Nieprzeczytane posty

Re: Wakacyjne przygody

11
moja przygoda z walentynkowej wyprawy na Turbacz tak, tak stary, łatwy co zdobycia Turbacz Noc przed wyjazdem spędziłem na robieniu prezentu dla dziewczyny, przed wyruszeniem spałem może ze 3 h plus drzemka w autobusie. Dojechaliśmy do Nowego Targi, zapytaliśmy miejscowych który szlak jest przetarty i poszliśmy. Znaleźliśmy szlak, ale było na nim śniegu pa pas. hmmm cóż, miał być przetarty, wiec pewnie skuter dojechał ale kawałeczek wcześniej. No i idziemy. brniemy i brniemy i wyczekujemy tego przetartego szlaku ale nic. Zmęczyliśmy się dość mocno. Do plecaka miałem przytroczone 2 pary nart a w środku buty, woda, termos - ciężar niezły... Zrezygnowaliśmy. wróciliśmy do początku szlaku, ale spotkaliśmy turystów, którzy wskazali nam prawidłowy kierunek. Żółty szlak i do góry. przetarty fajnie więc pełni zapału idziemy do góry. Idziemy i Idziemy... Wcześniejsze zmęczenie dawało się we znaki. doszliśmy do 3/4 wysokości (połączenia ze szlakiem zielonym) i tam postanowiliśmy wracać - zaczynało się ściemniać (straciliśmy rano dużo czasu) ubraliśmy buty zapięliśmy narty i zaczęła się jazda w dół. Zabawa świetna, tylko nogi odrobinkę bolą. Dojechaliśmy do rozwidlenia. Przetarty szlak według mapy, schodził do miejscowości, która kompletnie nam nie pasowała bo nie było możliwości złapania transportu do domu. Nasz zielony szlak skręcał w kopny śnieg. Stwierdziliśmy, że to tylko może kawałek i pojechaliśmy... Dość szybko się zakopaliśmy. Zadziwiająco szybko zrobiło się ciemno, bardzo ciemno. Nie za bardzo wiedzieliśmy gdzie jesteśmy. Co z tego, że mieliśmy mapę, jak jedynym źródłem światła była komórka. W śniegu byliśmy po pas. Nie szło się ruszyć ani w jedną ani w drugą stronę. Co robić? Cóż trzeba schować dumę do kieszeni i wezwać pomoc. Sięgam po komórkę - no tak po którymś z upadków na nartach komórka się rozczłonkowała. Miała niestety taką wadę, że można było ją włączyć jedynie igłą, bo odpadł guziczek za to odpowiedzialny. Spoko, jest przecież komórka mojej dziewczyny jedna kreska baterii i chyba 12 gr na koncie, świetnie. próbujemy: 601 100 30 dodzwoniliśmy się. bateria szybko padła. rozgrzaliśmy baterię w rękach, próba 2: no tak nie ma środków... Na szczęście Gopr dzwoni do nas. Po kilku próbach (bateria cały czas sie wyładowywała) dogadaliśmy się mniej więcej i po niedługim czasie przyjechał po nas skuter. Zwieźli nas na dół, poczęstowali herbatką i powiedzieli, że latarki zapomnieć w góry to grzech kardynalny, Od tamtego czasu nie ruszam się na szlak bez latarki. Gdybyśmy ją mieli zauważylibyśmy, że niedaleko był przetarty szlak, który wcale nie schodził na drugą stronę góry jak mniemaliśmy... Wszystko dobrze się skończyło. Turbacz darzę dużym sentymentem i chętnie tam wracam :| :D
byle dalej...

Re: Wakacyjne przygody

12
Jeśli chodzi o kwestie latarki to faktycznie nawaliłeś ,jednak całościowo należy ci się Oskar za pomysłowość (np z baterią) no i oczywiście za zachowanie zimnej krwi.I prawdę mówiąc to nie chciałbym być na twoim miejscu,na szczęście wszystko skończyło się dobrze.To dobra przestroga także dla innych. :)
Max

Re: Wakacyjne przygody

13
Jeszcze jedna ciekawa przygoda: rzecz dzieje się w Norwegii. Już dojeżdżamy na Nordkapp, jest około 22.30 zastanawiamy się czy zdążymy być na miejscu o północy, wybieramy piosenkę, którą sobie puścimy wjeżdżając na najdalej wysunięty kawałek Europy. Drogę po raz kolejny przebiegają nam renifery, zwalniamy, robimy zdjęcia... Chcemy jechać dalej, wrzucam dwóję i... nic! Nie ma przełożenia siły z silnika na koła. Jasny szlag, co jest grane... Na pobocze, maska w górę, pod samochód, telefon do PL. ustaliliśmy, że sami nic nie zrobimy. Ktoś na musi pociągnąć. zatrzymujemy pierwsze auto - nie mają linki (my też jej nie mieliśmy - błąd [sic!] ) drugie, też nie ale proponują, że zadzwonią po pomoc. Na pewno! nie mamy tyle kasy, żeby zapłacić norweskiej pomocy drogowej. Czekamy na kolejne auto. Jest ok 23.30 z jednej strony wielka woda z drugiej wielkie góry, auta rzadko jeżdżą... Jedzie kolejny, zatrzymuje się ma linkę, chętnie pomorze. zapina i jedziemy nigdy wcześniej nie jechałem na holu - dziwne uczucie, szczególnie, że jechaliśmy za Grandt Vitarą, która przesłaniała cały widok. Widzieliśmy jedynie tył samochodu jakieś 2,5 metra przed nami. Wjeżdżamy do tunelu 6 km: 3 km w dół i 3 w górę spadek około 10%. Nie ma szans zjeżdżać na hamulcu, bo je spalimy więc jedziemy jakieś 80 km/h w dół a ja nie widzę nic poza tyłem Vitarki. Jechałem w maksymalnym skupieniu, cały spięty... ufff zaczynamy się wspinać tu jest lepiej, nie pędzimy już tak bardzo - ok 50 km/h. widać wyjazd z tunelu, zaczynamy się rozluźniać, żartujemy wyjeżdżamy na światło nocne (białe noce) i nagle z lewej strony wyskakuje renifer! wbiega na auto które nas ciągnęło. Uderza barkiem w błotnik i dupą o drzwi (nie był rozpędzony i jak zobaczył auto zaczął zawracać, tyle że nie zdążył do końca wyhamować) Vitara mocno hamuje, to i ja po hamulcach ale między nami jest tylko 2,5 m liny... Na szczęście gość wykazał się mega przytomnością umysły i zaraz po hamulcu nacisnął pedał gazu. wyrwało go do przodu i zerwało linę między nami, ale nie zderzyliśmy się. Renifer wyszedł cało z opresji i pobiegł sobie w bliżej nie określonym kierunku... Gość przyjął całe zdarzenie z uśmiechem na ustach. Związał linę na nowo i pojechaliśmy dalej. Podrzucił nas pod mechanika i życzył miłej nocy. Była to noc z piątku na sobotę, a w Norwegii nikt nie pracuje w weekend. Sprawa z autem wydawała się poważna, musieliśmy koczować pod mechanikiem do poniedziałku. Nie było tak źle, rozbiliśmy sobie namiocik i staraliśmy się nie smucić. W końcu wakacje
Okazało się, że mechanik który jeszcze w PL zmieniał mi sprzęgło, nie dokręcił go prawidłowo i się odczepiło. Mechanikom zajęło to ok 1 h pracy parę śrubek i trochę oleju do skrzyni biegów a skasowli za to ok 1,5 tys zł (usługi norweskie, są horrendalnie drogie). Wszystko skończyło się dobrze - wspominamy to ze śmiechem, ale polecam wszystkim przed wyjazdem zagranicę wykupienie w PZU za 100 zł ! pakiet ubezpieczenia samochodu na podróż. Nie trzeba się przejnować holowanim, naprawami oraz nawet noclegami przy dłużej naprawie, dosłaniem części jeśli to konieczne, czy powrotem do domku i to w 1 klasie (wszystko do określonych kwot - ale generalnie bardzo spoko). Stówka i tyle stresu mniej Dowiedziałem się o tym dopiero po powrocie, ale po moich przejściach nigdzie za granicę się bez tego nie ruszę.

p.s. sorry za kryptoreklamę, ale potraktujcie to jako dobrą radę! :) :) :)
byle dalej...

Re: Wakacyjne przygody

15
to może znowu ja Przypomniało mi się, po wpadł mi w ręce jakiś ranking na najbardziej niebezpieczne miejsce w Europie. Pierwsze miejsce zajęła Ramblas w Barcelonie. Moja przygoda z ulicą tą związana jest taka: Autostopowaliśmy po Hiszpanii. dojechaliśmy do Barcelony, gdzie jest mnóstwo rzeczy do zobaczenia, a nie mieliśmy ani sił ani chęci do zwiedzania z plecakami. Szkoda nam było kasy na przechowalnie bagażu no i wpadł nam do głowy świetny pomysł: zostawiliśmy bagaże bezpiecznie w przechowalni w supermarkecie - za darmoszkę. Wszystko świetne, tylko źle zapamiętaliśmy godziny otwarcia supermarketu i pewnie jak się domyślacie wróciliśmy po bagaże podczas gdy sklep od godziny zamknięty był na głucho. Nie mieliśmy nic oprócz dokumentów i podręcznej kasy - wszystko zostało bezpiecznie w poczekalni Nie wiedzieliśmy co ze sobą zrobić, zawędrowaliśmy na cieszącą się złą sławą Ramblas. Obserwowaliśmy prostytutki zaczepiające turystów, sprzedawców haszyszu i marihuany, jakiś piwek. szara strefa kwitła na całego, a po środku dumnie przechadzała się po licja, udając że nic nie widzą. Zmęczyliśmy się, chciało się nam spać... skręciliśmy w pierwszą lepszą przecznicę. zaraz była katedra. Przycupnęliśmy na murku i tam usnęliśmy. Nic się nam nie stało, nikt nas nawet nie zaczepił. Rano, kiedy przebudziliśmy się, naszym oczom ukazał się ciekawy widok. Zza pomnika umieszczonego jakby we wnęce ściany katedry przy której spaliśmy, kilka metrów nad ziemią wyłonił się młody koleś (bezdomny pewnie) zeskoczył, przywitał się, uśmiechną i poszedł w swoją stronę Jego miejscówka była znacznie lepsza. :) :) :)
byle dalej...

Re: Wakacyjne przygody

16
Jedziemy przez Norwegię,górka,dołek a później już same górki i tunel za tunelem.Wjeżdżam do kolejnego kilkukilometrowego i gdzieś w połowie do ściany przyczepiony znak skrzyżowanie i światła :shock: no,znaczy ktoś dla jaj przyczepił bo przecież w tunelach nie ma skrzyżowań.Jadę tak bliżej setki i za lekkim zakrętem wyjeżdżam na sygnalizację i świeci się czerwone :shock: a w lewo i prawo idzie inny tunel którym jadą auta :roll:
Na szczęście było tyle że zdąrzyłem wyhamować :roll:

Re: Wakacyjne przygody

17
"Jadę tak bliżej setki i za lekkim zakrętem "

W tunelu z taką prędkością? :o Jeśli chodzi o światła w tunelu to faktyczne to musiało wyglądać imponująco.Nie spotkałem się jeszcze z czymś takim.

Będąc w temacie sygnalizacji świetlnej,kiedy to podążałem na Północ Szkocji na jedną z wysp,poruszałem się dwukierunkową ulicą i nagle światło czerwone z przejściem dla pieszych.Więc stoję.Nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie fakt że po jednej stronie pionowe klify,po drugiej stronie przepaść i jezioro.
I nic poza tym Żadnego miejsca na chodnik tylko barierki zabezpieczające.Było tak wąsko że nikt nie mógłby uczęszczać tą drogą.Po co więc światła???.Totalna bezmyślność Nie zdążyłem zrobić zdjęć a szkoda,może następnym razem. :D :D
Zobacz, naszą wyjątkową książkę Sekretne miejsca w Europie , w której znajdziecie miejsca, których w większości nie ma na mapach ani w przewodnikach. Ta wyjątkowo rzadka publikacja ujrzała światło dzienne po blisko pięciu latach poszukiwań. To idealna propozycja dla wszystkich, nie tylko tych kochających podróże, link do książki https://podroze.org.pl/product/sekretne ... w-europie/

Re: Wakacyjne przygody

18
Łapaliśmy stopa we Włoszech. Było piekielnie gorąco, byliśmy w jakiejś kiepskiej formie, a do tego nam nie szło. Nie mogliśmy wydostać się z Bolonii. W końcu się udało. Złapaliśmy stopa do oddalonej o ok 50 km Modeny. Nie zrozumieliśmy się z kierowcą, który nie zostawił nas przy drodze, tylko zwiózł do centrum. Nie mieliśmy już sił wracać łapać stopa. Dowiedzieliśmy się gdzie są najtańsze noclegi i poszliśmy do schroniska młodzieżowego. Byliśmy trochę zdziwieni, jak okazało się, że został wolny tylko 1 pokój. Po co ludzie jadą do Modeny ??

Następnego dnia, stwierdziliśmy, że skoro los zabrał nas do Modeny, to wypada ją zwiedzić. Poza tym chcieliśmy naładować akumulatory. Wyszliśmy z hostelu. Na ulicach spore poruszenie. Co i rusz widać znaki z hasłem "wszyscy na place" był to czas zaraz po śmierci słynnego włoskiego tenora - Pavarottiego. Dowiedziałem się, że tamtego dnia jest pogrzeb. Pomyśleliśmy, że Pavarotti był tak ceniony, że na placach w miastach włoskich będzie transmisja z mszy żałobnej i ceremonii pochówku.

Skoro tak, to podjęliśmy decyzje, że pójdziemy na plac i zobaczymy tę ceremonię z innymi włochami. Dziwiło nas tylko dlaczego po mieście kręci się tylu dziennikarzy... o ustalonej godzinie dotarliśmy na plac. Tłum straszny. Ledwo znaleźliśmy w miarę zacienione miejsce z widokiem na telebim. Zaczyna się ceremonia, kamery pokazują wnętrze bazyliki i mszę. Koleżanka mówi: "Kurcze, fajnie byłoby być na jego pogrzebie"...

Koniec ceremonii, napisy końcowe, na placu zamieszanie, bo z kościoła przy którym oglądaliśmy ceremonię wyjeżdża kondukt pogrzebowy, na ekranie widzę napisy po włosku, z których rozumiem tylko 1 słowo: Modena.

Okazało się, że zupełnie nieświadomie uczestniczyliśmy w pogrzebie wielkiego Tenora :)

To kolejny dowód na to, że nic nie dzieje się przypadkiem...
byle dalej...

Re: Wakacyjne przygody

19
tym razem nieco ku przestrodze, szczególnie tym, którzy podróżują camperami i przyczepami campingowymi.

historia miała miejsce na parkingu przy autostradzie, gdzieś we Francji. Znajomi jechali 2 camperami - poczuli się zmęczeni więc zjechali na pierwszy parking. Chcąc odpocząć przed dalszą trasą położyli się do spania. w nocy zostali okradzeni. Może się wydawać, że nie jest to możliwe, każdy obudził by się, gdyby ktoś łaził mu po samochodzie. Najprawdopodobniej, przez uszczelkę w drzwiach wpuszczony został gaz usypiający, który spowodował całkowitą swobodę złodziei.
jedynym przychodzącym na myśl rozwiązaniem, jest zabezpieczanie samochodu od wewnątrz, tak by nie dało się otworzyć drzwi.
byle dalej...

Re: Wakacyjne przygody

20
:o :o :o :o To jakas paranoja,żeby człowiek nie mogl spokojnie wyjechał na wakacje.A mowią że jak chcesz stracic samochod to jedz do Polski,a tu prosze . Kraj dobrobytu,jak widać nie dla wszystkich.Moj znajomy mial podobny przypadek w pociągu relacji Warszawa Wrocław( bardzo popularne zjawisko) kilka małych pojemniczków z bezwonnym gazem 100% skuteczności niestety.
Zobacz nowy wymiar podróży. Podróże,przewodniki,ukryte miejsca.Zapraszam na mój nowy portal podróżniczy

Wróć do „Przygody z wakacji”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 12 gości