Nieprzeczytane posty

Re: Wakacyjne przygody

41
ja kiedyś jechałam do lwowa i razem ze znajomymi wynajelismy prawie caly autobus (bylo nas ok 12) i oprocz nas byla tam jeszcze jedna para. my wysiadalismy wczesniej niz ta para (oni jechali do centrum, my mieszkalismy na obrzezach lwowa), wiec wyciagnelismy wszystkie plecaki z bagaznika i kazdy bral swoj. autobus odjechal. kazdy ma plecak na plecach i okazuje sie, ze na ziemi lezy jeden plecak, ktory najwyrazniej nie jest nasz. okazalo sie, ze wyciagnelismy plecak tez dziewczyny z tej pary ;p dwojka z nas ruszyla taksowkami (mozna zjezdzic caly lwow taxa za 10zl:D) w pogoni za tamta para i udalo sie ich przywitac na dworcu, na ktorym konczyl trase autobus :) oddalismy im plecak a potem jeszcze widzielismy ich w miescie ze dwa razy ;p

Re: Wakacyjne przygody

42
Ja podczas pobytu na Kanarach w dopiero co ubiegłym roku miałem nie tyle przygodę, co spotkałem mega ciekawą osobę. Mianowicie spacerując po plaży natknęliśmy się na jaskinie. Zamieszkałą jaskinie. Spędziłem dobrych parę godzin na rozmawianiu z człowiekiem, który z wyboru od 11 lat mieszka sam w jamie. Niesamowite były jego przemyślenia i postrzeganie świata oraz otoczenia. Sama jego historia jest niesamowita. Chętnie zgodził się podzielić swoimi refleksjami przed kamerą. Można obejrzeć wywiad i posłuchać, co ma do powiedzenia człowiek, który ponad dekadę mieszka w jaskini.

Re: Wakacyjne przygody

49
Moim skromnym zdaniem, podróż bez totalnych wpadek to nudna podróż. :lol:
No bo co najlepiej się wspomina? Sprawy nieprzewidziane, czasem śmieszne, czasem z dreszczem grozy.
W czasie moich podróży trochę takowych przygód się zdarzyło. :D
Chyba najbardziej zaskakującą wycieczką były wakacje w Wilnie.

Wracaliśmy z Trok do Wilna, gdzie mieliśmy nocleg. Gdy zatrzymaliśmy się na jednej ze stacji paliw spotkaliśmy faceta, na oko - 50 lat w nowiuteńkim BWM X5. Łysy, lekko kulawy, w ciemnych okularach, bez 3 palców na jednej ręce i jednego na drugiej. Wdaliśmy się w pogawędkę i okazało się, że ten "lekko" podejrzany facet przyjechał z Niemiec na Litwę w ciągu jednego dnia. Do teraz wydaję mi się, że rozmawialiśmy z wysoko postawionym mafiozą. :o

Jadąc dalej napotkała nas straszna nawałnica, studzienki przestały odbierać wodę i... wyobraźcie sobie co się działo. Korek masakryczny, niektóre samochody próbowały się przedrzeć przez wodę (poszliśmy zobaczyć co się dzieje, na piechotę), część przejechała, część stawała w wodzie i - jak to się mówi - ni wta ni we wta. :D Po kilkudziesięciu minutach jazdy co kilkanaście sekund o 2 metry, nasz kochana Skoda zakaszlała, zaprychała i rozkraczyła się na głównej ulicy Wilna. Pomyśleliśmy tylko "no to zajebiście..." i dawaj pchać półtoratonowego bydlaka w przemokniętych trampkach i wodzie po kostki. Na szczęście po jakichś 50 metrach znaleźliśmy jakiś wjazd na chodnik i wtoczyliśmy skurczybyka. Szybko zrozumieliśmy, że po prostu padł akumulator. Szukając rozpaczliwie jakiegokolwiek samochodu zdolnego nam pomóc zobaczyliśmy wyjeżdżający mały SUV-ik. Pomachaliśmy kablami, a facet (nawet z twarzy widać było, że rusek) tylko przez szybę rzucił "Njet, njet". Odpowiedzieliśmy równie serdecznym "pie*dol się!" pod nosem, ale chyba nie zrozumiał przesłania, bo nam odjechał. W końcu jakiś dobroduszny Litwin użyczył nam trochę prądu, przeczekaliśmy aż ulica na powrót zmieni się z rzeki w ulicę i odjechaliśmy do hotelu. :)
Co najtragiczniejsze - stojąc w korku spotkaliśmy Polaków, jadących na mecz towarzyski Żalgiris Wilno - Lechia Gdańsk. Nie zdążyli. Tyle kilometrów psu w... gardło. :? Do teraz mi ich szkoda.

Ciekawych akcji było wiele, ale i tak się rozpisałem i zapewne nikt tego nie przeczyta. :lol:
No to - reszta kiedy indziej, jak się zbiorę na kolejny referat. :D

Re: Wakacyjne przygody

50
Co nie przeczyta... Ja na ten przykład pozwoliłem sobie poświęcić kilka minut i przeczytałem cały powyższy tekst.
I przypomniało mi się jak w sobotę pojechałem z rodzinką na wycieczkę na drugi koniec kraju (nie mieszkam w Polsce) Jako że do tradycji przeszło że zawsze po drodze stajemy na stacjach na kawę i sconę albo muffinkę to i wyruszyliśmy w drogę z 1/3 baku. Stanęliśmy po drodze na przekąskę ale akurat nie na stacji tylko w takim zajeździe/karczmie. I przez to wszystko zapomniałem zatankować... W drodze powrotnie zaczęła się świecić kontrolka braku paliwa. A że byliśmy na kompletnym zadupiu to się trochę zgrzałem. Ponieważ do cywilizacji było dobre 70km a w baku zostało na jakieś 50 maksymalnie, ruszyłem do najbliższej wiochy poszukać stacji. Nie ma. To do następnej. Nie ma. Już zrobiłem ze 20 km. Ciśnienie rośnie. Miasteczko. Jest stacja. Zamknięta bo to przecież sobota wieczór. Pytam jakiś ludzi pod pubem gdzie tu działająca stacja. A oni a to będzie dobre pół godziny drogi... To siębytam czy nic innego się nie znajdzie. TO oni że mogę spróbować w drugą stronę pojechać. Jest jeszcze jedno miasteczko 15km stąd i maja tam 2 stacje. może mi się poszczęści. Jadę. Sytuacja napięta jak baranie jaja. Żona już ze mną nie rozmawia wcale. Dojeżdzamy - stacja nie czynna. No to dupa. Wyjeżdzamy z miasteczka, na wylocie jeszcze jedna stacja. Jest! Stoi ktoś! Jest już 20:11 i powinien mieć zamknięte ale jakoś mu się zeszło. Kupuje paliwo. Jesteśmy uratowani. Jedziemy do domu. Przeż to krążenie i szukanie stacji mocno zboczyłem z trasy. GPS prowadzi mnie po takich pipidówach że krowy na pastwiskach patrzą się tak jakbym był piewszym człowiekiem jakiego widzą w życiu...

Wróć do „Przygody z wakacji”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 64 gości