Dla nas dyskrecja jest najważniejsza – powtarza kolejny raz recepcjonista.

Esencją tego biznesu jest właśnie dyskrecja. Ostatnią rzeczą, jaką chcą robić klienci wpadający dosłownie na chwilę do tego łódzkiego pensjonatu i wielu podobnych, których właściwie nie brakuje w żadnym dużym mieście w Polsce, jest wyciąganie dowodu osobistego i zostawianie personaliów na recepcji.

Źródło Onet.pl