W Chinach byliśmy pod koniec 2011 roku.
Ze względu na pogodę planowaliśmy zjeżdżać pociągami na południe.
Chiny to ogromny kraj, który bardzo się zmienia w zależności gdzie jesteśmy.
W Pekinie widać pewien rodzaj nazwijmy to "porządku". Dużo policji, sprawdzania bagaży, ale dzięki temu czuliśmy się bezpiecznie.
No i jest bardzo dużo do zobaczenia.
Na własną rękę pojechaliśmy na Wielki Mur do Badaling. Miejsce niby bardzo turystyczne - no ale łatwo się do niego dostać.
W mieście jest bardzo dobra komunikacja - szczególnie tanie metro za 2Y/os
Można by bardzo dużo pisać.
Nieprzeczytane posty
Re: Pekin - jest co oglądać
2To popisz trochę. Każdy może walnąć 2 zdania i powiedzieć że jest fajnie. Opisz jak było, gdzie mieszkałeś, co jadłeś, jak ludzie, i tym podobne rzeczy...
Re: Pekin - jest co oglądać
3Mieszkam tu dopiero trzeci tydzień więc aktualizując ten post będę dodawał informacje.
Smog - w pierwszy dzień było dosłownie różowo w powietrzu, byłem przerażony ale okazało się że nie dzieje się tak często smog jest ale nie zawsze, można się przyzwyczaić mi się udało a jestem trochę pedantyczny
Ulice - duży ruch, momentami ogromny!! na początku przejście po pasach było dla mnie bardzo trudnym przeżyciem, chowałem się za jakimś chińczykiem i przechodziłem krok w krok za nim. Teraz wiem, że mimo chaosu na ulicach kierowcy są bardzo ostrożni a odpalanie klaksony służy nieagresywnemu poinformowaniu mnie o tym, że trzeba zwrócić uwagę na ten samochód
Ludzie - to jest stolica, jest ich miliony ale nie zwracają na mnie zbytniej uwagi (chodzi o kolor skóry), inaczej jest z dziećmi, które się mocno przypatrują ale co najważniejsze robią to bardzo pokojowo i są bardzo uśmiechnięte
Kontrole nie są uciążliwe - przy metro działa to naprawdę sprawnie trzeba przepuścić torby przez taką taśmę trwa to parę sekund
Bazary - miejsce w którym okazuje się że chińczycy znają angielski. Polecam raczej chodzenie na jakieś poboczne bazary gdzie nie ma tak mocnego nagabywania białasów. Kupiłem sobie okarynę początkowa cena wynosiła 230 zł, stargowałem do 60 zł
Jedzenie - Nie no na razie dam sobie spokój dodam tylko że w małych knajpach kasują za to, że je się z czystej zapakowanej zastawy ale nie są to duże koszty, poniżej 1zł
postaram się uaktualniać post
Smog - w pierwszy dzień było dosłownie różowo w powietrzu, byłem przerażony ale okazało się że nie dzieje się tak często smog jest ale nie zawsze, można się przyzwyczaić mi się udało a jestem trochę pedantyczny
Ulice - duży ruch, momentami ogromny!! na początku przejście po pasach było dla mnie bardzo trudnym przeżyciem, chowałem się za jakimś chińczykiem i przechodziłem krok w krok za nim. Teraz wiem, że mimo chaosu na ulicach kierowcy są bardzo ostrożni a odpalanie klaksony służy nieagresywnemu poinformowaniu mnie o tym, że trzeba zwrócić uwagę na ten samochód
Ludzie - to jest stolica, jest ich miliony ale nie zwracają na mnie zbytniej uwagi (chodzi o kolor skóry), inaczej jest z dziećmi, które się mocno przypatrują ale co najważniejsze robią to bardzo pokojowo i są bardzo uśmiechnięte
Kontrole nie są uciążliwe - przy metro działa to naprawdę sprawnie trzeba przepuścić torby przez taką taśmę trwa to parę sekund
Bazary - miejsce w którym okazuje się że chińczycy znają angielski. Polecam raczej chodzenie na jakieś poboczne bazary gdzie nie ma tak mocnego nagabywania białasów. Kupiłem sobie okarynę początkowa cena wynosiła 230 zł, stargowałem do 60 zł
Jedzenie - Nie no na razie dam sobie spokój dodam tylko że w małych knajpach kasują za to, że je się z czystej zapakowanej zastawy ale nie są to duże koszty, poniżej 1zł
postaram się uaktualniać post
Re: Pekin - jest co oglądać
4Pozwolę skomentować sobie co nieco post Dawida.
Smog - ja o dziwo zbyt wiele go nie doświadczyłam, pewnie przez to, że byłam w Pekinie zimą. Przynajmniej tyle dobrego, bo co wymarzłam, to moje...
Ulice - ten ruch to było chyba pierwsze, co w Chinach wywołało mój uśmiech. Kompletnie inny świat! Jako kilkuletni kierowca i (mocne słowo) drogowiec byłam pod wrażeniem, jak to wszystko się odbywa, ale przede wszystkim, że właściwie nie zauważyłam zarysowanego auta! Na przejściach za to byłam odważniejsza niż moi znajomi chińscy studenci, byli przerażeni moją pewnością siebie... ale tak naprawdę byłam bardzo czujna, bo wiadomo: kto większy, ten ma pierwszeństwo, a jako pieszy niewiele mogłam. Do szewskiej pasji doprowadzały mnie natomiast skrzyżowania, na których nikt się dogadać nie mógł i w efekcie piesi przechodzili na swoim czerwonym, a auta przejeżdżały na swoim czerwonym, przy czym nic nie wychodziło tak, jak powinno... ale zazwyczaj idzie dość gładko.
Ludzie - ja akurat spotkałam się z wielkim zainteresowaniem. Może dlatego, żem dziewczyna, może dlatego, że nie był to okres turystyczny. Na pewno na terenach biedniejszych był szok i niedowierzanie, że zawitał tam biały człowiek, za to na Murze Chińskim największą atrakcją byłam najwidoczniej ja, więc niezliczone chińskie rodziny mogą się dziś chwalić zdjęciem ze mną. Zazwyczaj to zabawne, ale kiedy robią ci zdjęcia w metrze, sądząc, że nic nie widzisz, po pewnym czasie trochę budzi to irytację. Że nie wspomnę o dziwnych sytuacjach, jak np. dotykanie moich włosów przez przechodzącego obok nieznajomego... brrr.
Kontrole - zgadzam się, jest okej. W porze szczytu czeka się odpowiednio dłużej, ale ujdzie.
Bazary - angielski, rosyjski, słyszałam nawet jakieś inne języki i byłam pełna podziwu. Idzie się dogadać, szczególnie, że sprzedawcy dzierżą kalkulatory w ręku. Ja nauczyłam się jeszcze po chińsku liczyć i zwrotów typu "za drogo", ale to przydaje się raczej na ulicy, aniżeli na bazarach.
Jedzenie - ja się srodze zawiodłam, ale trochę dlatego, że stołowałam po studencku. Zdecydowanie prym wiodły u mnie muzułmańskie knajpki z pysznym i tanim jedzeniem. Od czasu do czasu pozwalałam sobie na mały luksus i kaczka po pekińsku w restauracji to prawdziwy rarytas! Tam też odkryłam coś na wzór "bubble tea", które teraz robi w Polsce furorę. "Smelly tofu" było zaś najlepszym tofu, którego tam próbowałam, a kasztany i bataty kupowane na ulicy - tęsknię do tej pory! Nie polecam natomiast ichnich kiełbas... różowe jakieś, dziwne, niedobre w smaku, fe... Do Polski można przywieść sobie chipsy z batatów, świetna sprawa. No, i trzeba spróbować "stuletnich" jaj! Wyglądają wstrętnie, ale smakują znośnie.
Pozdrawiam,
Ali
Smog - ja o dziwo zbyt wiele go nie doświadczyłam, pewnie przez to, że byłam w Pekinie zimą. Przynajmniej tyle dobrego, bo co wymarzłam, to moje...
Ulice - ten ruch to było chyba pierwsze, co w Chinach wywołało mój uśmiech. Kompletnie inny świat! Jako kilkuletni kierowca i (mocne słowo) drogowiec byłam pod wrażeniem, jak to wszystko się odbywa, ale przede wszystkim, że właściwie nie zauważyłam zarysowanego auta! Na przejściach za to byłam odważniejsza niż moi znajomi chińscy studenci, byli przerażeni moją pewnością siebie... ale tak naprawdę byłam bardzo czujna, bo wiadomo: kto większy, ten ma pierwszeństwo, a jako pieszy niewiele mogłam. Do szewskiej pasji doprowadzały mnie natomiast skrzyżowania, na których nikt się dogadać nie mógł i w efekcie piesi przechodzili na swoim czerwonym, a auta przejeżdżały na swoim czerwonym, przy czym nic nie wychodziło tak, jak powinno... ale zazwyczaj idzie dość gładko.
Ludzie - ja akurat spotkałam się z wielkim zainteresowaniem. Może dlatego, żem dziewczyna, może dlatego, że nie był to okres turystyczny. Na pewno na terenach biedniejszych był szok i niedowierzanie, że zawitał tam biały człowiek, za to na Murze Chińskim największą atrakcją byłam najwidoczniej ja, więc niezliczone chińskie rodziny mogą się dziś chwalić zdjęciem ze mną. Zazwyczaj to zabawne, ale kiedy robią ci zdjęcia w metrze, sądząc, że nic nie widzisz, po pewnym czasie trochę budzi to irytację. Że nie wspomnę o dziwnych sytuacjach, jak np. dotykanie moich włosów przez przechodzącego obok nieznajomego... brrr.
Kontrole - zgadzam się, jest okej. W porze szczytu czeka się odpowiednio dłużej, ale ujdzie.
Bazary - angielski, rosyjski, słyszałam nawet jakieś inne języki i byłam pełna podziwu. Idzie się dogadać, szczególnie, że sprzedawcy dzierżą kalkulatory w ręku. Ja nauczyłam się jeszcze po chińsku liczyć i zwrotów typu "za drogo", ale to przydaje się raczej na ulicy, aniżeli na bazarach.
Jedzenie - ja się srodze zawiodłam, ale trochę dlatego, że stołowałam po studencku. Zdecydowanie prym wiodły u mnie muzułmańskie knajpki z pysznym i tanim jedzeniem. Od czasu do czasu pozwalałam sobie na mały luksus i kaczka po pekińsku w restauracji to prawdziwy rarytas! Tam też odkryłam coś na wzór "bubble tea", które teraz robi w Polsce furorę. "Smelly tofu" było zaś najlepszym tofu, którego tam próbowałam, a kasztany i bataty kupowane na ulicy - tęsknię do tej pory! Nie polecam natomiast ichnich kiełbas... różowe jakieś, dziwne, niedobre w smaku, fe... Do Polski można przywieść sobie chipsy z batatów, świetna sprawa. No, i trzeba spróbować "stuletnich" jaj! Wyglądają wstrętnie, ale smakują znośnie.
Pozdrawiam,
Ali
Re: Pekin - jest co oglądać
5Pekin jest piękny jednak to miasto spowite jest smogiem. Należy do jednych z najbardziej zanieczyszczonych na świecie. Dopiero po opadach deszczu i wiatrach, niebo staje się błękitne.