Bangkok: “I can feel the devil walking next to me”
: 29 wrz 2012 01:03
Polecam także temat, pełny ciekawych informacji o całej Tajlandii:
viewtopic.php?f=258&t=57
Te słowa z “One night in Bangkok” Murray Head oddają zapewne wrażenia Fotodraba z tego miasta, gdy pod zakładką ”Tajlandia ogólnie” pisał, że Bangkok to miasto, z którego należy jak najszybciej uciekać. Ale inny ustęp refrenu tej samej piosenki kończy się słowami “I can feel an angel sliding up to me”. Sądzę, że połączenie obu zdań oddaje dopiero charakter miasta.
Bangkok to bowiem na pewno miasto mocnych wrażeń, ale – moim zdaniem – mocnych po obu stronach: negatywnej i pozytywnej. Od mojego tygodniowego pobytu w tym mieście minęły już trzy lata i nie wracałbym może do nich, gdybym nie natknął się na wspomnianą wyżej wypowiedź Fotodraba, też zresztą nie wczorajszą bo z lipca 2011. Nawiasem mówiąc, zamieszczone przez Fotodraba zdjęcia są rzeczywiście bardzo dobre, gratuluję!
Moja wizyta w Bangkoku wypadła w krótkim okresie pozornego spokoju między puczem “żółtych koszul” z 2006 roku, zakończonym usunięciem popularnego, demokratycznie wybranego premiera Thaksina Shinawarty, a powstaniem “czerwonych koszul” z 2010 roku, domagającym się reform i przywrócenia cywilnych rządów tegoż premiera. Byłem tam – jak zwykle – z okazji sympozjum międzynarodowego stowarzyszenia fachowców z mojej branży. Sympozjum to odbywało się w tym samym “Bangkok Convention Centre” w kompleksie “Central World”, który w rok później mieścił dowództwo i główne siły powstania – i był szturmowany przez tajlandzką armię.
Czy napięcie społeczne czuło się już wtedy w Bangkoku?… Ja je czułem, choć nie wyrażało ono się jeszcze w tak gwałtownych formach jak w rok później. Tak się złożyło, że krótko przedtem pracowałem 3 tygodnie w Wietnamie, głównie w Sajgonie (obecnie Ho-Chi-Minh-City, krótko HCMC). Wietnam jest oczywiście krajem znacznie biedniejszym od Tajlandii i nadal noszącym ślady wojny z USA. Jeśli przejazd motorem przez Bangkok jest dla Ciebie Fotodrabie “próbą popełnienia samobójstwa”, to przejazd nim przez Sajgon jest gwarancją, że próba ta się uda. (Nawiasem mówiąc nie podzielam tego zdania – morze innych motocykli wokół Ciebie reaguje bowiem jak żywy organizm i unika kolizji z Tobą). Jednak mimo tej różnicy poziomu życia na ulicach Sajgonu nie widziałem tak przerażającej nędzy i ludzkiego upokorzenia jak w Bangkoku. Nawet nie tak daleko od “Central World”, tuż przy świecących bogactwem wejściach do hoteli, na schodach i wewnątrz przejść nad ulicami natykałem się na żebrzące potworki ludzkie i inne przejawy niedoli. Przejawy takie, od których przekręca się żołądek. Nie brak mi zwykle bezczelności w robieniu zdjęć, ale nie potrafiłem się zdobyć na uwiecznienie tych obrazków… Z drugiej jednak strony w zachowaniu się tłumów (głównie młodzieży) wokół tego samego “Central World” wyczuwało się jakąś godność, nawet dumę. Świadczyły o tym ubiór, wzajemna życzliwość, powaga, kwiaty i kadzidełka przy ołtarzach buddyjskich i innych hinduistycznych, sposób wysławiania się, patrzenia na rozmówcę itp. A więc diabeł i anioł obok siebie. To nie mogło trwać długo – musiało wybuchnąć. I wybuchło w 2010 roku. Obecny stan – po częściowym tylko ustąpieniu wojska i związanych z nim elit (w tym “żółtych koszul”) w wyniku wyborów z 2011 roku – jest też napięty. Ale miejmy nadzieję, że to początek pokojowej realizacji ambicji Tajów. Bo mimo pewnych podobieństw to nie naród o tak kastowej kulturze jak Hindusi. Panujące niesprawiedliwości społeczne nie będą tam długo tolerowane.
Czy to wszystko ma nas powstrzymywać od podróży do Bangkoku?… Uważam, że nie – wręcz przeciwnie. Miasto ma bardzo wiele do pokazania turyście. Małą próbkę przedstawiam na załączonych zdjęciach. Oczywiście dobrze byłoby, gdyby ten turysta rzeczywiście tylko po to tam przyjeżdżał, a nie również po tani seks i inne zachcianki korumpujące ambicje Tajów. Mam nadzieję, że kiedyś tak się stanie. Nie bałbym się jednak specjalnie tego, że społeczne napięcia – które zapewne potrwają jeszcze pewien czas – mogą zagrozić naszemu osobistemu bezpieczeństwu, gdy tam pojedziemy. Przemoc jako środek dochodzenia własnych racji jest raczej obca kulturze Tajów. Nie prędko należy się więc jej tam spodziewać.
Resztę uwag o Bangkoku pozwalam sobie zamieścić w komentarzach pod zdjęciami. Oto ich pierwsza część, drugą zamieszczę jutro, bo zrobiło się późno.
viewtopic.php?f=258&t=57
Te słowa z “One night in Bangkok” Murray Head oddają zapewne wrażenia Fotodraba z tego miasta, gdy pod zakładką ”Tajlandia ogólnie” pisał, że Bangkok to miasto, z którego należy jak najszybciej uciekać. Ale inny ustęp refrenu tej samej piosenki kończy się słowami “I can feel an angel sliding up to me”. Sądzę, że połączenie obu zdań oddaje dopiero charakter miasta.
Bangkok to bowiem na pewno miasto mocnych wrażeń, ale – moim zdaniem – mocnych po obu stronach: negatywnej i pozytywnej. Od mojego tygodniowego pobytu w tym mieście minęły już trzy lata i nie wracałbym może do nich, gdybym nie natknął się na wspomnianą wyżej wypowiedź Fotodraba, też zresztą nie wczorajszą bo z lipca 2011. Nawiasem mówiąc, zamieszczone przez Fotodraba zdjęcia są rzeczywiście bardzo dobre, gratuluję!
Moja wizyta w Bangkoku wypadła w krótkim okresie pozornego spokoju między puczem “żółtych koszul” z 2006 roku, zakończonym usunięciem popularnego, demokratycznie wybranego premiera Thaksina Shinawarty, a powstaniem “czerwonych koszul” z 2010 roku, domagającym się reform i przywrócenia cywilnych rządów tegoż premiera. Byłem tam – jak zwykle – z okazji sympozjum międzynarodowego stowarzyszenia fachowców z mojej branży. Sympozjum to odbywało się w tym samym “Bangkok Convention Centre” w kompleksie “Central World”, który w rok później mieścił dowództwo i główne siły powstania – i był szturmowany przez tajlandzką armię.
Czy napięcie społeczne czuło się już wtedy w Bangkoku?… Ja je czułem, choć nie wyrażało ono się jeszcze w tak gwałtownych formach jak w rok później. Tak się złożyło, że krótko przedtem pracowałem 3 tygodnie w Wietnamie, głównie w Sajgonie (obecnie Ho-Chi-Minh-City, krótko HCMC). Wietnam jest oczywiście krajem znacznie biedniejszym od Tajlandii i nadal noszącym ślady wojny z USA. Jeśli przejazd motorem przez Bangkok jest dla Ciebie Fotodrabie “próbą popełnienia samobójstwa”, to przejazd nim przez Sajgon jest gwarancją, że próba ta się uda. (Nawiasem mówiąc nie podzielam tego zdania – morze innych motocykli wokół Ciebie reaguje bowiem jak żywy organizm i unika kolizji z Tobą). Jednak mimo tej różnicy poziomu życia na ulicach Sajgonu nie widziałem tak przerażającej nędzy i ludzkiego upokorzenia jak w Bangkoku. Nawet nie tak daleko od “Central World”, tuż przy świecących bogactwem wejściach do hoteli, na schodach i wewnątrz przejść nad ulicami natykałem się na żebrzące potworki ludzkie i inne przejawy niedoli. Przejawy takie, od których przekręca się żołądek. Nie brak mi zwykle bezczelności w robieniu zdjęć, ale nie potrafiłem się zdobyć na uwiecznienie tych obrazków… Z drugiej jednak strony w zachowaniu się tłumów (głównie młodzieży) wokół tego samego “Central World” wyczuwało się jakąś godność, nawet dumę. Świadczyły o tym ubiór, wzajemna życzliwość, powaga, kwiaty i kadzidełka przy ołtarzach buddyjskich i innych hinduistycznych, sposób wysławiania się, patrzenia na rozmówcę itp. A więc diabeł i anioł obok siebie. To nie mogło trwać długo – musiało wybuchnąć. I wybuchło w 2010 roku. Obecny stan – po częściowym tylko ustąpieniu wojska i związanych z nim elit (w tym “żółtych koszul”) w wyniku wyborów z 2011 roku – jest też napięty. Ale miejmy nadzieję, że to początek pokojowej realizacji ambicji Tajów. Bo mimo pewnych podobieństw to nie naród o tak kastowej kulturze jak Hindusi. Panujące niesprawiedliwości społeczne nie będą tam długo tolerowane.
Czy to wszystko ma nas powstrzymywać od podróży do Bangkoku?… Uważam, że nie – wręcz przeciwnie. Miasto ma bardzo wiele do pokazania turyście. Małą próbkę przedstawiam na załączonych zdjęciach. Oczywiście dobrze byłoby, gdyby ten turysta rzeczywiście tylko po to tam przyjeżdżał, a nie również po tani seks i inne zachcianki korumpujące ambicje Tajów. Mam nadzieję, że kiedyś tak się stanie. Nie bałbym się jednak specjalnie tego, że społeczne napięcia – które zapewne potrwają jeszcze pewien czas – mogą zagrozić naszemu osobistemu bezpieczeństwu, gdy tam pojedziemy. Przemoc jako środek dochodzenia własnych racji jest raczej obca kulturze Tajów. Nie prędko należy się więc jej tam spodziewać.
Resztę uwag o Bangkoku pozwalam sobie zamieścić w komentarzach pod zdjęciami. Oto ich pierwsza część, drugą zamieszczę jutro, bo zrobiło się późno.