Nieprzeczytane posty

Czarnogóra Call&Travel weekend majowy 2012

1
W dniach od 28 kwietnia do 5 maja br. odbyła się impreza „Majówka w Czarnogórze + Albania + Dubrownik > Hotel Mediteran Resort”, której organizatorem było Biuro Podróży Call & Travel z Bytomia. Miała się ona rozpocząć pierwszego dnia o godzinie 1100. Autokar wynajęty w Agencji Tu-rystycznej Zawadzkie przyjechał na parking z niewielkim opóźnieniem. Po chwili zjawił się pilot. Wy-ciągnął listę uczestników wycieczki i oznajmił: „będziecie państwo wsiadać do autokaru i zajmować wybrane przez siebie miejsca zgodnie z kolejnością dokonywania wpłat”. Kuriozum! Czegoś takiego nikt nie widział. Ja z żoną, jako pierwsi, zostaliśmy zaproszeni. Tylko się cieszyć. Po wejściu do auto-karu były chwile zawahania, które miejsca zająć. Decyzję trzeba było podjąć szybko, aby nie tarasować przejścia innym wchodzącym. Im bardziej wnętrze autokaru się zapełniało, tym bardziej atmosfera wśród uczestników stawała się napięta. Każdy krytykował działania pilota. Gdy już prawie wszyscy zajęli miejsca, jednemu z uczestników puściły nerwy; energicznie opuścił autokar, udając się do pilota, aby powiedzieć, co o tym wszystkim myśli. Okazało się, że pan pilot, czytając listę, w pewnym mo-mencie pogubił się i pominął kilka osób, które winny wejść do autokaru jako jedne z pierwszych. Racje interweniującego uczestnika zostały uznane; pilot wszedł do autokaru i przyznał, że pominął niektóre osoby, które wcześniej były na liście, dlatego prosi wszystkich, aby opuścili pojazd, pozostawiając rozłożony już bagaż podręczny, w celu ponownego usadzania w nim. Tym razem kolejność na liście była zgodna z kolejnością wsiadania, ale w efekcie takiego działania dwoje młodych ludzi, którzy chcieli siedzieć razem, stanęło w przejściu autokaru i nie wiedzieli, co mają począć, bo pozostały tylko dwa miejsca – jedno z przodu, a drugie z tyłu. W końcu udało się przesadzić jedną uczestniczkę do przodu i tych dwoje usiało razem z tyłu. Pozostawienie wcześniej bagażu podręcznego spowodowało, że przez kilka minut każdy szukał swoich rzeczy. Ludzie zaczęli się zastanawiać, czy ten pilot ma ja-kiekolwiek doświadczenie w prowadzeniu takich imprez. Padały słowa, że może, jeśli źle się zaczęło, to dobrze się skończy. Nikt w najśmielszych oczekiwaniach nie przypuszczał, że to dopiero początek.
W końcu udało się, autokar ruszył z godzinnym opóźnieniem. Pan pilot przedstawił się, podając, że na imię ma Julek i poprosił, aby tak do niego się zwracać. Dodatkowo przywitał pana kierowcę, a na koniec zaapelował o zrozumienie, „bo przecież jedziemy wypoczywać a nie denerwować się”. Upewnił się, czy wszyscy mają paszporty, aby na granicy nie było przykrych niespodzianek. Poinformował, jak będzie przebiegała podróż i o czym należy pamiętać, aby podróż była jak najmniej męcząca. Prosił także o przestrzeganie dyscypliny na postojach. W Chałupkach prowadzącego pojazd kierowcę zastąpiło dwóch kierowców i kontynuowaliśmy podróż . W trakcie jazdy pan pilot przekazywał zdawkowe informacje z historii mijanych krajów, powtarzając w kółko to samo, jakby nic więcej nie wiedział – żadnych informacji praktycznych.
Pierwszy postój miał miejsce w Znojmie na terenie Czech. Pan pilot zaproponował 30 min prze-rwy, która trwała znacznie dłużej. Był to początek braku przestrzegania dyscypliny, bo już przez cały czas trwania imprezy szanowny pilot nie stosował się do tego, co wcześniej sugerował. Najgorzej na zachowaniu pilota wychodzili ci, którzy uważali, że podstawą udanej imprezy jest przestrzeganie dys-cypliny. Kolejna przerwa miała miejsce na terenie Austrii. W autokarze dało się już słyszeć głosy „ja już sobie wyobrażam, co się będzie działo na miejscu”, ale do celu było jeszcze daleko. Te słowa zain-spirowały mnie, aby zapytać pilota, jak będzie wyglądało zakwaterowanie, gdyż ja dokonałem dopła-ty do pokoju z widokiem na morze. Otrzymałem bardzo zdawkową odpowiedź: „na miejscu będzie wszystko przygotowane”.
Bez większych przeszkód kontynuowaliśmy podróż. Tak samo udało się nam przekroczyć gra-nicę z Chorwacją. Tam była kolejna przerwa, z której już nie wszyscy korzystali, była to już późna pora nocna. Przerwa zakończyła się jak zwykle. Przejechaliśmy kilkanaście kilometrów i po wyjeździe z jednego tuneli strzeliła tylnia opona. Autokarem zarzuciło a próba hamowania doprowadziła do uszkodzenia hamulców. Tu należy się duże uznanie dla opanowania i umiejętności kierowców, którzy nieraz jeszcze przez cały czas trwania wycieczki pokazywali swoją klasę. Przerwa w podróży trwała dwie godziny. Fachowość kierowców, jaką się wykazali była tak dobra, że niektórzy z uczestników imprezy o awarii dowiedzieli się dopiero na granicy chorwacko – czarnogórskiej.
Na tej to granicy, chcąc się wykazać swoją „skutecznością”, pseudo pilot trzymał ok. trzech go-dzin pełen autokar ludzi, zmęczonych już dobową jazdą, aby osoba, która wykazała się wyjątkową nie-frasobliwością, mogła kontynuować dalszą podróż. Wszyscy dobrze wiedzą, że do krajów spoza UE jeździ się z paszportami. Wspomniana osoba, mało tego, że nie miała paszportu, to jeszcze miała dowód osobisty zarejestrowany w Interpolu. Taka jest, co prawda, rola pilota, ale jeśli po rozmowie z konsulem dowiedział się, że to już trzeci taki przypadek w tym dniu, należało zostawić tę osobę i ruszyć dalej już po dwu kwadransach. Pilot wykazywał troskę o jedną osobę, zapominając, że może mieć inne problemy, wywołane przyczynami niezależnymi od uczestników. Autokar na tej granicy stał w pełnym słońcu i mogło być różnie, tym bardziej, że sporo osób szukało cienia. Gdy pobyt na granicy zaczynał się przedłużać, można było zauważyć coraz większe zniecierpliwienie zaistniałą sytuacją, słyszało się też głosy pytające retorycznie, kiedy dojedziemy do hotelu i co tam się będzie działo z zakwaterowaniem.
Kilka minut po godzinie trzynastej autokar, bez dwu osób, ruszył dalej - (co mocno kłóciło się z programem „2 dzień - przyjazd do hotelu ok. godz. 1200, zakwaterowanie, kolacja, nocleg”). W trakcie jazdy pilot informował, co będzie jutro i zakomunikował, że wycieczka do Albanii odbędzie się we wtorek (w czwartym dniu imprezy) opowiadając przy tym, jak wygląda wesele w Albanii, jakby już nic więcej o tym kraju nie wiedział.
Do hotelu autokar dotarł o godzinie 1700. Po wyjściu z autokaru pilot „przemówił”, aby zostawić bagaże na dziedzińcu hotelu i udać się do recepcji, gdzie przydzielone zostaną pokoje. Pokoje mieściły w pięciu trzykondygnacyjnych pawilonach. Dla nas, spóźnionej grupy, pozostały już tylko dwa najniżej położone, w których być może „spektakularny” widok na morze był już tylko z ostatniej kondygnacji. Jak dało się zauważyć, o żadnym przygotowaniu pokoi nie było mowy, a pilot stanął sobie koło powitalnego stołu i patrzył, jak tłumek kłębi się wokół lady, aby jak najszybciej otrzymać klucze do pokoju. Wszyscy zastanawiali się, po co on przyjechał i czy aby to nie był wyjazd za karę. Całą pracę z rozdziałem pokoi pozostawił panom recepcjonistom. Rozdział pokoi przebiegał więc na zasadzie, kto pierwszy, ten lepszy. Przy tak „wspaniałym” zaangażowaniu pilota do hotelu mógł wejść każdy z paszportem i zakwaterować się w nim na koszt biura. A już nie było mowy o tym, czy te osoby, które dopłaciły do pokoju z widokiem na morze, otrzymały go. Jeśli takiej pracy uczą w Szkole Pilotów Triada, którą ten pan, jak pisze, ukończył, to trzeba „gratulować” szkole. Ja, (dokonałem dopłaty do pokoju z widokiem na morze) jako jeden z ostatnich otrzymałem klucze do pokoju na drugiej kon-dygnacji, ale żeby mieć widok na morze, trzeba było stać na palcach w rogu balkonu.
W czwartym dniu pobytu, zgodnie z programem imprezy, została zorganizowana wycieczka do Albanii. Godzinę straciliśmy na granicy czarnogórsko-albańskiej. Tam odnosiło się wrażenie, że aby ruszyć na zwiedzanie miejsc wymienionych w programie, trzeba było zapłacić frycowe, kupując koniak Skenderbega. Gdy już zakończyła się sprzedaż tego trunku, można było ruszyć w dalszą drogę. Wśród kupujących znalazła się jedna ze starszych uczestniczek wycieczki, która do autokaru przyszła jako ostatnia i ten „pilnujący dyscypliny” pilot kazał pani spóźnialskiej śpiewać. To zachowanie było żenujące tym bardziej, że on sam już w Kruji przyszedł do autokaru z ok. 15 minutowym opóźnieniem. Kiedy wszedł do autokaru, chór oczekujących kazał mu śpiewać, ale on uznał, że tego robić nie musi, nie omieszkał jednak zaproponować, aby wszyscy zaśpiewali „sto lat…”, bo któraś z uczestniczek obchodzi 18 urodziny.
W Kruji był wymieniony w programie posiłek, w trakcie którego łaskawca – pilot poinformował, że niedaleko od restauracji znajduje się bazar, na którym można płacić w €, a gdyby ktoś chciał kupić leki – tu u niektórych nastąpiła konsternacja – pewnie pomyśleli, po co komu leki – to może wymienić euro na leki w restauracji. Takiej sytuacji nie byłoby, gdyby pilot rzetelnie podszedł do swoich obowiązków i podał kilka podstawowych informacji przy wjeździe do tego kraju.
Po wyruszeniu z granicy do wnętrza Albanii, jedyną miejscowością, po której oprowadził nas lokalny przewodnik, była Szkodra, lecz twierdzę Rozafa, podobnie jak twierdzę w Kruji, można było podziwiać tylko z okien autokaru, podobnie zresztą jak i Tiranę, gdzie udało się tylko wejść do mecze-tu. Na chwilę przed wejściem do niego pilot powiedział, że obuwie należy zostawić w wyznaczonym do tego miejscu lub trzymać w ręce. Niektórzy tak próbowali zrobić, na co w sposób zdecydowany zareagowali pilnujący porządku w meczecie. Fakt ten wywołał trochę zamieszania. (Obuwie musi być zostawiane wyznaczonym miejscu). Po wyjściu z meczetu pojawił się chłopiec w wieku ok. 12 lat, który sprzedawał gadżety w cenie 1€. Pilot starał się mu pomóc, zachęcając wszystkich do kupowania gadżetów, a kiedy usłyszał, że powinien dać przykład i kupić co najmniej dwa, obraził się i oddalił się od grupy. To już był szczyt arogancji i lekceważenia wyrażony wobec grupy. Ktoś zaproponował, aby udać się w to miejsce, gdzie zostaliśmy wysadzeni. Tak też się stało. Pilot przyszedł za grupą. Autokar podjechał i to był koniec zwiedzania Albanii. W drodze powrotnej pojechaliśmy przez dzielnicę romską nad jezioro szkoderskie, gdzie autokar zawrócił i udał się do przejścia granicznego. Tam ustawił się na boku, a kiedy ktoś zapytał „dlaczego nie ustawiamy się do kolejki”, „grzeczny” pilot odpowiedział, że „na granicę mają iść paszporty a nie autokar”. Ta wypowiedź była dowodem na dyletanctwo pilota, które sięgnęło dna. Po chwili jednak stanęliśmy do kolejki, ale na pytanie któregoś z uczestników wycieczki, czy można iść do WC, padała krótka odpowiedź „nie”. Program wycieczki do Albanii został zrealizowany w 40%. Wszyscy byli zawiedzeni tą wycieczką, a widząc działania pilota, wiele osób nie zdecydowało się korzystać z fakultatywnych wycieczek.
Grupa, która zdecydowała się pojechać na wycieczkę fakultatywną, była grupą wybraną, bo mogła się dowiedzieć, jak będzie wyglądał wyjazd do kraju, pozostali mogli tylko zapoznać się ze szczątkową informacją zawieszoną na tablicy w hallu przy recepcji. Zawarta tam informacja miała się nijak do przedostatniego programu dnia, z jakim wszyscy mogli się zapoznać przed wjazdem z kraju - (7 dzień - po śniadaniu wykwaterowanie, wyjazd o 900 do Dubrowika - zwiedzenie Perły Adriatyku, wyjazd do kraju w późnych godzinach popołudniowych.). Na tablicy była informacja, że śniadanie od godziny 600, a wyjazd do Dubrownika o godz. 700. W autokarze ci, którzy nie byli na fakultatywnej wycieczce dowiedzieli się, że pobyt w Dubrowniku będzie trwał 9 godzin i zakończy się około godziny 2100. Jak się odbiera taką informację, nie trzeba nikomu mówić, jeśli zważy się, że są to tereny mocno nasłonecznione.
W drodze do Czarnogóry i Albanii i w drodze powrotnej pan pilot osobiście zbierał paszporty, ale już nie rozdawał ich tak jak zbierał, lecz posyłał po kilka, a one krążyły sobie po autokarze. To działanie zasługuje na szczególną uwagę, bo tu już wyszło nie tylko dyletanctwo, ale łamanie prawa wynikające z ustawy o ochronie danych osobowych. Sytuację w tej kwestii starali się ratować panowie kierowcy, którzy w drodze powrotnej, nim przystąpili do wypełniania swoich obowiązków, starali się pokazać pilotowi, jak powinien postępować ze zwrotem zebranych wcześniej paszportów.
Kilka kilometrów przed Dubrownikiem, do autokaru powróciło dwoje uczestników, którzy wcześniej musieli pozostać na granicy chorwacko-czarnogórskiej. Nie omieszkali się pochwalić, do jak cudownych trafili gospodarzy i jak wypoczęli. Do tego wypoczynku dołożyli zwiedzanie Dubrownika przy akceptacji pilota. Po wyznaczeniu czasu wolnego zdecydowali się udać do konsulatu w Zagrzebiu, aby móc powrócić do kraju, a były to godziny popołudniowe. Kilka minut po godzinie 2100, po zebraniu się wszystkich w autokarze, pilot, stałym zwyczajem zapytał, czy „ każdy ma swoją sąsiadkę i sąsiada”. Z końca autobusu ktoś sygnalizował, że nie ma osoby, która wsiadła pod Dubrownikiem. Na te słowa pilot odpowiedział: „ci państwo jak tajemniczo zniknęli, tak tajemniczo się pojawią”. Po wjechaniu na terytorium Słowenii, pan pilot oświadczył, że „w porozumieniu z biurem podróży i konsulatem, będziemy tutaj czekać na tych dwoje uczestników imprezy. Było to we wczesnych godzinach rannych. Słowa te wywołały sprzeciw wielu uczestników. Nikt nie mógł zrozumieć działania pilota, który swoim zachowaniem usankcjonował niefrasobliwość dwójki młodych ludzi. Oni przez cały pobyt świetnie się bawili, aby w ostatnim dniu znowu opóźnić cały autokar z ludźmi, którzy już od 24 godzin byli w podróży. Trzeba w tym miejscu zadać pytanie, jak osoba, która jest dla uczestników wycieczki, a nie odwrotnie, mogła mieć tak lekceważący stosunek do tych, którym miała służyć.
Pan pilot Juliusz Urbanowicz, o którym mowa wyżej, to pilot chyba z łapanki. Całkowicie położył dobrze przygotowaną imprezę. Jak podaje, ukończył Szkołę Pilotów Triada w 2008 r. a swoim „zaangażowaniem” w pracę pilota przynosił cały czas wstyd nie tylko szkole, ale i tym, którzy przyznali mu licencję. Ten człowiek nie jechał, aby prowadzić wycieczkę, ale aby zarobić i odpocząć, a w przerwie może trochę popracować. Taki pilotaż to wstyd dla wszystkich rzetelnych i solidnych pilotów. To jeszcze jeden dowód na to, że uwolnienie zawodów może przynieść oczekiwane efekty. Przyznam, że do tego problemu podchodziłem bardzo sceptycznie, ale po tej imprezie nie mam już złudzeń. Zna-jomość języków i poczucie humoru, jakim chwali się ten pan, to nie wszystko – aby pełnić rolę pilota, trzeba mieć rzetelną wiedzę, umieć czasami użyć słowa przepraszam i lubić pracę z ludźmi i dla ludzi, a tego temu panu brakuje.[/color]

Re: Czarnogóra Call&Travel weekend majowy 2012

2
No to nieźle trafiłeś! Koszmar! Mam nadzieję że złożyłeś skargę w biurze podróży?
To jest właśnie według mnie największy problem z Polską, który sprawia że wolę chyba bardziej skorzystać z usług pakistańczyków - brak szacunku dla drugiego człowieka. Widać to wszędzie - u masarza który wali sól do posypywania ulic w kiełbasę, u sprzedawcy który sprzeda uszkodzony towar żeby tylko się go pozbyć bez możliwości zwrotu, u kucharza który przygotowuje posiłek z nadpsutych produktów (bo przecież się nie wyrzuci) i u pilota Julka który pomylił pracę z przyjemnością.
To przykre że każdy posiada skoroszyt pełen dyplomów i certyfikatów oraz dyplom magistra, a mało kto posiada odrobinę fachowości i wiedzy.
Następnym razem wybierz się z zagranicznym biurem podróży - przynajmniej nikt Cię nie wydyma. Albo sam sobie zorganizuj wyjazd! Ja już dawno się wyleczyłem ze wspomagania polskiej gospodarki - nie jest tego warta.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ogólnie o podróżach”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 66 gości